Tak to jest jak amerykanie chcą być mniej amerykańscy niż zwykle są. Powstaje wtedy
ciężko strawna papka z wisienką w postaci Hugh'a który od szyi w dół jest miły w oglądaniu
ale mimo wszystko powinien poprzestać na rolach typu Wolverine, bo jako popłakujący
naukowiec jest nie do zniesienia.
Jedyne co ratuje, a raczej sprawia, że istnieje jakikolwiek powód, żeby zobaczyć ten film to
scenografia i kostiumy.
Może się mylę, ale w "Źródle" widziałem trochę inspiracji "Celą" z J-Lo, trochę
Greenaway'em trochę, Giliama i trochę braci Quay. Niestety z tych inspiracji wyszła
zmanierowana, nudna i bezsensowna mieszanka. Okropieństwo. Tfu Tfu. Rzadko stawiam
oceny poniżej piątki ale Źródło, ech, szkoda słów.
Mnie film urzekł symboliką, oraz zewsząd napływającymi metaforami, fabuła nie była specjalnie zawiła, a scenografia wprowadzała w klimat zadumy, moim zdaniem świetny.
Moim zdaniem aktorstwo Jackmana jest tu zaskakująco dobre. Podkreślam słowo "zaskakująco".
PS. Hugha, nie Hugha (gwoli sprostowania, nie czepiania się).