Film dla Allen'owców. Jeden z lepszych Allena w ostatnim czasie. Tradycyjnie u Allena - bardzo dobre dialogi, bardzo dobra gra aktorska, bardzo dobra muzyka, brak puenty. Fajnie, choć oszczędnie oddany klimat lat 30-tych ze znakomitą muzyką ciągnącą się przez cały film - dobrym, tradycyjnym przedwojennym jazzem. Historia prosta jak 100 metrów drutu w kieszeni, lekka, niekonfliktowa, z dużym dystansem. Można się pośmiać, pożartować jak to mówią :)
Target Allen'owców na pewno nie będzie zawiedziony. Reszta nie powinna iść bo jak każdy film, to nie jest film zrobiony dla każdego targetu.
Film absolutnie polecam.
Fajnie, że jeden z lepszych jego filmów. Szkoda tylko, że z dopiskiem "w ostatnim czasie". Ciekawe czy jeszcze doczekamy filmu Allena bez tego dodatku.
Ale trzeba też szczerze powiedzieć, że Allen ma już swoje lata a nadal potrafi zrobić dobry film. Jak każdy w tym wieku nie wróci już do formy psycho-fizycznej z przed 40 lat ale potrafi zrobić ciągle coś świeżego i lekkiego. Ten film jest naprawdę niekiepski.
Nie mogę się do końca zgodzić, Scorsese i Eastwood mimo jeszcze bardziej zaawansowanego wieku od Allena wciąż potrafią zrobić film absolutnie najwyższych lotów, a Allen od dłuższego czasu robi filmy co najwyżej niezłe i nie mają one nawet startu do jego największych dzieł.
A to też racja. Np. Polański też sobie niekiepsko radzi. Ale jednak filmy WA są całkowicie autorskie. On jeszcze pisze te historie - scenariusze są najcześciej jego. A to już jest jednak autentyczny wysiłek nie w kij dmuchał w tym wieku :)
Scorsese ma dopiero 73 lata - młodzieniaszek przy Eastwoodzie, Polańskim i Allenie ;-)))
Który film według Ciebie był w takim razie jego ostatnim z największych dzieł? Jak dla mnie to Wszysko gra, choć późniejsze Whatever Works (nie znoszę polskiego tytułu) też wysoko cenię. A Śmietanka towarzyska sądząc po zwiastunie i pierwszych opiniach zapowiada się co najmniej solidnie.
Czy ja wiem, że brak puenty? Można chyba powiedzieć, że jest nią ostatnia scena i nasuwający się wniosek, że "stara miłość nie rdzewieje", że nigdy nie będziesz w pełni szczęśliwy jeśli nie jesteś szczery wobec własnych uczuć, że jedna decyzja może zaważyć na całym życiu? Mnie takie myśli pozostały po obejrzeniu filmu. Ale z resztą Twojej wypowiedzi zgadzam się całkowicie :)
"nasuwający się wniosek, że "stara miłość nie rdzewieje""
Naciągaaaane to mocno... szczególnie, że "stara miłość" (czyli ta wcześniejsza) to właśnie ta z szefa z sekretarką :) Ale OK.
"stara miłość" może też oznaczać "niewypalona". No to wtedy by się zgadzało.
Właściwie to chyba większość filmów Allena kończy się bo taka jest kolej rzeczy - jakoś się tam skończyć musi bo taśmy więcej nie ma :)) Ale mnie to nie przeszkadza, taki jego styl i mnie to pasuje. Pzdr.
Na mnie bardzo dobre wrażenie zrobiła Blake Lively. Zapamiętałem ją.
A Kristen Stewart na pewno niczego nie schrzaniła bo mam zaufanie do wyborów mr. WA. Ale jakoś mocno jej nie zapamiętam.
Ma za to charakterystyczną urodę, jak i Jesse Eisenberg. Pasowali do siebie. Mądrze ich WA "sparował".
Mnie też bardziej przypadła do gustu Blake Lively - była wyjątkowo, jak na swoje umiejętności, naturalna i urocza. Kristen za mało wyrazista wg mnie, żeby była aż tak ciekawym obiektem westchnień dwóch mężczyzn.
No co powiedzieć... - miłość jest ślepa!
Zresztą jej dwaj absztyfikanci też Clooney'ami nie są :)
Cieniuśki, oj cieniuśki....
Momentami po prostu nudny....
Wolę Allena z wcześniejszych lat, ostatnio same babole mu wychodzą, a szkoda...
Aaaa, nie ma tak źle... a wcześniejsze wiadomo.
Ale, wtedy też grał sam w swoich filmach a to już 50% bonusu na starcie :)
Nie żałuję, że 1,5 godziny życia w to zainwestowałem. A to już są jedne z ostatnich jego filmów,
trza brać co jest bo za niedługo nie będzie.