Nie jestem zwykle skłonny do krytyki ale ten film jest po prostu beznadziejny.Jestem zszokowany, że ma ocenę ponad 7. To świadczy chyba tylko o totalnym upadku, zacofaniu i przerażającym spłyceniu ludzi w sferze duchowości, filozofii itd..
Po pierwsze zaklasyfikowanie tego jako "dramat psychologiczny" jest kompletnym absurdem.
Film jest banalną papką w kolorowym opakowaniu, żaden konkretny głęboki przekaz tutaj nie istnieje. Zamiast tego jest bezładna mieszanka zupełnie chaotycznie dobranych elementów z wielu różnych wierzeń, systemów filozoficznych, religii. Nie tworzy to żadnej całości, tylko pustą intelektualnie breję, która jest owszem kolorowa i może nawet atrakcyjna ale tylko dla tych, którym wystarczy mignąć przed oczami pseudofilozoficznym cytatem aby poczuli się spełnieni duchowo.
Całość jest zupełnie niespójna, nielogiczna, momentami absurdalna. Fabuła przewidywalna jak książka telefoniczna, wstawki "naukowe" szczególnie te w laboratorium z małpą są tak idiotyczne i absurdalne, że chyba nawet dzieciaki po podstawówce z podstawowym wykształceniem przyrodniczym wyśmieją całą tą sytuację.
Problematyka w swoim sednie może i byłaby dobra, ale tutaj kończy się na pustych frazesach.
Ogólnie ogarnia mnie zgroza gdy widzę ludzi zachwyconych tym filmem jako "głębokim" czy "duchowym". To chyba znak, że nasza cywilizacja naprawdę dobiega końca. Daję 3/10 bo pod kątem technicznym spodobało mi się kilka ujęć. Ogólnie STANOWCZO ODRADZAM oglądania, jest to nawet tańsze i głupsze od popularnego obecnie pseudo-filozoficzno-naukowego bełkotu zwanego New Age.
Zwyczajnie nie rozumiesz tego filmu, ale to musi być wina tego, że się tematem nie zainteresowałeś. Dla mnie osobiście wszystko było jasne i czytelne.
Uwielbiam wprost takie sytuacje, kiedy obcy ludzie, którzy nic o mnie nie wiedzą mówią mi, że czegoś nie rozumiem. Jak bardzo pyszna musisz być aby dokonać takiej oceny? Nie chodzi mi o to, że cokolwiek było nieczytelne, czy niejasne. Tak się składa, że życie dało mi okazje do głębokich podróży przez kilka kierunków w duchowości, które tutaj są poruszane. Dlatego wypowiadam się w temacie. Z mojej perspektywy ten film nie wnosi zupełnie nic. Oprócz samych tylko obrazków pokazujących odwołanie do poszczególnych filozofii ( przy okazji wykluczających się nawzajem) film nie wnosi żadnego głębszego przekazu związanego z nimi. Kończy się właśnie na kolorowych obrazkach wyświetlanych w przerwach pomiędzy bądź co bądź banalnymi rozterkami bohatera nad nieuchronnością fizycznej śmierci. Co jest tutaj takiego trudnego do zrozumienia? Rozterki na temat akceptacji/ braku akceptacji umierania?
Obie twoje wypowiedzi obnażają twoją niewiedzę na temat poruszanego w filmie tematu. Zupełnie go nie rozumiesz. Nie chodzi o śmierć, wręcz przeciwnie. A poza tym nie chodzi o jakieś różne kierunki duchowości, a tylko jeden.
Nie wiem jak tobie, ale mi logika podpowiada, że z wypowiedzi ludzi można wywnioskować jaką ma wiedzę.
Oczywiście, że można wywnioskować tyle, że raczej w całej maści konwencjonalnych, opartych na umyśle tematów i poziomów życia, a zagadnienia duchowości bym do takich tematów raczej nie zaliczył, z tego prostego faktu, że nieskończenie przekraczają rozumienie umysłu.
