Wywiad

"Black Dahlia" De Palmy na festiwalu Camerimage 2006

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/%22Black+Dahlia%22+De+Palmy+na+festiwalu+Camerimage+2006-32325
Wczoraj odbyły się ostatnie pokazy 14. Międzynarodowego Festiwalu Autorów Sztuki Zdjęć Filmowych Camerimage 2006. W sobotę wieczorem poznaliśmy werdykt pierwszego z pięciu konkursów festiwalu. Zdobywcą głównej nagrody w Konkursie Filmów Polskich został film "Plac Zbawiciela" Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauzego. Złota Żaba za zdjęcia trafiła w ręce operatora filmu - Wojciecha Staronia. Drugą Złotą Żabę tego wieczoru odebrali Tom Tykwer i Frank Griebe, uhonorowani Nagrodą Specjalną dla Duetu Reżyser ? Operator. Dziś o godzinie 16 rozpocznie się uroczysta gala, podczas której dowiemy się jakie filmy i jacy operatorzy zwyciężyli w konkursie głównym imprezy.

Publiczność i akredytowani dziennikarze mają już swoich faworytów. Osobiście trzymam kciuki za "Labirynt fauna", ale duże szanse na nagrody mają również "Z odzysku" Sławomira Fabickiego ze zdjęciami Bogumiła Godfrejówa, "Źródło" Aronofsky'ego, "Plac Zbawiciela" Krzysztofa Krauzego i Joanny-Kos Krauze oraz "Iluzjonista" Neila Burgera. Kibicuję również "Black Dahlii". Film co prawda nie wzbudził entuzjazmu wśród festiwalowej publiczności (aczkolwiek zgromadził na sali rekordową liczbę widzów), ale mi wybitnie przypadł do gustu.

Bohaterami filmu są dwaj policjanci, Bucky Bleichert (Josh Hartnett) i jego partner, Lee Blanchard (Aaron Eckhart), ścigający zabójcę początkującej aktorki, Elizabeth Short. Bucky odkrywa, że jego dziewczyna miała pewne powiązania z ofiarą, a śledztwo ujawnia korupcję i spisek w policyjnych kręgach...

Scenariusz "Black Dahlii" powstał w oparciu o powieść Jamesa Ellroya pod tym samym tytułem. Inspiracją do jej napisania stało się dla autora "Tajemnic Los Angeles" nierozwiązana do dziś sprawa niezwykle brutalnego morderstwa młodej aktorki Elizabeth Short, które miało miejsce w roku 1947 w Los Angeles.

Przyznaję, że na długo przed pójściem na seans wiedziałem, że "Black Dahlia" mi się spodoba. Filmy, w których twardzi mężczyźni paradują w staromodnych kapeluszach, z głośników sączy się jazz, a niebagatelną rolę w historii odgrywa platynowa blondynka sprawiają, że zwyczajnie mięknie mi serce. I tak było i tym razem. Brian De Palma we współpracy z operatorem Vilmosem Zsigmondem i scenografem Dantem Ferretti stworzył zachwycające wizualnie, niezwykle klimatyczne dzieło będącego żywym dowodem na to, że kino noir wciąż ma w sobie moc. Przygaszone kolory, długie, przemyślane ujęcia (fenomenalna sekwencja znalezienia zwłok Elizabeth Short), oświetlenie rodem z czarno-białego filmu i wreszcie nastrojowa muzyka Marka Ishama oraz dobiegający cały czas z offu komentarz głównego bohatera składają się na zachwycające atmosferą i wyglądem dzieło i jeden z najlepszych, od strony technicznej, filmów De Palmy.

Gorzej już jest jednak ze scenariuszem. Powieść Ellroya miała niezwykle skomplikowaną intrygę z mnóstwem wątków pobocznych, bohaterów i tropów wiodących donikąd. Ponieważ film De Palmy jest jej dość wierną ekranizacją większość z nich znalazła się w "Black Dahlii". I tu zaczynają się schody. Filmowa intryga jest na tyle skomplikowana, że ciężko ją ogarnąć. Za dużo w tym obrazie wątków, bohaterów, zdarzeń wspomnianych niby mimochodem, a niezwykle istotnych dla fabuły. Ponieważ czytałem książkę Ellora dwa razy udało mi się w tym wszystkim odnaleźć, ale wielu widzów - którzy z powieścią wcześniej się nie spotkali - opuszczali salę kinową bombardując swoich towarzyszy pytaniami dotyczącymi filmowej historii.


