...jesli maja wygladac tak jak ta; niech pan sobie popisze felietony (najlepiej do szuflady), bo te niby zdystansowane i pseudo-smieszne teksty niestety sie nie sprawdzaja. Pozdrawiam!
poperam w pełni,przczytałem ta recenzje już jakiś czas temu i wprost nie mogłem uwierzyć jakim ten recenzent wykazał się ignoranctwem i niezroumieniem fabuły filmu.
och, dobrze że wreszcie ktoś zwrócił na to uwagę! [:P]
przeczytałam tą recenzję zanim obejrzałam film, i już wtedy byłam nią zażenowana. dziś, świeżo po seansie, moge jedynie potwierdzić słowa kolegi wyżej.
Pan Marczewski zdecydowanie rozmija się z powołaniem, zamiast pisać recenzje mógłby np założyć kabaret, gdzie stwierdzenia na poziomie sekty oświeconych, kolorowych tandetnych pudełeczek i "kosmicznej odysei jelenia z rykowiska" [sic!] byłyby może na miejscu. Z pewnością p. Marczewski musiał być niezwykle uradowany kiedy wymyslił to sformułowanie, ale ja, mimo mojej bujnej wyobraźni, jakoś nie jestem w stanie wyobrazić sobie jaki mógł być tok rozumowania kogoś, kto tylko taką konkluzje jest w stanie przekazać swoim czytelnikom...
Nie mogę sobie odmówić przyjemności udzielenia odpowiedzi na jakże ważne, wprost kluczowe pytania które padają w tej recenzji.
Czy mam wrażenie że byłam na zebraniu u oświeconego Guru? Raczej nie.
Gdzie chasydzi i lodówka? Prawdopodobnie w innych filmach!
Gdzie dystans i ironia?
Na litość boską, panie Pawle, proszę obejrzeć ten film jeszcze raz, i powiedzieć szczerze - widzi tam pan miejsce na dystans i ironię?
To najgorsza recenzja jaką czytałam na tym [skądinąd znakomitym!] portalu. Nie chodzi o to, czy panu Marczewskiemu film się podobał, czy też nie, bo krytyczne recenzje też są sensowne, jesli się umie je pisać.
Panie Pawle, z całym szacunkiem, niech Pan nas - czytelników - nie męczy takimi gniotami. Zawsze można kupić chomika i na nim trenować lanie jadu - a jak widac po powyższej recenzji trening raczej bardzo się przyda. A jeśli już musi Pan pisać recenzje, to proponuję brak predyspozycji ku temu zastąpić przynajmniej skrupulatnością i chęcią w przekazaniu jakichkolwiek informacji poza własnymi (rozpaczliwie silącymi się na śmieszne) dywagacjami o, nie przymierzając, dupie maryni.
Pozdrawiam!
popieram całkowicie - jak można pisać takie recenzje? Po prostu w głowie mi się nie mieści...
A ja może zaproponuje zakup żyletek i podcięcie sobie żył z powodu "najgorszej recenzji jaką czytałam"...
Ludzie, ale macie problemy...wręcz życiowe, nic tylko pozostaje w łeb sobie strzelić...
A autor to pewnie powinien już być na emigracjii...
Nie podoba się - nie czytaj!
P.s. "Panie Pawle, z całym szacunkiem, niech Pan nas - czytelników - nie męczy takimi gniotami" - jest Was, aż pięciu... normalnie grupa chyba najbardziej wymęczonych czytelników... ;)
P.s.2 "chęcią w przekazaniu jakichkolwiek informacji poza własnymi"
Chyba recenzja polega na subiektywnym spojrzeniu na temat...