Piszesz ; "Nie chodzi o śmierć, wręcz przeciwnie". Fakt, źle się wyraziłem, nie postrzegam śmierci w normalnym znaczeniu tego słowa. Jest dla mnie raczej złuszczeniem iluzji, złudzeń i uwarunkowań. Równie dobrze mogłem użyć słowa "narodziny" ;-).
Jeśli zarzucasz mi niewiedzę i niezrozumienie, to może oprócz zarzutu przedstawisz jakiś własny, jaśnie oświecony pogląd na temat dyskusji, którego to ja nie potrafię pojąć, bo póki co pozostajesz gołosłowna...
Nadal nie rozumiesz. Chętnie bym ci wyjaśnił, ale sam nie czuję się na tyle w temacie. Natomiast polecałbym ci poczytać na temat "drzewa życia" i "ćakramów". W filmie nie chodzi o przemyślenia bohatera.
Robisz się nudny. Zaczynasz każdą swoją wypowiedź od podkreślania, że nic nie rozumiem, ale gdy pytam o Twoje rozumienie to piszesz, że nie jesteś w temacie. Pachnie mi to hipokryzją... Rozumiesz film niewystarczająco aby się o nim wypowiedzieć, ale mimo to czujesz się upoważniony do zarzucania innym niewiedzy/niezrozumienia.
Rzucasz hasło "ćakramy", tak się składa, że znam ten temat zarówno od strony praktycznej jak i teoretycznej. Nadal nie widzę żadnych przesłanek w filmie, poprzez które nawiązywałby on głębiej do czegokolwiek, oprócz tego, że idea czakramów, podobnie jak prezentowana w filmie joga, jest zakorzenione w hinduizmie. Nic poza tym.
Natomiast motyw drzewa życia jest w filmie tak dosłownie uwydatniony i oczywisty że daruje sobie komentarz...
Widzisz być może się nie rozumiemy, obejrzałem ten film głównie dlatego, że miał naprawdę wysoką ocenę, został sklasyfikowany jako dramat psychologiczny i roiło się w okół niego od recenzji pełnych uniesienia. W związku z tym oczekiwałem, że zobaczę w nim jakieś głębokie analizy przez pryzmat duchowości, refleksje nad prawdziwą naturą człowieka... Zamiast tego znalazłem kilka banałów, pustych odniesień i prostolinijną historyjkę pod szeroką publikę. Może popełniłem błąd nastawiając się w ten sposób...
P.S. Wybacz, że zwracałem się do Ciebie w formie żeńskiej, przez pomyłkę zasugerowałem się innym profilem, stąd mój błąd.
Moze wlasnie stad taka kiepska ocena z Twojej strony? Skrytykowales film za to, ze poruszyl inna tematyke niz oczekiwales. To jest troche tak, jakbym mial skrytykowac Matrixa za to, ze nie byl obyczajowy.
Owszem, film poruszyl nieco bardziej przyziemne kwestie, zwiazana z poczuciem bezsilnosci, proba pogodzenia sie ze smiercia, docenieniem zycia. Niemniej sposob, w jaki zostal podjety ten temat, jest niezwykle obrazowy, ujmujący, po prostu piekny.
Jak z opinia dominiksk na temat filmu sie nie zgadzam, tak odnosza wrazenie, ze w tej dyskusji dzieli was przepasc intelektualna... wywnioskowalem na podstawie Twoich wypowiedzi ;)
Hi, hi, hi
Przyznam się, że niestety też nie ogarniam pewnej FW-owej zagadki... upartych postów-ostów, których jedynym kontrargumentem na krytykę ulubionego filmu autora jest tekst w stylu: "widocznie go nie zrozumiałeś bo jesteś na to za głupi"...*
I zdają się w to naprawdę wierzyć...
Eh...
