SPOILER!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! 
Jestem ciekaw jak wy rozumiecie ten film. 
Film może się podobać lub nie -to oczywiste. Jednak warto napisać czemu mamy takie a nie inne odczucia. Mi się bardzo film podobał. Rzeczywiście można odnieść wrażenie, że film się ociera o kicz, jednak taka forma jest według mnie uzasadniona. Film jest o przemijaniu, a raczej o tym że człowiekowi jest trudno się z nim pogodzić. Główny bohater za wszelką cenę stara się uratować ukochaną, jednak Arnofsky ukazuje nam pewną prawdę. Rozpaczamy po ludziach z dwóch powodów: 
1. Jesteśmy egoistami i rozpaczamy za stratą tego co jest dla nas ważne. 
2. Sami panicznie boimy się śmierci. 
Główny bohater chce oszukać śmierć, robi co może by opóźnić ten moment. Zamiast spędzić ostatnie chwile życia z ukochaną, szuka leku. Zamiast spełnić ostatnie życzenie ukochanej, szuka nieśmiertelności. Nie robi tego dla niej, robi to dla siebie. Cała wędrówka przez kosmos jest metaforą naszego życia i obaw. Tworzy się błędne koło. Bohater żywi się drzewem, czerpiąc z niego esencję, by samemu żyć. Jednocześnie proces tego żywienia zabija drzewo, więc odbywa podróż by je ocalić. Nie robi tego z miłości do drzewa, robi to z miłości do siebie. Dopiero u kresu podróży zdaje sobie sprawę z faktu, ze śmierć jest nieunikniona. Zrozumienie tego sprawia, że przestaje się lękać i wreszcie postrzega śmierć jako coś upragnionego. Jak dla mnie sama podróż jest metaforą procesu zrozumienia. Film jest prowadzony w trzech czasach (tak to można ująć najprościej). Przeszłość/fikcja książkowa, za pomocą której autorka stara się pomóc ukochanemu zrozumieć proces przemijania. Teraźniejszość, czyli filmowa żeczywistość. Oraz Przyszłość/podróż przez kosmos, symbolizująca wewnętrzną przemianę bohatera. Czy te "fajerwerki" były potrzebne? Według mnie tak. Był to sposób autora na ukazanie przemijania jako coś pięknego i symbolicznego, czegoś co jest najważniejszym i najpełniejszym doznaniem jakiego może doświadczyć człowiek. Obrazy według mnie nie były sztuczne -były piękne. Zachód słońca też może być odebrany jak kicz, a jednak nie znam człowieka który choć raz w życiu się nie zachwycał tym zjawiskiem. Arnofsky raczy nas takim zachodem słońca. Zachodem słońca naszego życia. Czymś co jest nieuniknione, potrzebne i jedyne w swoim rodzaju. Czymś co nazywamy śmiercią. Jednocześnie tłumaczy nam, że pogodzenie się z nią jest doznaniem ulgi i spokoju, oraz zrozumieniem prawdy ostatecznej -śmierć jest jednocześnie aktem tworzenia, a jedynym wiecznym elementem jest sam cykl przemijania. 
To co napisałem może wydawać się oczywiste, ale chciałem przedstawić swój punkt widzenia. Jestem ciekaw jak inni odebrali ten film, który jest jednym z moich ulubionych.
Mój drugi post na tym forum i pewnie ostatni ale że dotyczy filmu który jest dla mnie nr. 1 więc skrobnę klawiszami kilka słów:) 
 
