Minłęło trochę czasu od finału drugiego sezonu, emocje opadły, teraz mogę na chłodno napisać recenzję. BĘDZIE DŁUGA, ostrzegam. Pierwsza piątka odcinków "The Walking Dead" od Telltale Games postawiła poprzeczkę bardzo wysoko. O firmie zrobiło się głośno, zgarnęła nagrody, zarobiła, zatrudniła więcej pracowników. Oczekiwałem, że ciąg dalszy, jeśli nie przeskoczy wcześniejszych epizodów to chociaż będzie na tym samym poziomie. I wiecie co? Sezon drugi skoczył, jak 150 kilowa baba.
Poczatek był obiecujący. Clem znalazła Omida i Christę, tragedia w szalecie, przeskok o ładnych parę miesięcy, starsza Clem, rozdzielenie, nowi ludzie. Pozostało mnóstwo spraw do których (przynajmniej ja) mieliśmy pewność - wrócimy. A więc, co z dzieckiem Christy, czy przeżyła, co stało się nad rzeką, jak przekonać do siebie niektórych, czy zabranie zegarka zaważy na relacjach, co jest nie tak z Sarah, jakie znaczenie bedzie miała paluszkowa przysięga itd. To miało wrócić. I wróciło. W postaci wyprostowanego środkowego palca. Christa, zagadka jej ciąży, masakra nad rzeką - zniknęły na dobre. Przekonywać do siebie Rebeki i Carlosa nie musieliśmy; cokolwiek powiedzieliśmy im w pierwszym odcinku nie miało znaczenia, bo w drugim już ufali Clem. Zegarek to był chyba dowcip - bierz co się nawinie, później będą ci wdzięczni. Co było nie tak z okularnicą? Coś było. A paluszkowa przysięga, pinky promise? Tak wyglądał drugi sezon - rozpoczęte wątki albo porzucano, albo były zupełnie bez znaczenia.
Drugi odcinek też jeszcze nie był zupełnie zły. Chociaż interesujące charaktery wyeliminowano szybko; Pete i Walter, doszedł nowy, z zachrypniętym głosem Madsena; Carver. Scenarzyści kolejny raz zaczęli bujanie - może Carver wcale nie jest taki zły, może ludzie z którymi przebywa Clem wcale nie są dobrzy, co? To by był zwrot. Nie łudźcie się. Zwrotu nie było. Powrót Kenny'ego był znośny, ale wymuszony przez jego fanów. Na plus zaliczyłbym Bonnie, jako czarny charakter. Na minus Clem, wiedzącą, jak wyłączyć wiatrak, gdy inni dorośli nie mieli pojęcia.
Trzeci odcinek. Tragedia. Carver miał być kimś więcej, niż dupkiem bijącym wszystkich dookoła. Zmarnowano kompletnie potencjał tej postaci. Drugi gubernator z prymitywną filozofią. Bonnie okazała sie sympatyczna, chociaż głupia. Jakim cudem ona i reszta ekipy z 400 dni ufali Carverowi? Przecież przed takimi ludźmi uciekali. Nic w tym epizodzie się nie klei. Wejście truposzów do środka - najbardziej wymuszona scena ever. Luke, który z jakiegoś powodu strzelił focha w poprzedniej części, dogania obóz w jeden dzień (a był przynajmniej 5 dni drogi od niego) i wchodzi niezauważony do środka. Każe kraść krótkofalówki, ale po co, skoro wyjść nie mogą. Potem daje się złapać, jak dziecko. Clem biega po dachu niezauważona, jak ninja. Alvin śpi sobie w fotelu, dopiero na widok małej dziewczynki postanawia coś zrobić. Carver nawet w obliczu śmierci się nie zamyka. Dlaczego uciekają? Czy za murami nie byłoby bezpieczniej? I dlaczego Tavia i reszta strzelają? Nie wiedzą, że hałas przyciąga trupy? Za dużo amunicji, czy co? Na koniec 12-letnia dziewczynka odrąbuje rękę. Za dużo Kill Billa nie wyszło na zdrowie.
