Wersja z Marlena Dietrich jest o niebo lepsza. Dużo bardziej tresciwa. W tej rozwlekli wątek prawnika do granic znosnosci, nie wiem po co i czemu to miało służyć w tej narracji. Syn zginął na wojnie, bronił faceta, co tę wojnę przeżył i co? To ma być ten powód rozwlekania tego wątku? I ta ostatnia scena. Brrr, dużo lepiej obejrzeć starą wersję, ta się ciągnie niemiłosiernie.
Kiedyś, dawno, zobaczyłem zwiastun tego filmu. Musiał mnie zainteresować bo wciągnąłem go na moją listę "do obejrzenia" przy czym zapisałem wersję z 1957 uznając, że najpierw trzeba obejrzeć "oryginał" (teraz już wiem oczywiście, że oryginałem jest książka Agathy Christie). Obejrzawszy film (1957) wczoraj i porównując go teraz z trailerem (2016) zastanawiam się czy to w ogóle jest ta sama historia? Wersja z 57 była lekko dowcipnym dramatem sądowym, teraz pokuszono się (chyba) o zrobienie ultra-realistycznego i mhocznego kryminału.
Zaznaczam, że jeszcze nie oglądałem współczesnej wersji. Nie wiem czy warto psuć sobie smak.
Bardzo odradzam. Nowa wersja jest zla, przerost formy nad trescia, a miejscami wrecz obrzydliwa. Szkoda czasu.
Mnie również nie podoba się taka interpretacja tej książki. Moim zdaniem, zadaniem reżysera i scenarzysty (jak już zabierają się za ekranizacje jakiejś książki) jest uchwycenie nastroju, klimatu jaki panował w powieści. Książki Agathy Christie są lekkie, odprężające a nawet pogodne i subtelne pomimo że ktoś w nich zawsze ginie, jest mroczna tajemnica i dużo mówi się o śmierci a bohaterowie nawet drugoplanowi przeżywają różne dramaty i rozterki. Tutaj z premedytacją twórcy odeszli od oryginalnych klimatów na rzecz dusznego, mrocznego, ciężkiego, brutalnego, nieprzyjemnego nastroju. Bohaterowie cały czas z poważnymi, smutnymi minami, na dworze cały czas mgła, wszystko rozgrywa się w nocy albo wcześnie rano (takie się przynajmniej odnosi wrażenie). I po co ta sena łóżkowa w drugim odcinku. Film z 1957 roku bardziej złapał klimat książki. Chociaż w tamtych czasach inaczej i tak się pewnie nie dało. Już nawet filmy Kennetha Branagha, jakie by one nie były, to również starały się zachować trochę tego lekkiego nastroju z książek.