Moim skromnym, subiektywnym zdaniem taki zwrot powinien być na FW ocenzurowany na równi z innymi wulgaryzmami. :p
____________
* często z bonusowym przeczeniem samemu sobie: "nie chcę cię obrazić, ale cię obrażam"
Piszesz , że nie jesteś skłonny do krytyki, a przejechałeś się po tym filmie jak nikt inny... Ale nie o tym. Nie chcę Ci mówić, że nie zrozumiałeś przesłania, bo będziesz parł się w nieskończoność, że wszystko wiesz...
Twierdzisz, że film nie tworzy żadnej spójnej całości, hmm... zastanówmy się... Wydaje mi się, że przede wszystkim wszystkie te historie łączy ten sam bohater, który przechodzi różne wcielenia. Który cały czas boi się, że straci coś najważniejszego w swoim życiu. Boi się o to i za wszelką cenę stara się to chronić. W każdym przypadku zostaje jednak "pokonany", kiedy jest o krok od zrealizowania planu.... z początku się buntuje, ale jak mamy okazję zobaczyć na końcu, rozumie o co tak naprawdę chodzi. Godzi się z losem i otaczającym go światem, rzeczywistością. Wg mnie film ma w sobie to coś, z pewnością dużo daje oprawa muzyczna wspaniałego Clinta Mansella, bez którego całe to przedsięwzięcie byłoby bezsensu, a widz oglądałby tylko głupie obrazeczki. To chyba on nadaje te prawdziwe emocje. Piosenka- together we will live forever, to piosenka przy której mam dreszcze, chyba nic tej kompozycji nie przebije...
Na koniec powiem tyle: Jeśli na Tobie ten film nie wywarł chociażby minimalnego wrażenia, to albo go po prostu nie zrozumiałeś (a podobno tak nie jest), albo coś jest nie tak z Twoją wrażliwością... Osąd zostawiam Tobie.
" Wydaje mi się, że przede wszystkim wszystkie te historie łączy ten sam bohater, który przechodzi różne wcielenia. "
Wiele osób popełnia błąd twierdząc, iż w "The Fountain" mamy trzy odrębne historie. Tak naprawdę opowieść jest tylko jedna . To ta dziejąca się we współczesności lub niedalekiej przyszłości a traktująca o doktorze szukającym leku dla swojej chorej żony. Cały wątek XVI wieczny jest jedynie ilustracją książki pisanej przez chorą na raka kobietę, która wylewając swoje przeżycia na papier próbuje oswoić się z myślą o śmierci (Wielki Inkwizytor Silecio jest metaforą nowotworu ). Astronauta podróżujący w kuli mknącej w kierunku mgławicy Xibalby jest natomiast metaforycznym przedstawieniem zmagań Tommy''ego z chorobą żony.
Zupełnie nie chodziło mi o to, że te historie są odrębne. To chyba jasne, że przewodnią historią jest ta ze współczesności, ale wokół są też te, które mają jakby nastawić widza na właściwy odbiór całego filmu, żeby dało się zobaczyć tą jego pogoń za tym co i tak jest już w pewien sposób przesądzone...
Nie. Jest to jedna z interpretacji.
Poczytaj sobie wątki na tym forum - naprawdę nudne jest pisanie w kółko tego samego dla osób, którym po prostu nie chce się skorzystać z wyszukiwarki. :/
dominiksk mam parę uwag do Twojego posta np uważasz ze to nie dramat psychologiczny idąc najprostsza droga rozumowania masz tu historie człowieka który nie był w stanie uratować umierającej zony to dramat jeśli wolisz odnieść to do całości filmu to dramat polega na tym ze mimo osiągnięcia swojego celu bohater ,,przegrywa" jako doktor znajduje lek na chorobę zony ale ona umiera niemal w tej samej chwili, we wcieleniu konkwistadora odnajduje drzewo życia ale umiera i nie jest w stanie uratować Hiszpanii. Film jest psychologiczny masz tutaj obraz odwiecznych pragnień człowieka wygrania ze śmiercią i co ważniejsze masz tu drogę bohatera do zrozumienia ze nie ma ,,Leku na śmierć". Bohater musi pogodzić się ze śmiercią zony. Jeśli to połączysz (dramat i psychologie) dostaniesz dramat psychologiczny - to do twojego pierwszego punktu . Przyznaje tez ze film może zniechęcić w kilku aspektach ale nie chce mi się już więcej pisać dzisiaj. Jeśli Ty lub ktoś inny z czytających jest zainteresowany moimi dalszymi przemyśleniami dajcie znać.