Ale mogę się mylić;)
Panuje zasada: recenzet nie zgadza się z moim zdaniem=głupi recenzent
Gratuluje i życzę podejścia do internetu z dystansem:)
Pozdrawiam
a ja gratuluje umiejętności rozumienia teksty czytanego
po pierwsze, jeśli jesteś w stanie ocenić coś zanim to przeczytasz - świetnie! ja niestety nie umiem wyjść z założenia że coś mi sie nie podoba, zanim się z tym nie zaznajomię - więc zasada "nie podoba mi się - nie czytam" jest raczej bez sensu. chyba jedyny możliwy schemat to "czytam - nie podoba mi sie", nigdy odwrotnie...
po drugie, ja stanowczo odcinam się od podejścia "recenzet nie zgadza się z moim zdaniem=głupi recenzent", już wyżej pisałam że nie w tym rzecz, czy film się podobał czy nie, bo czytałam też konstruktywne recenzje krytykujące ten film, i jestem w stanie zrozumieć że ile ludzi, tyle opinii, etc.
moja krytyka dotyczy wyłącznie sposobu w jaki Pan Paweł przekazuje czytelnikowi informacje. Z Filmwebu korzystają tysiące ludzi i naprawdę zasługują na to, aby czytając recenzję, dowiedzieć sie czegoś więcej o tym CZEMU recenzentowi film się nie podobał. Dla mnie osobiście [i jak widać nie tylko] nie jest uzasadnieniem żart o oświeconym guru, estetyce louisa royo i tym podobne teksty.
A na poparcie moich słów - dużo więcej o tej "subiektywnej" opinii mówi nie recenzja, a poniższy komentarz pana Pawła, bo dopiero w nim wyjaśnia w ogóle, czemu się na filmie zawiód. I dokładnie o to chodziło!
[a swoją drogą, dziękujemy za odpowiedź!]
Nie jestem w stanie nie poprzeć. "Jestem krytykiem filmowym. To czego nie rozumiem nie ma sensu i jest głupie"
jaki "Panie", jaki "Panie"???
Nie znam autora, ale samo posługiwanie się językiem polskim bez popełniania błędów ort. lek i styl. nie świadczy o klasie krytyka. Kolokwialnie ujmując "można sobie w dupe wsadzić taką recenzję". Jeśli ma się akurat zły humor nie powinno podchodzić się klawiatury.
A uwaga a propos filmu. Bardzo ładna historia - nie napiszę, że piękna - sprawnie zazębiające się wątki, świetna, nastrojowa muzyka, przypominająca dźwięki tangerine dream, bardzo lubię hugh jackamana, więc trudno obiektywnie ocenić grę aktorską.
"Tymczasem ilustruje kosmiczną eskapadę jelenia z rykowiska, który z wiszącej w salonie makatki dostał się na ekran dzięki megalomanii swojego twórcy. " Uwelbiam tego typu zdania tworzone przez krytyków. Nie rozumieją ich ani widzowie czytający recenzje, ani chyba sami krytycy którzy gdy czegoś nie rozumieją na siłę starają się napisać coś "oryginalnego" i bardzo podniosłego, co pokaże jakim to cudownym recenzentem jest dana osoba.
Uwielbiam, nie nie, Kocham jak recenzeni przyczepiają się do tego, że nowy film danego twórcy nie jest taki jak poprzednie, albo nie jest tym czym mógłby być (ale z drugiej strony oczekują czegoś nowego, nowatorskiego) Np mamy dobrą sensację sf, a cudowny krytyk przyczepia się, że film ten mógłby być świetnym dramatem rozważającym problemy egzystencjalne bohaterów. :|
Sama prawda. Ludzie po prostu kocham Was! Te teksty skierowane do pseudorecenzenta są boskie. Ciekawe co sobie teraz o nas myśli?
Drodzy Czytelnicy!
Zazwyczaj nie odpowiadam na krytykę, a za pochwały jedynie krótko dziękuję - z jednego i drugiego staram się przede wszystkim wyciągać wnioski.
Tym razem pozwolę sobie jednak odpowiedzieć i uczynię to zbiorowo, tłumacząc krótko, dlaczego napisałem taki a nie inny tekst, bowiem wśród szeregu wątpliwości, cennych kontrargumentów i zabawnych obelg pojawiało się m.in. pytanie "jak można pisać takie recenzje".