No więc moja interpretacja. Film może być ciężkostrawny dla ludzi którzy nie mieli styczności z filozofią wschodu. Dla kogoś wychowanego w religiach katolickiej, muzułmańskiej czy judaistycznej film raczej nie będzie zrozumiały a przez to nudny i skończy się na podziwianiu efektów specjalnych, które tak naprawdę są tylko dodatkiem do całej filozofii. W filmie głównie chodzi o prawo karmy. Główny bohater ukazany jest w różnych wcieleniach jakie przeżywał na Ziemi - konkwistador w przeszłości, naukowiec w teraźniejszości, astronauta w przyszłości. W każdym życiu jego życie było powiązane z tą samą osobą - ukochaną kobietą. W każdym wcieleniu walczył z czasem aby uratować ukochaną osobę od śmierci i nigdy nie mógł przezwyciężyć prawa karmicznego, które ciążyło na nich obojgu. Przez te wszystkie tysiące lat i wcieleń za każdym razem gdy był już bardzo blisko uratowania ukochanej właśnie wtedy przegrywał z czasem. Od chwili życia w ciele jako naukowiec po kolejnej przegranej zaczął tatuować sobie na rękach oznaczenia upamiętniające każde kolejne próby w kolejnych wcieleniach, dlatego już jako astronauta w kuli ma na dłoniach tak wiele tych oznaczeń. Każde wytatuowane oznaczenie oznacza każde jego poprzednie wcielenie i nieudaną próbę ratowania życia ukochanej. Generalnie na końcu chodzi o to że wyrwał się z zamkniętego kręgu reinkarnacji poprzez to, że zrozumiał iż to śmierć jest drogą do życia wiecznego gdyż tylko jako dusze możemy istnieć wiecznie a cała materia jest tylko nic nie znaczącym, przemijalnym prochem. Tak jak Buddyjscy mnisi usypują piękną mandalę z piasku całymi dniami tylko po to aby ją zniszczyć, co ma symbolizować to że nawet najpiękniejsza materia nic nie znaczy gdyż i tak jest skazana na zniszczenie i z czasem przemieni się w proch. Jezus także próbował wytłumaczyć ludziom że to Dusza ma być Świątynią Bożą gdyż jest nieśmiertelna i Ją należy "budować" a nie te wszystkie pozłacane budowle - kościoły, meczety i inne pałace gdyż one nic nie znaczą - są jak ta mandala - tylko chwilowo cieszą oko ale tak naprawdę to tylko proch. 
P.S. nie jestem katolikiem jeśli ktoś by tak pomyślał czytając to co napisałem. Aby być blisko Boga nie potrzebuję żadnych pośredników w postaci instytucji kościoła katolickiego czy jakiejkolwiek innej religii. Wystarczy tak żyć aby nie krzywdzić innych istot i postępować według głosu sumienia (jak widać na co dzień 99% ludzi żyje na odwrót). I tylko to chciał przekazać Jezus a cała reszta jest tylko zmanipulowaną propagandą na potrzeby Watykanu. Jeśli ktoś uważa że to Coś (przez niektórych zwanych potocznie Bogiem, Allahem, Jahwe itd. ) co stworzyło Wszechświat potrzebuje pośredników pomiędzy mną a Sobą w postaci marmurowych budynków i armii facetów w czarnych szmatkach to jest mu jeszcze daleko do osiągnięcia tego stanu, jaki dosięgnął główny bohater filmu "Źródło".
jesteś blisko 
bliżej niż 99,99% tych którzy się tu wypowiadają 
ale żeby zrozumiec ten film poczytaj sobie o kabale którą zajmuje się 
Aronofsky oraz GNOZIE I NEOPLATONIZMIE z których kabała się wywodzi 
wiem że takie zainteresowania przekraczają możliwości tych 99,99% 
niemniej polecam , a aby zrozumiec relacje miłosną polecam ci zapoznac się z historią wyklętego przez kościół SZYMONA MAGA i jego HELENY
...(to jest dokończenie mojego poprzedniego postu :) 
 
Drzewo życia przedstawione w filmie jest symbolem czegoś co ludzie próbują robić w życiu aby ich ciało nie umarło. Takimi drzewami życia są dla ludzi np. chirurgiczne zabiegi kosmetyczne lub zamrażanie ciała w ciekłym azocie - czyli wszystko to, co daje im nadzieję na podtrzymanie swojego śmiertelnego ciała przy życiu i powstrzymanie starzenia. Wielu ludzi marzy o wiecznym życiu w tym swoim obecnym, marnym ciele dlatego szukają różnych metod. Główny bohater filmu również trzyma się tej zasady i próbuje utrzymać ukochaną przy życiu. Na końcu uświadamia sobie że śmierć jest drogą do życia wiecznego, gdyż będą razem jako dusze istnieć wiecznie. Dzięki temu wyrywa się z zamkniętego kręgu narodzin i śmierci i powraca do ŹRÓDŁA wszelkiego życia - "Boga", łącząc się z Nim doznaje Nirwany-Oświecenia - uwalnia się od dalszego cierpienia w świecie materii. 
 
 
Do"_sauron19_20": Kiedyś trochę zgłębiałem kabałę i szybko doszedłem do wniosku że mówi o tym samym co nauczał Buddha Siddhartha, z tą różnicą, że Buddha wszystko pięknie i klarownie wytłumaczył w swoich naukach natomiast Kabała jest utrzymana w tonie tajemniczości, sekretów i mistycyzmu jak to przystało na syjonistów którzy widać mają to już we krwii, że próbują ukryć swoją wielką "tajemnicę" tylko dla siebie i najlepiej zapisać ją tak żeby mało kto mógł ją zrozumieć. Tak naprawdę wiele nauk filozoficznych różnych cywilizacji ma ten sam rdzeń opisany poprostu na swój lokalny sposób dlatego dla niewprawionego oka mogą się wydawać czymś zupełnie innym a tak naprawdę traktują o jednym i tym samym. Np. Buddyjska Ośmioraka ścieżka jest tym samym co judaistyczno - chrześcijański dekalog z tym że przez tysiące lat został on przez te dwie religie zniekształcony ku własnym materialnym korzyściom natomiast Buddyjska wersja utrzymała swoją pierwotnie czystą formę.