Szkoda dyskutować. Problem polega na tym, że to nie jest pospolity film akcji, który tak czy siak bez problemu się zrozumie. Tutaj jeśli dobrze się nie wczujesz to naprawdę możesz mieć problem ze zrozumieniem. Z tego powodu jeśli komuś film mocno nie przypadł do gustu to raczej nie powinien mieć wiele do powiedzenia - co najwyżej taki standard, że za duży chaos jest dla niego, że się na nim nudził, że klimat mu się nie podobał itp.
To tak samo jak np. ja praktycznie nic nie jestem w stanie powiedzieć na temat piosenek hiphopowych i rapu - po prostu mnie to nie interesuje, to i niewiele mogę powiedzieć.
Myślę, że, mimo wszystko, warto dyskutować, ale na poziomie. Nie obrażać siebie nawzajem i nie atakować. Manifestowanie na forum wielkiego uwielbienia dla filmu albo, wręcz przeciwnie, zdecydowanej niechęci, bez wyrażania chęci konstruktywnej dyskusji nie ma chyba zbytniego sensu...
A wracając do tematu, "Źródło" nie wydaje się być filmem do rozumienia. To ten rodzaj, który wymaga raczej odbioru emocjonalnego. Jeżeli ktoś nie pozwala sobie na wrażliwość i wzruszenia, to twór Aronofsky'ego go zdecydowanie nie zachwyci. Nie, nie jest to "coś głębokiego" - historia dosyć prosta, co nie znaczy, że pozbawiona uroku; rzeczywiście, łatwo było mi przewidzieć dalszy bieg wydarzeń, jednak gdzieś w głębi wciąż liczyłam, że wszystko będzie dobrze - taka mała naiwność.
W skrócie:
-braki "Źródła", jakie akurat przychodzą mi do głowy: przewidywalność, niezbyt porywająca gra aktorska, szczypta patosu za dużo, nieco naiwności. Chyba tyle.
-uroki: ciekawa konstrukcja oparta na trzech równoległych (ale bardzo podobnych) wątkach i światach, jednoczesne odniesienie się do historii, mitologii, współczesnej rzeczywistości oraz wymiaru ponadczasowego; piękna, wyciszona i klimatyczna muzyka, wkraczająca w odpowiednich momentach filmu; uniwersalność treści (problem przemijania i absurdu życia - ale to szkolnie zabrzmiało, ojej); estetyczna oprawa, obrazy, które sprawiają, że powieki rozwierają się szerzej; umiejętne granie na uczuciach widza. I tyle mi wystarczy - mocniejsze uderzenie serca.
Polecam zniechęconym obejrzeć ten film jeszcze raz, z nieco innym nastawieniem i w odpowiednich warunkach oraz okolicznościach. (:
a coz zlego jest w patosie?-dla mnie patos w filmach to zaleta :)
W naszych najwyzszych uczuciach tez skrywa sie najwiekszy patos.Ten film mial byc wlasnie taki a nie inny.
Film ma niesamowity ladunek emocji i dziala na mnie w 100 % :))
Nie wiem jak u was ale jak dla mnie film jest bardzo prosty w odbiorze nie bardzo wiem czego tu można nie zrozumieć . No ale widzę ze cholernie dużo ludzi ma kłopoty z jego odbiorem.
Podobnie jak Narfa mam mieszane uczucia.
