Miałam szansę widzieć Źródło dopiero raz i z pewnością nie ostatni. Jest to film, który wywarł na mnie wrażenie i z pewnością moje myśli będą często wracać do pięknie dopracowanych zdjęć filmowych. Pod wpływem filmu poddałam się rozważaniom jakże banalnym, a istotnym i nękającym każdego człowieka, czy lepiej czerpać z życia garściami - nie myśląc o nieuchronnej śmierci, czy starać się ją chociaż w minimalnym stopniu pokonać przedłużając sobie życie o minuty i rezygnując przy tym z codziennych przyjemności. Życie głównego bohatera w każdym wcieleniu poświęcone było nierealnym celom, jednakże ta pozornie beznadziejna gonitwa według mnie uszlachetniała zarówno człowieka, jak i jego działanie… A jego byt pomimo przegranych walk nie można nazwać bezsensownym. Z jednej strony nihilizm, z drugiej niewyjaśnialne pozytywne światełko, które pomaga uwierzyć, że nasze istnienie ma cel.
Nieuchronność losu ukazana została tutaj w sposób niezwykle wysmakowany. Film hołdujący pięknu, nauce i miłości… piękno i najszczersza kwintesencja artyzmu. Totalną ignorancją byłoby niewspomnienie o muzyce, dla której powrócę do Źródła jeszcze nie raz.
Z oceną mam mały problem – 9, czy 10, całość wydaje się zbyt przejaskrawiona na max? Ehh… tymczasowo 10/10.