Czwarta część. Trochę lepsza, niż katastrofa "In harm's way". Jane uczy Clem, jak walczyć z zombie. Świetnie. Tylko, że ona to już wie. Nauczanie powinno pojawić się w pierwszym lub drugim odcinku, nie w czwartym. Autorzy gry przypomnieli sobie, że Nick może jeszcze żyć - no to znajdujemy go martwego na płocie. Ratowanie Sary nie ma sensu, bo za chwilę zginie i tak. Szkoda ich, zasłużyli na więcej. Pogoń za szopem była chyba najlepszym momentem w "Amid the ruins". Pytanie - czy wasi rodzice portrafią odebrać poród bez żadnej pomocy? A Kenny potrafi. Bo miał syna. Głupie, nie? Też tak sądzę. Rebecca postanawia umrzeć bez wytłumaczenia w ostatnich minutach gry, co jej się udaje. I ten nieszczęsny Arvo. Cokolwiek zrobisz, on z krajanami cię zaatakuje. Myślałeś, że końcowa strzelanina będzie miała duży wpływ na zakończenie?
Błąd! Nikt z przyjaciół Clem nie zginie od kul. Zaufają Arvo, (któremu zabili siostrę) i on ich poprowadzi. Idą, ale nie wiedzą dokąd idą. Aha, Jane jednak nie okazała się kopią Molly i wróciła. W czwartej części mówiono coś o mieście, ale w piątym ono chyba dostało nogi i uciekło. Przechodzą przez zamarzniętą rzekę. Mała dygresja o pogodzie - w 2 ep. padał śnieg, 3-4 ep. jesień, 5 ep. zima siarczysta. No i przechodzą tę rzeczkę - wiadomo ktoś zginie. Raz, dwa, trzy, Luke odpadasz - ty. Jak można było pozbyć się Luke'a w tak głupi sposób... Kenny zakochuje się w małym Alvinie, Mike i Bonnie zakochują sie w Rosjaninie, Clem zostaje postrzelona. Grupa się rozpada. Flashback? Lee wrócił? Ten koszmarny sezon był snem? Nie ma tak dobrze. Nasi przyjaciele wreszcie postanowili wybrać cel podróży, ale zdania były podzielone. Kenny się wściekł, bo nie rozumiał, jak nieszczepiony bobas na mrozie mógł nie przeżyć zombie apokalipsy. Ale przeżył. I zakończenia. Dla tych, co nie dali zarżnąć Jane - brak zakończenia. Dla fanów wąsacza - szalony Kenny staje się cukierkowo słodki i znajduje mityczne Wellington, fanfary! Dla tych, co nie polubili nikogo - Clem idzie gdzieś z niemowlakiem, który nie płacze, nie je i nie choruje, a zima się skończyła. The end. Całe szczęście.
Podsumowanie. Wyżej macie część bzdur, jakie Telltale Games zaserwowała w drugim sezonie TWD. Cel - nie było go w grze, nie było wiadomo dokąd wszystko zmierza, wydarzenia rzucały bohaterów z miejsca na miejsce. W pierwszym sezonie chodziło o opiekę nad małą dziewczynką i zmierzaliśmy do Savannah. W drugim, duet Lee-Clem zastąpiła sama Clem, bo z kim ona tak naprawdę nawiązała więź? Z Lukiem, Kennym, Jane? Autor scenariusza do gry nie ma pojęcia, jak silna jest 12-latka. Na pewno nie byłaby w stanie odepchnąć większego, głodnego trupa, złamać mu nogi, wyważyć drzwi kopniakiem, odrąbać ręki jednym ciosem lub wyzdrowieć godzinę po postrzale. Jeszcze mniejsza jest wiedza autora o niemowlakach - wymagających troskliwej opieki, ciepła, karmienia. Bohaterowie byli bez polotu i bez polotu ich z gry usuwano. TWD nie ma sensu, jeśli postacie są graczom obojętne. Brak dylematów moralnych - raz tylko nie wiedziałem co zrobić, obok kogo usiąść w drugim epizodzie. Rozpoczynano wątki i już do nich nie wracano. Nawet nie podsumowano losu spotkanych ludzi przed napisami końcowymi. A pamietacie piosenkę Aleli Diane? No właśnie. Ten sezon rozczarował mnie potężnie. Do pierwszego często wracam, oglądam też reakcje ludzi na ekstremalne sytuacje. Drugiego sezonu w ogóle nie mam ochoty tykać.
,, Powrót Kenny'ego był znośny, ale wymuszony przez jego fanów.''