Boje się skrzywdzić ten film.... bo może będzie tak jak z "Odyseją kosmiczną", której faktycznie nie zrozumiałem i niską ocenę jej przyznałem. Jednak oprócz świetnej muzyki i tematów ponadczasowych i czasami dobrych ujęć wizualnych to w tym filmie nie widzę jakiejś dużej głębi. Mało tego, są straszne płycizny.... tak jak już ktoś wspomniał, te dialogi pseudonaukowe - aż się mdło robiło. W 3'ech historiach jest ten sam motyw umieranie (śmierć: żony, mnicha, gwiazdy) i rodzenie się (odlezienie leku, odnalezienie drzewa życia, z chmury gazów po śmierci gwiazdy, powstają nowe obiekty)... - czyli jak w tym zdaniu wg mnie kluczowym "śmierć jako akt samokreacji". (jak na tym obrazu u Majów, z człowieka wyrasta drzewo itd.)
Ale szczerze, ja się na tym filmie strasznie wynudziłem, czekałem aż się skończy, zacisnąłem zęby i oglądałem bez oderwanie się od filmu.... - oczywiście normalnie to bym tak długo nie wytrzymał jednak ta magnetyczna muzyka pomagała w trwaniu przed ekranem.
Aktorsko film bardzo słaby, reżyserko - wręcz fatalny - za duży chaos, oczywiście jakiś zapalony fan może powiedzieć: że to celowo itd. no ale jeśli środek jest taki, że chce się wyłączyć tv, to znaczy że reżyser przesadził i popełni szkolny błąd. Coś w rodzaju "operacja się udała a pacjent zmarł".
Na koniec jednak troszkę Darrena Aronofsky'go pociesze - otóż nie tylko on połamał sobie zęby na szalenie trudnej do sfilmowania tematyce "duchowej", umoczyli w tym reżyserzy znacznie potężniejsi od niego, więc co dopiero średniej klasy reżyser. Jednak mimo klapy (szczególnie ta historia z kosmonautą była fatalna, te buddyjskie pozycje, światłocienie itd. no totalny bełkot artystyczny) , mimo klapy... Aronofsky coś ważnego pokazał dla innych twórców: przynajmniej odkrył jaka muzyka pasuje do takich ponadczasowych tematów.
Taki jest mój osąd tak at-hok tuż po obejrzeniu filmu. Zastrzegam, że mogę go jeszcze zmienić, bo do tego typu filmów trzeba, mimo wszystko, podchodzić ostrożnie, i z lekkim szacunkiem choćby z tego powodu, że reżyser "targnął" się na bardzo trudne i ważne tematy.
ps. Sytuacja podobna jak z filmem "Bandyta" - świetna muzyka, tematyka wartościowa a jednak film taki, że trudno obejrzeć go do końca. Jednak "Bandytę" szybciej "wyrzuciłem do kosza".... przy "źródle" się waham. Odłożę je do "poczekalni".
Możesz podać te inne tytuły wielkich reżyserów, którzy umoczyli?
Chętnie sobie zobaczę. ^^
Zgadzam się z Twoją opinią. Spodziewałem się po tym filmie naprawdę jakiegoś głębokiego przekazu, lecz srogo się zawiodłem. Film nudny okrutnie, praktycznie nic ciekawego się nie dzieje. Jedyne co po nim pozostało mi w pamięci to totalny chaos z którego nic nie wynika.