Przykro mi, że do tego stopnia popsułem entuzjastom "Źródła" humor i piszę to bez cienia złośliwości. Owszem, tekst jest zjadliwy - w o wiele większym stopniu, niż bodaj każda z recenzji, jakie do tej pory napisałem (czy to na Filmwebie, czy w szeregu innych miejsc). Powód jest prosty - "Źródło" było dla mnie jednym z największych rozczarowań doświadczonych ostatnimi czasy w kinie. Od reżysera, którego uważałem za "swojego", który poprzednimi filmami zaskoczył mnie, poruszył, przestraszył i rozbawił, dostałem dzieło, które w moim odbiorze jest mętnym wykładem wygłoszonym ex caethedra. Mam wrażenie, że każdy w gruncie rzeczy może podłożyć sobie pod "Źródło" dowolną treść, bowiem zdania płynące z ekranu to dla mnie straszliwe ogólniki.
I jeszcze krótko odnośnie propozycji ćwiczenia jadu na chomiku :) Myślę, że warto biedne zwierzę oszczędzić, o wiele mniej szkody wywoła moje wyzłośliwianie się pod adresem filmu. Futrzak ocaleje, a Aronofsky za parę lat nakręci kolejne dzieło, które jednym pozwoli spojrzeć na "Źródło" jak na wypadek przy pracy, a innym jak na logiczny krok w stronę dalszego rozwoju. Życzę tego wszystkim zwolennikom talentu reżysera - w tym i sobie.
Pozdrawiam serdecznie,
Wasz Znienawidzony Autor :)
Male sprostowanie to ta zenujaca recenzja jest wypadkiem przy pracy a nie dzielo Darren'a!
w pełni panie pawle popieram!!! "źródło" to gniot a tego reżysera stać na coś więcej. ja też się rozczarowałem.
podpisuje sie pod tym odbiema rekami. panie Marczewski! panskiej pseudo-recenzji mowie stanowcze NIE! Poza tym nie wiem czy ten krociotki tekst mozna w ogole nazwac recenzja? Forma nazbyt banalna?
Dołączam się do krytyki recenzji. Filmu nie oglądałem, dlatego uważam, iż moje zdanie jest tym bardziej wartościowe, gdyż nie nasycone jakimikolwiek emocjami odnoszącymi się do filmu. Prawdopodobnie gdyby film mi się nie spodobał poparł bym zdanie pana Pawła, natomiast gdyby film wywarł na mnie pozytywne wrażenie odniósł bym się do recenzji negatywnie. Jednak dzięki temu, iż nie miałem sposobności go obejrzeć, a przeczytałem ową recenzję, oraz opinie filmwebowiczów na jej temat zrozumiałem pewną kwestię, a mianowicie, iż zadaniem recenzenta nie jest jawne wynoszenie filmu na piedestał, tudzież mieszanie go z błotem ( Opinia recenzenta o filmie nie powinna być czarno-biała, ale szara, po prostu ). Zadaniem recenzenta jest wyliczenie dobrych i złych stron filmu, przyjrzenie mu się od strony technicznej, opis tego, co pod względem znanego recenzentowi od kuchni warsztatu filmowego reżyser, scenarzysta, jak i inni ludzie odpowiedzialni za film itp. zrobili dobrze a co źle. I uwaga, te wszystkie kryteria recenzja spełnia. Autor dobrze używa argumentacji, tekst jest spójny, logiczny, nawet ciekawy. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie ten epatujący zwykłą złośliwością pierwszy akapit. Do tego stopnia szkodliwy, iż rzuca negatywne światło na cały tekst, ponieważ nie każdy ma czas na to, aby przeczytać wszystko. Wiele osób spocznie na laurach po przeczytaniu właśnie tego pierwszego akapitu, nie dochodząc do bardziej wartościowej części recenzji. Doprowadza to po prostu do fałszywego i przedwczesnego osądu.
