Szczerze mówiąc jestem nieco zdziwiony taką liczbą zachwytów nad 'Źródłem'.
Sam do końca nie wiem co myśleć o tym filmie, więc oczekiwałem czegoś bliższego pół-na-pół.
Film piękny wizualnie, świetni aktorzy (zdecydowanie wciąż niedoceniany Hugh Jackman). Muzyka ... po prostu mnie powaliła. Jest w tym filmie nastrój i na pewno nie pozostawia obojętnym.
Problem w tym że scenariusz bez przerwy ociera się o banały i pseudofilozoficzny bełkot rodem z 'Matrixów'. I przez to niestety do właśnie do Matrixa ten film bym porównał, bo dając się ponieść muzyce i nastrojowi czułem po wyjściu z kina jednak takie lekkie zażenowanie.
Nie był to oczywiście aż taki niesmak jak np po seansie grozy na 'Matrixie Rewolucjach', ale jednak. Konfrontacja banału z napompowanym do granic 'amerykańskim patosem'. Dlatego nie dziwię się że widownia ten film tu i ówdzie wygwizdała (chociaż ja bym się tak daleko nie posuwał). Może się czepiam, ale jednak trzeba we wszystkim znać umiar. A jak wiadomo 'u nas w Ameryka wszystko największe', w tym przypadku jest takie dobre określenie w angielskim 'bigger than life'.