Co jak co ale Hiszpania, to mi się nigdy z horrorami nie kojarzyła. Wprawdzie Guillermo del Toro coś tam w tym kierunku wyprawiał (i wyprawia nadal:) ale zawsze to było coś więcej niż klasyczny napędzacz strachu. Poza nim, dla mnie posucha (no prawie;). Z tym większym zainteresowaniem usiadłem do seansu bo tym razem zapowiadał się "standardowy" horror. Słyszałem, że na nic specjalnego się nie zanosi, a tu proszę – chyba horror roku. W końcu zaskoczenie na plus;)
Początek momentalnie nasuwa skojarzenia z "Blair Witch Project" ale tego uniknąć się nie da. Krótkie wprowadzenie i jesteśmy rzuceni w sam środek niekończącej się akcji. Podstawową zaletą jest tempo, które gdy się rozszaleje praktycznie nie słabnie aż do końca seansu. Pomysłowe rozwiązania operatorskie z wieloma naprawdę dobrze zrealizowanymi mocnymi scenami (np. gdy bohaterowie próbują dostać się na poddasze a kamerzysta wychyla się przez barierkę by zobaczyć jak daleko są oprawcy oraz świetnie przemyślana scena w której operator podczas rozmowy kameruje twarz głównej bohaterki a na drugim planie pojawia się nieznajoma postać – miodzio;) Obsada aktorska przekonuje a co najważniejsze, nie rozprasza akcji a to w tego rodzaju filmach wystarcza.
Polecam na wieczór przy zgaszonym świetle i o zamkniętych drzwiach. Tak być zaskakiwanym to ja lubię.