Dlaczego? Ja akurat uważam, że powrót Kenny'ego był jednym z lepszych pomysłów.
,,Jakim cudem ona i reszta ekipy z 400 dni ufali Carverowi? ''
Przecież Bonnie powiedziała, że oni wszyscy żyją tylko dzięki Carverowi, bo to on koordynuje pracą grupy, przydziela racje żywnościowe, zapewnia bezpieczeństwo. Poza tym powiedziała, że ,,dopóki trzymasz z Carverem, nic ci nie grozi'' więc ewidentnie chciała się dostosować.
,,Każe kraść krótkofalówki, ale po co, skoro wyjść nie mogą. ''
No jak to po co? Przecież tyle razy było mówione, że Luke ma obserwować strażników i da znać reszcie grupy gdy będzie odpowiedni moment do ucieczki.
,,Potem daje się złapać, jak dziecko.''
Przypomnij sobie jego słowa, gdy mówił, że od kilku dni nie spał, bo ciężko zmrużyć oko, gdy wiesz, że za rogiem czyhają zombie. Był wykończony, więc organizm odmawiał posłuszeństwa. Przecież człowiek nie jest jakimś robokopem, żeby pracować cały dzień na pełnych obrotach, więc nie wiem czy dał się złapać jak dziecko.
,,Carver nawet w obliczu śmierci się nie zamyka.''
Dlaczego niby miałby się zamknąć i pokazać słabość, bo nie bardzo rozumiem? Liczyłeś na to, że przyzna im racje i będzie błagał o przebaczenie?
,, Jane uczy Clem, jak walczyć z zombie. Świetnie. Tylko, że ona to już wie. ''
Ale co wie? Przeciez powiedziała, że to ,,mały dodatek do twojego repertuaru''.. Pokazała jej jeden trik, a ty to wyolbrzymiasz jakby jej jakieś niewyobrażalne nauki dawała.
,,Pytanie - czy wasi rodzice portrafią odebrać poród bez żadnej pomocy? A Kenny potrafi. Bo miał syna. Głupie, nie?''
Rebecca rodzi, a Kenny był jedyną osobą, która miała w tym jakiekolwiek doświadczenie. Przecież nikomu nie chodziło o to, ze Kenny będzie wzorowym położnym do jasnej cholery. Nikt wcześniej nie miał styczności z porodami, ba, nikt nie miał nawet styczności z dziećmi.
,,Jak można było pozbyć się Luke'a w tak głupi sposób..''
Dlaczego głupi? Bo nie umarł heroiczną śmiercią ratując Clem przed szwendaczami i nie było łzawych pożegnań? Śmierć Luke'a, była przypadkowa tak jak 80% innych śmierci w tej grze. Poza tym odejście Luke'a było naprawdę poruszające, szczególnie gdy spadał na dno, a my nic nie mogliśmy zrobić.
Z resztą się zgodzam. Nie rozumiem tylko dlaczego czepiasz się kwestii, które poruszyłam powyżej.
Kenny zginął w "No time left". Postanowiono jego wielbicielom nie pokazywać drastycznych scen, ale to spowodowało, że wielu kwestionowało zgon "idola". Telltale często układa historię pod żądania graczy. Nie podoba mi się to. Potrafię dostrzec, gdy coś wymuszane.
Nie zauważyli, że z Carverem jest coś nie tak? Pościg za uciekinierami i łamanie palców Carlosowi było dla Bonnie gwarancją bezpieczeństwa? Ciężko mi kupić wersję, że szef został tyranem dopiero w trzecim odcinku.
Przecież byli pilnowani. Poza momentami, gdy nie byli zamknięci. Nie wiem, co krótkofalówka mogłaby pomóc. To był kiepski plan.
Pewnie był głodny, ale czego się spodziewał? Że hala będzie pusta? Widzieliśmy ilu tam strażników z kałachami się przechadzało. Tak właściwie to ile czasu minęło od ucieczki ze schroniska? Dzień? Przecież jadł kolację.
Z Carvera zrobiono gderliwego dupka. Chrzanił filozofie najpierw przez megafon, potem następnego dnia rano, tak że Sarze się nudziło. W obliczu śmierci nie przestał gderać. To mnie boli, bo oczekiwałem po Carverze więcej.
To było przynajmniej kilkanaście minut szkolenia. Clem nauczyła się czegoś, co wcześniej praktykowała sama np. na moście. Nie wstawia się tutorialu w drugiej połowie gry, prawda?
