Lubię retro shootery, ale Boltgun jest średni. Naprawdę chciałbym polecić tę grę, ale ona z czasem robi się okropnie monotonna. Dłużyła mi się niemiłosiernie. Składa się na to niewielka różnorodność wrogów i kiepski level design. Nieraz błądziłem, ponieważ brakowało charakterystycznych punktów odniesienia. Niektóre poziomy to były miejscówki z odbiciem lustrzanym, niezbyt urozmaicone, w których łatwo można było się pogubić (sztandarowym przykładem była mapa z fioletowymi portalami). Same poziomy nasrane są wrogami, którzy spawnują się w określonych momentach i nie możemy danego miejsca opuścić dopóki nie rozprawimy się z przeciwnikami i znajdziemy odpowiednich kluczy otwierających drzwi. I tak w kółko. Oczywiście miejscówka wypełniona jest po pachy amunicją, której nigdy nie brakuje. A najlepsze są sekrety. Zazwyczaj powinny to być miejsca, przy których trzeba pokombinować, albo mają trudne do zauważenia wejście, czy ukryte za kontenerami itp. W Boltgun sekret można odkryć nawet podnosząc jakiegoś power upa nieszczególnie ukrytego na krawędzi przejścia. Przeważnie jest w środku kontenera. To już lepiej, aby ich w ogóle nie było, bo to żałosne rozwiązanie. Zero kreatywności.
Podczas progresu towarzyszy nam lewitująca pochodnia, która w założeniu miała nam ułatwiać odnajdywanie drogi oraz informowanie o progresie, ale w praktyce w ogóle nie pomaga w tym pierwszym a przeważnie tylko przeszkadza pojawiając się znienacka przy nas, przez co bardzo często do niej strzelałem, bo myślałem, że to wróg lub pocisk demona. Nawet błędnie informuje o wyczyszczeniu miejsca z wrogów. Często było tak, że jednak kilku przeciwników jeszcze się pojawiało i raz stojąc przy beczkach mnie załatwili. Totalnie nieprzydatna rzecz.
Szkoda, że te elementy są kiepskie i zabijają przyjemność z gry, bo feeling strzelania jest naprawdę świetny. Choć broni nie jest zbyt wiele, to niemal każdą przyjemnie eliminowało się wrogów. Jedynie shotgun był najmniej przydatną bronią, bo był za wolny jak na tempo rozgrywki i ilość wrogów a także podręczny „siekator”, co jak na boomer shootery jest dość zaskakujące. W sumie najprzyjemniejsza jest pierwsza giwera, która wpada nam do ręki. Dzięki broni dokonujemy soczystej rozpierduchy i leje się mnóstwo pikselowej krwi. Tylko, ile można? Z czasem dopada jednak znużenie, którego nie miałem ogrywając Amid Evil, czy Turbo Overkill. Nawet dawkowanie fragmentami nie pomagało. Niestety, jest to duże rozczarowanie i 5/10 to maks, co mogę dać tej grze.