Kadr z filmu "Black Dahlia"

Rozczarowują również niektórzy z aktorów. Josh Hartnett spędzający najwięcej czasu na ekranie, niestety, wypadł dużo gorzej niż grający jego partnera Aaron Eckhart. Hartnett jest bardzo monotonny i jednowymiarowy w swojej kreacji i szkoda, że De Palma nie zdecydował się zamienić aktorów miejscami. Zastrzeżenia mam również do kreacji Scarlett Johansson, w której zabrakło emocji i uczuć, jakie muszą towarzyszyć kobiecie o jej przeszłości. Wielkie brawa natomiast należą się Hilary Swank wcielającej się w postać biseksualnej kobiety fatalnej - kochanki Bucky'ego i córki jednego z najbogatszych mieszkańców Los Angeles.

Jak sami widzicie "Black Dahlia" urzekła mnie swoim klimatem. Pamiętajcie jednak, że słowa które czytacie są autorem fana kina noir oraz historii Elizabeth Short. Od kiedy wiele lat temu spędziłem ładnych kilka nocy nad komputerową grą "Black Dahlia" dużo czytałem na temat tego morderstwa, nie wyłączając, oczywiście, powieści Ellroya zatem przekombinowane rozwiązanie zagadki mnie nie raziło, bowiem jest prawie takie samo jak w książce. Film De Palmy ma swoje słabe strony, ale urzeka niesamowitym klimatem, scenografią, muzyką i nastrojowymi zdjęciami. "Black Dahlia" odniosła za oceanem spektakularną klęskę. Mam nadzieję, że w Polsce powiedzie jej się lepiej.

Po projekcji filmu z widzami spotkał się operator Vilmos Zsigmond, który nie ukrywał, że film spotkał się z bardzo złym przyjęciem w USA. - Studio jest na nas wściekłe - mówił Zsigmond. - Nie lubią nas do tego stopnia, że nawet nie wysyłają kopii filmu na DVD na festiwale i do Akademii Filmowej. Jest mi przykro z tego powodu, ponieważ uważam "Black Dahlię" za jeden z najlepszych filmów w swojej karierze.

Zsigmond chwalił również współpracę z legendarnym scenografem Dantem Ferrettim, bez którego - jak twierdzi - nie byłaby możliwa realizacja filmu w takiej postaci, w jakiej go zobaczyliśmy. - Zdjęcia kręciliśmy głównie w Bułgarii, Dante musiał więc od podstaw zrekonstruować tam Hollywood lat 40. łącznie ze słynnym napisem na górze, który już nie istnieje. Tylko kilka scen zrealizowaliśmy w USA.

Zapytany o przyczynę finansowej klęski filmu, Zsigmond odpowiedział, że prawdopodobnie zawinił scenariusz. - Ten film to układanka, którą każdy widz musi sobie sam ułożyć. Wydaje mi się jednak, że współczesna publiczność jest leniwa, woli dostać wszystko na talerzu i nie angażować się za bardzo w opowiadaną historię.


Do odkryć tegorocznego Camerimage 2006 zaliczam natomiast niemiecki dramat "Vier Minuten" pokazywany w ramach konkursu głównego. Z pozoru stereotypowa opowieść o relacjach pomiędzy uczennicą i konserwatywną nauczycielką zachwyca niesamowitymi emocjami, jakich dawno w kinie nie odczułem.

Zgorzkniała, niezamężna Pani Krüger jest nauczycielką gry na pianinie od wielu lat prowadzącą zajęcia w niemieckim więzieniu. Pewnego dnia zapisuje się na nie niezwykle utalentowana, ale i agresywna więźniarka - Jenny. Pani Krüger wierzy, że dzięki niej zrealizuje swoje największe marzenie doprowadzając dziewczynę do zwycięstwa w konkursie młodych talentów. Jenny wydaje się być tym jednak nie zainteresowana?


Kadr z filmu "Vier Minuten"

Historii o relacjach uczeń-mistrz kino zna wiele i trudno w tym gatunku wymyślić coś nowego. Fabularnie "Vier Minuten" to kolejny film o tym, jak człowiek zmienia się pod wpływem muzyki i jak przypadkowe znajomości mogą odmienić jego przeznaczenie. Opowiedziany został jednak w sposób pełen emocji. Skomplikowane relacje pomiędzy Panią Kruger i Jenny, z których każda skrywa jakąś tajemnicę, angażują widza nie mniej, niż dobry dreszczowiec, a Monica Bleibtreu i Hannah Herzsprung tworzą na ekranie niezapomniany duet.

Niezwykłą rolę w "Vier Minuten" odgrywa muzyka. Nie tylko ilustruje wydarzenia, ale jest jednym z głównych bohaterów, medium wyrażającym emocje bohaterów, czego najlepszym dowodem jest niesamowita, zapadająca w pamięć scena finałowego koncertu Jenny.

