Jak wiadomo Turcy masowo kręcili własne wersje hollywoodzkich hitów, ale nie zapominali również o kinie klasy B. Tym razem na warsztat wzięli sztandarowe dzieło kina eksploatacji - "I Spit on Your Grave". I właśnie pod tytułem (pewnie nieoficjalnym) "Turkish I Spit on Your Grave" znany jest ten zakalec. Podobieństwa oczywiście są, ale nie jest to kalka jeden do jednego. Mamy tu czterech mężczyzn podróżujących samochodem. Gdy kończy im się paliwo postanawiają swoją podróż kontynuować pieszo. Tak trafiają do wiejskiego domu zamieszkanego przez starszego mężczyznę i jego dorosłą córkę. Kobietę gwałcą, a jej ojca zabijają. Na ich nieszczęście owa niewiasta postanawia wziąć na nich odwet. Przemienia się w seksbombę i wyrusza na krwawą zemstę (no może z tą krwawą trochę przesadziłem). Ciężko o mniej skomplikowaną fabułę, ale z drugiej strony przecież nie o to tu chodzi. Film zawiera wszystkie "uroki" tureckiego kina - drewniane aktorstwo, scenariusz pisany na kolanie, zachowania bohaterów pozbawione jakiejkolwiek logiki. Moim faworytem (zarówno w tym filmie, jak i innych produkcjach rodem z Turcji) pozostaje jednak montaż. Jest tak dynamiczny i absurdalny, że czasem ciężko za nim nadążyć. Tematyka filmu jest jak najbardziej poważna, jednak nie sposób nie śmiać się z nieudolności jego twórców. Lubię różnego rodzaju filmowe zakalce, więc na filmie bawiłem się całkiem nieźle, ale obraz ten należy traktować raczej jako ciekawostkę i nic poza tym. Aha, jest tu całkiem sporo golizny i scen seksu. W skrócie - to kino dla entuzjastów filmowej tandety, cycków i kebabów.