Mam właśnie 26 minutę filmu. Crowe ściga dzieciaka uciekającego z jego torbą. I.... zastopowałem bo własnie mam to (obrzydliwe) uczucie pewności jak ten film się potoczy i skończy.
Dzieciak ściągnie go do hotelu gdzie będzie jego matka. Domyślam się, że jakaś super piękna laska, bo przecież Crowe nie owdowiał pięć minut temu w scenariuszu przypadkiem. Na pewno tez i ona (nie)przypadkowo jest samotna. A że domniemuję, że tak jest - pewnie również straciła swojego męża w (nie)przypadkowy sposób. Jak? Gdzie?
Oczywiście na wzgórzach Gallipoli, gdzie nasz bohater stracił synów.
Na koniec happy end żyli długo i szczęśliwie.
Cliche.
Błeeeeee...
o,
A w międzyczasie pewnie odnajdzie ciała synów tę samą sztuczką z drucikami tak jak poszukiwał wody (pewnie schowali się czy zginęli przy jakiejś studni czy coś).
Jeżeli za kolejne 70minut przynajmniej 2/3 z tego okaże się prawdą - dwie gwiazdki z oceny lecą w dół.