bełkot. choć ladnie oprawiony. co nie zmienia faktu, że to jednak mniej lub bardziej hipisowska filizofia podana w odpowiednio oprawionej dla odbiorcy formie
Twoja matka hipisowska... nie stać Cię na bardziej złożoną wypowiedź niż ten pseudointelektualny mentorski "bełkot"?
to samo odczułam po obejrzeniu tego filmu. Obraz piękny owszem, lecz mało dojrzały. Krzyk przeciwko całemu światu, niemal jak nastoletni bunt. Powtórzę się: hippisowski bełkot. Film stanowczo nie dla ludzi o ukształtowanym światopoglądzie.
Mieli, ale najwidoczniej sprzeczny z moim. Po 3 latach dalej myślę w ten sposób. No cóż, film jak film, są gusta i gusta, nieprawdaż?
Jak nie rozumiesz tej filozofii to będzie dla ciebie bełkot, tak samo dla niektórych bełkotem może być to co robił Nixon
Czyżbyście nie oglądali filmu do końca? Film jest o tyle hipisowski na ile hipisowska jest w ogóle droga człowieka do prawdy. Ma wiele niuansów i odcieni, które film właśnie próbuje przedstawić. Zaczyna się od odrzucenia świata, spalenia pieniędzy, potem przez transformację, alchemię, swoistą śmierć ego, przezwyciężenie obrzydzenia i strachu. Niektórzy zatrzymują się w połowie drogi w "Kawiarni Oświecenie" winszując sobie samemu sukcesów, albo jak siłacz "mogą przekroczyć górę, ale tylko w poziomie", lecz nie umieją się na nią wspiąć. Na końcu okazuje się, że to tylko wszystko było iluzją, sekwencją obrazów i dopiero teraz można odkryć prawdziwe życie. "Nie mogliśmy osiągnąć wieczności, lecz przynajmniej osiągnęliśmy rzeczywistość".
Ci którzy przerwali film w połowie, osiągnęli rzeczywistość wcześniej od tych, co dotrwali do końca. ;)
A ja nie dałam rady obejrzeć tego do końca. Ba, nie dotarłam chyba nawet do połowy.
I bynajmniej nie wstydzę się przyznać, że ni chu chu z tego nie rozumiem, i nic kompletnie w tym nie widzę. (I nie potrzebuję skopiowanej z wikipedii definicji słowa "surrealizm", jakby kto pytał.)
Ta, tacy hipisi jak Charles Manson sie nim zachwycali, hehe. Film jest surrealistyczny, a nie przekombinowany.
Zgadzam się, też mam takie odczucia. Pomimo ciekawych (niektórych) scen fabuła jest nużąca, a postać Alchemika raczej irytująca.
Widzę że nie tylko mi przyszło do głowy takie określenie.Film swoich czasów przeznaczony dla miłośników LSD,grzybków i innych psychodelików.
Nie oceniłem go z dwóch powodów:to nie jest dzieło dla mnie (hippisowska potrzeba mistycznego poszukiwania Absolutu jest mi zupełnie obca),a nie chcę zaniżać oceny fanów tego filmu,a przede wszystkim dlatego,że moim zadaniem ten obraz niestety niesamowicie się zestarzał.W latach 70-tych był pewnie szokującym,awangardowym,porażającym zwykłego oglądacza filmem,dziś po prostu trąci myszką.