Dokładnie jak pisze Paula_roman. Jesli ktos tego filmu nie zrozumie, nie poczuje tej magii, to niestety owe dzieło nie przypadnie mu do gustu. Mnie sie osobiscie bardzo podobał, tego typu filmy lubie najbardziej i mam nadzieję, że jeszcze nie raz bede miał przyjemność obejrzenia tej produkcji
Brawo dominiksk ! Takiej recenzji właśnie oczekiwałem od tego filmu. Ab forumowicze na dzień dobry nie zjedli mnie żywcem, powiem tylko, że film jest dobrze zmontowany, ładny, estetyczny i.....na tym chyba kończą się jego zalety bo fabuła tego filmu jest tak prosta i głupia jak jej interpretacje dokonane na forum filmwebu. Film moim prywatnym zdaniem absolutnie nie jest filozoficzny przynajmniej w europejskim rozumieniu tego słowa. To New Ageowy bełkot i papka dla pseudointelektualistów doszukujących się misternej duchowości i poszukujący szybkich uniesień w filmowej brei która nic nie wnosi i w absolutnie żaden sposób nie skłania do jakiejkolwiek głębszej refleksji (przynajmniej mnie) wprost przeciwnie - mamy w tym filmie pseudopatetyczne dialogi skomplikowane jak konstrukcja cepa okraszone jednak całkiem estetyczną oprawą wizualną ale to zdecydowanie za mało, żeby film ten nazwać filozoficznym. Filozoficzny to był "Podziemny krąg" czy "American beauty" (tak, tak!!!) Ja na tym filmie wynudziłem się piekielnie i nie znalazłem nic głębokiego. I tylko mi nie piszcie, że nie zrozumiałem filmu bo nie ma tutaj nic do rozumienia - mamy jedynie ckliwą historię poprzeplataną kilkoma podobnymi wątkami okraszoną wizualnie dla dzieciaków tak by odrazu nie uciekli z kina lub nie zasnęli na seansie. Plusem tego filmu jest to, że trwa tylko 1:36 min.
Wiecie zdaje mi się, że reżyser znów się najadł grzybków halucynków :D
Oglądnęłam ten film w końcu ponieważ jakiś czas temu przeczytałam książkę "Źródło życia" Michaela Cordy. Temat dosyć podobny - poszukiwanie w amazońskiej dżungli rośliny leczącej z chorób i dającej nieśmiertelność. Ale niestety film z książką nie ma nic wspólnego oprócz przypadkowego tytułu/tematu.
Nie lubię filmów podczas których wiercę się, dłubię w nosie ;) drapię się po tyłku ;) itp itd. Nuda. Czasami surrealistyczne tło, ładna muzyka, hm oglądając chyba doszukuje się w nim czegoś, no czego? Oglądam i doszukuję się, czekam na to coś, a tego czegoś nie ma. No ale tak samo czułam w przypadku "Blackswan". Nienawidzę monotonii a co z tym idzie apatyczności, marazmu.
Nie wiem co napisać, jestem w szoku, że ten film jest tak oceniany. Uważam, że większość zapewne daje wysokie noty "a bo kolega dał bardzo dobry to ja też dam, może faktycznie był taki bardzo dobry a ja go nie zrozumiałem?". Muszę co najmniej 2 razy pooglądać filmy Aronofskiego żeby załapać o co tu chodziło, czy co reżyser próbuje powiedzieć? Więc postaram się nie kusić już na Aronofskiego bo nudzić się i niecierpliwić nie zamierzam :D
I prędzej podciągnęłabym film pod fantastykę niż psychologiczny.
I też uważam jak Sadam_filmweb że plusem dla mnie jest to, że film nie trawł dłużej!
Film dla tych którzy chcą dopatrywać się czegoś na siłę, tutaj czegoś do psychologicznych rozważań na temat śmierci, życia? ale nic tutaj nie da się dopatrzeć chyba, że ktoś jest zagorzałym fanem fantastyki/sf i szukania dziury w całym.
Nie martw się, ja też nie zrozumiałem w życiu wielu filmów ale to nie znaczy że wyzywam ich fanów i mieszam z błotem twórców. Uznałem że jestem za głupi i tyle, zamiast krytykować muszę popracować nad sobą żeby kiedyś pojąć o co chodziło w danych dziele. Z tym filmem nie mam akurat problemu, uważam że jest piękny i tyle. Żadna krytyka nie sprawi że przestanę go lubić i uważam że Aronofsky to najciekawszy reżyser naszych czasów. Ale wiadomo, opinia jest jak dupa - każdy ma swoją.