Po seansie z widzami spotkała się autorka zdjęć do filmu "Vier Minuten" Judith Kaufmann. Artystka opowiadała o wielkiej roli jaką odegrała muzyka w jej pracy przy tym obrazie. - Trzeba pamiętać, że to jest film muzyczny. Muzyka nie miała być tylko ilustracją, miała stanowić o sile obrazu. Dlatego ważne było, by uczynić ją nieodłączną częścią zdjęć ? mówiła Kaufmann.


Judith Kaufmann

Skąd wziął się pomysł na scenariusz? - Osiem lat temu reżyser zobaczył w gazecie zdjęcie profilu kobiety siedzącej przy fortepianie. Opowiadał mi że tym, co go w tym zdjęciu uderzyło było to, że coś tam nie pasowało ? ręce do twarzy, twarz do fryzury. Wydało mu się, że za tym musi kryć się jakaś historia. Tak powstał pomysł na ten film.


Do rozczarowań Camerimage 2006 zaliczyć muszę natomiast "Fade to black" Olivera Parkera. Fikcyjna opowieść o Orsonie Wellesie, który w trakcie rozwodu z Ritą Hayworth wyjeżdża do Rzymu by wystąpić w drugorzędnym filmie trzeciorzędnego reżysera pt. "Black Magic". Kiedy na planie zostaje zamordowany jeden z aktorów Welles trafia w sam środek spisku mającego nie dopuścić do przejęcia we Włoszech władzy przez komunistów. Oczywiście jak na hollywoodzkiego gwiazdora przystało wplątuje się w romans z miejscową pięknością Leą Padovani.

U podstaw filmu Olivera Parkera, autora między innymi "Otella" i "Idealnego męża", leżał doskonały i obiecujący pomysł. Niestety, brytyjski reżyser nie potrafił opowiedzieć historii, która swój początek bierze z książki Davide Ferrario, w sposób interesujący dla widza. Mimo olbrzymiego potencjału i doskonałej obsady "Fade to black" jest produkcją zwyczajnie nudną.


Kadr z filmu "Fade to Black"

A szkoda. Bowiem Danny Huston doskonale sprawdza się w roli Orsona Wellsa, a Christopher Walken jak zawsze bez problemu odnajduje się w roli czarnego charakteru. Zdjęcia Johna de Bormana nawiązujące do stylu kina nor oraz liczne akcenty komediowe pokazują, że "Fade to black" mógł stać się czymś więcej, filmem, który przyciągnie przed ekran widzów, a nie - jak to miało miejsce na festiwalu - skutecznie ich sprzed niego wypłoszy.


Na zakończenie Camerimage 2006 doczekaliśmy się wreszcie kina politycznego z prawdziwego zdarzenia. "Ostatni król Szkocji", opowieść o afrykańskim dyktatorze Idi Aminie, to popis wielkiego aktorstwa Foresta Whitakera, który może przynieść artyście Oscara.

Szkocki lekarz, Nicholas Garrigan (James McAvoy) - przebywający na misji w Ugandzie - zostaje przyjacielem i osobistym medykiem jednego z najbardziej barbarzyńskich dyktatorów naszego świata, samozwańczego prezydenta, Idiego Amina (Forest Whitaker). Garrigan wydaje się być zachwycony pełnioną funkcją. Trwa to jednak do czasu. Doktor zdaje sobie sprawę z faktu, że jego nowy znajomy jest bestialskim tyranem, dla którego ludzkie życie jest niewiele warte. Próbując naprawić swój błąd, naraża się Aminowi. Jednak prawdziwy dramat zaczyna się wtedy, gdy Nicholas zostaje oskarżony o zdradę. Pod groźbą kary śmierci, jedyne o czym teraz myśli, to jak uciec z kraju żywym...

Historię Idi Amina poznajemy w filmie oczami szkockiego lekarza. Przez długi czas Garrigan jest zauroczony postacią prezydenta, który jawi mu się nie tylko jako dowcipny rozmówca i jowialny kompan, ale również jako człowiek mogący uczynić wiele dobrego dla Ugandy. Mimo docierających do niego zewsząd informacjach i zaginięciach politycznych przeciwników Amina lekarz przez długi czas nie dopuszcza do siebie myśli, że za tym wszystkim może stać prezydent. Kiedy wreszcie zda sobie z tego sprawę odkryje, że jest w pułapce - bez paszportu, bez możliwości kontaktu z rodziną jest skazany jedynie na łaskę bądź niełaskę dyktatora.


Kadr z filmu "Ostatni król Szkocji"

Film Kevina Macdonalda, autora pokazywanego również w Polsce dokumentu "Czekając na Joe", rozpoczyna się jak komedia. Dużo w nim akcentów humorystycznych, muzyki i luzu. Z czasem jednak humor ustępuje coraz poważniejszemu nastrojowi i brutalniejszym scenom by w finale zmienić się w rasowy dreszczowiec, który oglądać będziecie ogryzając paznokcie ze zdenerwowania.