Clem zasugerowała, że skoro Kenny miał syna, to może wiedzieć, jak odebrać poród. I faktycznie Kenny zrobił to sprawnie bez fachowej pomocy. Kenny - z zawodu rybak. Nie znam statystyk. Może położnictwo to pestka dla rybaków z Florydy. Odnoszę jednak wrażenie, że to było naciągane.
Luke umarł w głupi sposób. Nie musiał mieć zgonu bohatera, lecz załamujący się lód... Potrafię wyczuć, kiedy coś jest wymuszone i to BYŁO wymuszone. Wyobrażasz sobie, aby pozbyli się Lee w ten sposób? Luke nie zasłużył na skreślenie z listy bez emocji.
W dalszym ciągu nie rozumiem po czym poznałeś, że przywrócenie Kenny'ego było wymuszone, bo ja ani razu nie odczułam czegoś takiego.
Bonnie wspominała, że nie wiedziała, że to będzie zmierzać w takim kierunku. Myślała, że zabiorą ich z powrotem do obozu i tyle (tak wiem, głupie). Potem powiedziała, że trzyma z Carverem, bo tak jest bezpiecznie. Poza tym czemu miałaby uciekać od Carvera skoro zapewniał jej ochronę przed szwendaczami i jedzenie. Nie oczekuj od Bonnie racjonalnego myślenia - to chyba najbardziej tępa postać w historii tej gry.
A ja nic nie mam do postaci Carvera prócz tego, że gdy wszyscy mieli się spotkać w magazynie, po tym jak Clem włączy system nagłaśniający, Carver był tam z nimi ZUPEŁNIE SAM. Sam jedyny Carver na parenaście osób.
Szczerze mówiąc już bardzo dużo się naczytałam narzekań na postać Carvera. Większość osób pisze, że są zawiedzeni, tylko jakoś nikt nie umie dokładnie sprecyzować o co chodzi. Bo wydaje mi się, że jedynym argumentem jest ,,innym się nie podoba to i mi''.
Kilkanaście minut szkolenia? Z tego co pamiętam powiedziała do niej ,,uderz w kolano, a później dźgnij w tył głowy'', po czym Clem to wykorzystała, a ona jej odpowiedziała ,,niezły trik, co?''. KONIEC. Trwało to może 2 minuty. Zresztą nie ważne jest ile to trwało, nie wiem o co ta cała afera. Pokazała jej jedną sztuczkę i tyle, nie wiem czego się tu czepiać. Co to już w połowie gry nie można komuś dawać rad? To co Jane miała powiedzieć ,,Znam fajną sztuczkę, ale ci jej nie pokaże, bo apokalipsa trwa już pół roku więc powinnaś to wiedzieć'..
A co do tego, że praktykowała na moście się akurat zgadzam, bo sama doskonale to pamiętam i też się zdziwiłam.
A kto miał pomóc Kenny'emu skoro Rebecca zaczęła rodzić akurat gdy paredziesiąt szwendaczy właziło na górę? W ogóle według ciebie kto miał odebrać ten poród? Jane, której ewidentnie przeszkadzało, że ten dzieciak przyjdzie na świat czy może Clementine, zeby później gadać jakie to absurdalne, że 11 letnia dziewczynka odbiera poród?
To już zależy od punktu widzenia gracza. Dla niektórych ta śmierć była beznadziejna, a dla niektórych trudno było o bardziej poruszające pożegnanie. Dla mnie ta śmierć była w ogóle niepotrzebna, bo pierwszy raz od śmierci Lee poczułam głębszą relację z bohaterem, którego oczywiście postanowiono się pozbyć. Koniec końców Clementine w 3 sezonie zapewne znowu zostanie sama, zważając na to, że można było ukończyć grę na praktycznie 5 różnych sposobów.
Pamiętam jak po zakończeniu I sezonu, kiedy nie było jeszcze nic wiadomo na temat historii II sezonu, ludzie wypowiadali się, że to będzie absurdalne i głupie jeśli w następnym sezonie będziemy sterować 12-letnią dziewczynką. W tym sezonie zrobili ze niej małego terminatora, wiem że wiele przeszła, no ale... Moim zdaniem II sezon znacznie odstawał od I w negatywnym sensie.