Problem jest. Bo z jednej strony ładnie to sfotografowano, muzycznie zilustrowano, pewnie nawet wymyślono w bólach, wszak temat wzniosłym jest... Ale coś tu zgrzyta niepokojąco, bo całość wygląda trochę, jak ?Odyseja 2001? dla ubogich. Jakiś nieład tu panuje myślowy, coś sie plącze, idee i religie pączkują jedna z drugiej, buddyjskie odniesienia jakoś śmieszą, część kosmiczna dziwnie kiczem wizualnym zalatuje, słowem ? może za dużo tej pompy? Najbardziej przekonująca dla mnie jest część współczesna, może dlatego, że najbardziej realna? Epizod historyczny jeszcze ujdzie, ale już cosmo, choć ładnie migoce i kusi paciorkami, to jednak rozczarowuje. Chyba spodziewałem się więcej, mimo że jest tu zawarty ten niepokojący pierwiastek filmowy, który o ?Źródle? łatwo zapomnieć nie pozwala. A jednak chciałoby się czegoś więcej, zważywszy na ciężar podejmowanego zagadnienia, szczególnie że odkrywczych wniosków się tu nam nie serwuje, co nie jest wadą, ale atutem też nie. Raczej dla fanów Darrena, niż przypadkowego widza liczącego na metafizyczne uniesienia przy popcornie i kiblu coli.