"Ostatni król Szkocji" to pokaz wielkiego aktorstwa w wykonaniu Foresta Whitakera. Czarnoskóry aktor, którzy przez lata przyzwyczaił nas do ról poczciwców, wcielając się w rolę Amina stworzył niezapomnianą, wielowymiarową kreację i doskonale oddał cyklofreniczne zachowania swojego bohatera potrafiącego Garriganowi grozić śmiercią by już po chwili przytulić go do siebie i powiedzieć, że Uganda go kocha.

"Ostatni król Szkocji" w lutym wejdzie na ekrany naszych kin. Zapamiętajcie te datę bo tego filmu nie można przegapić.


Wczoraj z widzami spotkali się również członkowie jury oceniający film w Konkursie Kina Polskiego. Jak wiecie Mark Rydell (przewodniczący), Louis-Phillippe Capelle, Manuel Alberto Claro, Robbie Greenberg i Dick Pope zdecydowali się nagrodzić "Plac Zbawiciela". Na konferencji wyjaśniali, czym kierowali się przyznając te wyróżnienie.

- To był najlepszy film tego konkursu, zarówno pod względem fabularnym, jak i operatorskim ? mówił na spotkaniu z dziennikarzami Dick Pope.- Zdjęcia doskonale komponowały się z historią. Były praktycznie nie widzialne. Nie zwracały na siebie uwagi, a jednocześnie wciągały nas w filmową opowieść.

Mark Rydell powiedział, że brak pieniędzy w polskim kinie wyszedł mu na dobre. ? Teraz kręci się filmy modne, w których styl i forma są ważniejsze od treści ? mówił autor "Nad złotym stawem". ? Polskie filmy skupione są na bohaterach, poruszają bolesne tematy, ale są niezwykle prawdziwe i pełne emocji.

Jury nie kryło zdziwienia faktem, że polskim kandydatem do Oscara został film "Z odzysku". ? Nie rozumiem dlaczego "Plac Zbawiciela" nie został wybrany ? mówił Robbie Greenberg. ? "Z odzysku" to bardzo dobry obraz, ale "Plac Zbawiciela", w moim przekonaniu, miałby większe szanse na Oscara.


Na konferencji z widzami i dziennikarzami spotkali się również reżyser Tom Tykwer i operator Frank Griebe - tegoroczni laureaci specjalnej nagrody dla duetu reżyser-operator. Tykwer i Griebe współpracują ze sobą już od 20 lat i wspólnie stworzyli 9 filmów, między innymi: "Zabójcza Maria", "Biegnij Lola, biegnij", "Niebo" i "Pachnidło".

Spotkali się przypadkiem. Griebe odbierał swoją dziewczynę z kina, w którym pracował Tykwer. Zaczęli rozmawiać i okazało się, że mają takie same poglądy na kino. Sekretem sukcesu ich współpracy jest przyjaźń. Interesuje ich odkrywanie nowych historii, obrazów i dźwięków. Nie zamierzają rezygnować ze współpracy, ponieważ wszystko, co dotychczas zrobili tworzy pewną całość. - Byłoby głupotą kończyć, coś tak dobrego - mówił Tykwer. Pomysły na swoje filmy czerpią, głównie z książek.

Dużo czasu na konferencji poświecono Kieślowskiemu, gdyż obaj są nim zafascynowani już od lat 80. począwszy od "Dekalogu". Filmy Kieślowskiego były dla nich inspiracją. Mimo tego kiedy nadarzyła się okazja kontynuacji dzieła Kieślowskiego przy realizacji filmu "Niebo" nie zrezygnowali z własnej wizji filmu. - Film nie jest dziełem jednego artysty. Wspólna pasja, jeden punkt widzenia i przyjaźń to przepis na Złotą Żabę! - powiedział Tykwer.



Informacje o festiwalu
Inland Empire wyzwaniem dla widzów. [2006-11-26]
Graffiti kontra system. Dzień drugi festiwalu Camerimage [2006-11-27]
"Labirynt fauna" wydarzeniem festiwalu Camerimage 2006 [2006-11-28]
Premiera "Sztandaru chwały" na festiwalu Camerimage [2006-11-29]
"Iluzjonista" oczarował publiczność festiwalu Camerimage [2006-11-30]
"Królowa" rządzi! Szósty dzień festiwalu Camerimage [2006-12-01]
Nakręcony w Łodzi horror "Thr3e" na festiwalu Camerimage [2006-12-02]

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones