Sporo osób uważa postać astronauty za autentyczną - bądź to, za reinkarnację, badź za nieśmiertelnego doktora, który wygrał ze śmiercią. Jest jednak w filmie scena, która moim zdaniem, obala te teorię - i nie uznaję Jej za przypadkową, ponieważ Aronofsky dbał tutaj o każdy szczegół. Otóż, przypadszmy się jednej z końcowych scen, w której Tomy - jeszcze przed "zasadzeniem" kauczukowego drzewka, odgarnia ze śniegu grób Izzi. Na jego dłoni wyrażni widać obrączkę, którą podobno to zgubił przed jedną z operacji na filmowym pawianie. Ponadto. w koncówce filmu następuje powrót do pierwszej sceny z Udziałem Tommiego (kiedy to miast wybrać się na spacer z Izzy, postanowił udac sie na salę operacyjną), w której podejmuję odmienną od tej z poczatku filmu decyzję..decyzję, która skutkuje brakiem zagubienia obraczki, brakiem pójscia tropem jakichkolwiek badań - wybrał czas w towarzystwie umierającej małżonki-a wybrał go, bo wyraźnie doznał jakiegoś olsnienia - co widać w jego mimice. Albo film jest niedopracowany, albo każda z postaci, jest fikcyjna - poza Tommiem, sprzed podjęcia decyzji, Tym który jak pokazuje koncowa scena, az do pogodzenia się ze smiercią żony, nigdy nie zgubił obraczki. Zresztą...scena, w której "po smierci Izzy" wraca do laboratorium i próbuje namówić wszystkich do kontynuacji badać nad lekarstwem, które stworzył...podczas której to sceny wszyscy patrza na niego jak na osobę, która wpadła w obłęd - a przeciez mówił bardzo rozsadnie...nie wspomniał nic o dalszej walce o zycia zmarłej zony...jedynie o kontynuacji badań o epokowym znaczeniu -- swiadczyć moze o tym, ze takiego odkrycia nigdy nie było,a w szystko, co przedstawiono w filmie, działo sie wyłacznie w jego głowie.
PS: Przyznam, że takie podejscie jest mi najblizsze-jednakże przekonania nie mam :)
Pozdrawiam
Hmm... z opisu filmu na opakowaniu DVD wywnioskować można, że Tomas wygrał ze śmiercią i to jego "kosmiczne" wcielenie to nie żadna reinkarnacja ani inny wymiar, tylko wiek XXVI, a Tomas jest... astronautą.
Moim zdaniem, zarówno Tomas, Tommy, jak i Tom,są wyłącznie próbą odpowiedzi reżysera na alternatywne postępowanie wobec nieuniknionego - śmierci. Wszyscy trzej próbują wygrać ze smiercią: szukając żródła zycia... poszukując lekarstwa życia, czy wreszcie po przez wędrówkę ku gwieździe odrodzenia. Każda z tych podrózy skazana jest na porazkę...bo smierc jest nieunikniona. Gdy trzej fikcyjni bohaterowie dochodzą do tego samego wniosku, rezyser pozwala prawdziwmu, współczesnemu Tommiemu z poczatku filmu podjąć własciwą decyzję: pozwala głównemu bohaterowi pogodzićsię ze smiercią zony, a przez to i uczynic to, co dla Niej najważniejsze...towarzyszyc Jej w ostatnich chwilach Jej zycia. tak to widzę.
PS: Fikcyjny astronauta,moze byc wówczas kontynuacją fikcyjnego współczesnego Tommiego (jest tylko jedna pułapka w takim mysleniu...Aronofsky stworzyłby postać,która de facto wygrywa ze smiercią - bo przecież przywrócenie do zycia zmarłej zony,jest już czyms zupełnie innym..a wówczas idea pogodzenia sie ze smiercią,jako mysli przewodniej filmu, wzięłaby w łeb, bo kazda z zyjacych po wynalezieniu lakarstwa par,nie miałaby już tego problemu. Poza tym, zauważmy, że Tom w podrózy kosmicznej posila się korą drzewa mówiąc przy tym, że musi to zrobić. Co jest zatem zródłem jego niesmiertelności?