ReveAnge to, że napisałam, że pewnie się naćpał nie jest obrazą. Ile osób tworzy podczas pijackich czy narkotykowych plateau? Surrealizm jest jak trip.
Myślę, że wiele osób mogło by się tu zgodzić.
Oczywiście na jawnie i w śnie też kreuje się sny, ale tak kolorowy świat możliwy tylko jest w innej czasoprzestrzeni ;)
"żeli-pa-pą a se-la-wi" tak w skrócie można określić ten film, pozdro dla kumatych ( jak to dzieci często mawiają ) Totalny fristajl, komercyjna papka, merytoryka=0. Jedynym bohaterem tego film jest Clint Mansell.
Ja bym też nazwała go fantasy, ale powodzenia w poprawianiu tego niedopatrzenia bez niezbitego dowodu w postaci elektronicznej.
Niektórzy ludzie nie potrafią go z miejsca zrozumieć - a więc musi być psychologiczny ;P
i na dodatek - robią z tego dramat.
Nawet reżyser zaznacza, że ten film nie jest wcale taki trudny - jedynie zagmatwany, moim zdaniem każdy go zrozumie, może tylko nie za pierwszym razem.
Osobiście - nie identyfikuję się z filozofią w nim zawartą, co zupełnie mi nie przeszkadza dostrzegać kunszt tego pięknego, wzruszającego pod każdym względem dzieła. Może nie "arcy", ale moim zdaniem "rewelacyjnego". ;)
Trochę się uczyłam w życiu historii sztuki - więc możecie mi wierzyć na słowo - obrazy maluje się nie tylko na płótnie.
I nie trzeba się zgadzać z ideologią artysty żeby zachwycać się jego talentem.
Jak się uprę to w każdym filmie znajdę patos, banał etc. Cale nasze życie takie jest jak przyjmiemy relatywizm za punkt wyjścia.
Mniejsza o to czy możesz jakoś merytorycznie odnieść się do treści filmu i pokazać mi konkretne przykłady, które ciebie napełniły irytacją, a później jeśli byłbyś skłonny pokazać mi przykłady z innych filmów, które powinny być wzorem dla tego typu nieudanych obrazów, wg ciebie. Dając ocenę 3 The Fountain to trzeba chyba być profanem, chyba ze się mylę jestem tylko człowiekiem. Pozdrawiam.
Według mnie film ten mocno identyfikuje się z ekranizacją także świetnie wykonaną pt
"między niebem a piekłem" dylemat dotyczący egzystencji bez granic czasu, podyktowany w
imię miłości , gdzie zwykłe wytyczne stają się być subiektywnym ogranicznikiem. Film może
alegorycznie tworzy wspaniałe obrazy i może ktoś zarzucić autorowi że poszedł łatwą drogą
nawet za cenę głównej wykładni wiedzy ale powiem wam że inteligentnemu widzowi
dwutorowy szlag jakim wiedzie nas ten film nie przyczynia się do utrudnionej wycieczki w
głąb rozdartej duszy aktora. Oczywiście każdy pobiera z filmu tyle ile pobrać jest w stanie lub
na stan teraźniejszy pobrać ma chęci , stąd zawsze będzie rozdarcie pomiędzy dwiema
stronami. Genialne stworzone wyimaginowane odźwierciedlenie metafizycznej drogi jaką
przebywa bohater , jego przemiany utożsamiają się z każdym kto przeżył choćby w połowie
utratę drugiej osoby. Może ten fil jest ckliwy i wymusza na nas pewne skrajne emocje , ale
czy nie o to właśnie w tym chodzi ?? czy zmuszeni jesteśmy w ciągłym biegu chwytać każdą
bzdurę tego świata . Warto według mnie w zadumie pomyśleć nad wieloma rzeczami tymi
widocznymi i tymi mocno w głebi duszy skrytymi . Analiza bez wyników i oceny do niczego
nie prowadzi jest tylko zwykłą pustą analizą
Film godny polecenia i mocno obstaję za wskazaniem na wielkie TAK