Mam nadzieję, że autor wyciągnie wnioski z naszych rozważań, ba, wiem to, i że jego przyszłe recenzje będą coraz lepsze. No cóż, w końcu krytyka rzecz to ciężka i żmudna, krytyka zawsze spotyka się z krytyką.
Pozdrawiam
Hmmm, dziwne bo ja na przykład właśnie tak odbieram recenzję Pana Pawła, jako czarno-białą właśnie, a nie szarą. "...każdy w gruncie rzeczy może podłożyć sobie pod "Źródło" dowolną treść, bowiem zdania płynące z ekranu to dla mnie straszliwe ogólniki." Jakoś dziwne jest to, że wszyscy wypowiadający się odnośnie tego filmu widzą dokładne przesłania tego filmu, wszystko jest jasne tylko trzeba samemu odpowiedzieć sobie na pytania. Film jest drogą, scieżką, którą mamy podążać, aby zrozumieć. Nie zgadzam się, że można sobie "podłożyć pod "Źródło" dowolną treść, bo przecież wszystko jest nam dokładnie przedstawione - jesteśmy w labiryncie, film nas prowadzi, nie zabłądzimy. Musimy więc tylko dojść do jego końca i wszystko jest czyste jak arkusz papieru. Może po prostu tego typu produkcje nie są dla Pana Marczewskiego ulubionymi... A Panie powyżej, lepiej by Pan najpierw obejrzał film, a nie wypowiadał się o nim na podstawie recenzji jednego "osobnika". Niech Pan zobaczy ile osób jest na tak, i porówna z tymi drugimi. I jakie rezultaty???
@lidiam0
Przecież nie napisałem na temat filmu tylko o jego recenzji. Proszę nie wprowadzać w błąd innych użytkowników portalu co do mojej wypowiedzi.
Na temat filmu mogę się zacząć wypowiadać dopiero teraz. Niezły, ale nic więcej. 7/10. Jego symbolika nie jest aż tak trudna, jak sądzi wiele osób. Na pewno "Pi" tego samego reżysera jest filmem głębszym i genialniejszym. Czuć trochę nieudanie paralelny patos Odysei Kosmicznej. Mówiąc prościej, w założeniu miał być to film bardziej wzniosły, niż jest w rzeczywistości, albo innymi słowami wisi nad nim klątwa Odysei. Na temat dobrych/złych moim zdaniem cech filmu. Podobała mi się muzyka, przepiękne zdjęcia, gra odtwórcy głównej roli. Natomiast nie przypadła mi do gustu gra Ellen Burstyn, powtarzanie ciągle tych samych scen ( chociaż rozumiem, że trudno było tego uniknąć ), płonący miecz kapłana Majów ( "Ghost rider" mi się skojarzył momentalnie ). Nie mogę się powstrzymać przed napisaniem także tego, iż ten film to taka mieszanka różnych stylów - mamy Majów, konkwistadora, królową, science fiction, fantasy, dramat, współczesność, baśń, motywy z hinduizmu, inspiracje sztuką, oraz dużo innych rzeczy. Taki worek z prezentami, z którego każdy wyciągnie to co go interesuje. Z drugiej jednak strony po co dźwigać w tym worku jakieś rzeczy, które nas nie interesują. To jest chyba istota tego filmu, każdy znajdzie w nim coś co mu się spodoba i co mu się podobać nie będzie.
Pozdrawiam
Dla mnie jest to film o miłości i nic więcej. Przy całej masie tandetnych obrazów poświęconych temu zagadnieniu, film Aronowskiego jest "bardzo Aronowski" i bardzo dobry. Kto kiedykolwiek kochał naprawdę ten zrozumie. Co do recenzji - cytat: "Oba filmy miały jednak coś, czego w "Źródle" niestety nie uświadczymy - czarny, zwariowany humor." - mam wrażenie, że nasz recenzent wrzuca "Reqiuem For A Dream" do jednego worka z czymś pokroju "Trainspotting" lub "Football Factory", zaś sam Aronowsky to dla niego taki drugi Tarantino i pewnie, dlatego nie może przełknąć "Żródła", bo to tak jakby Rodriguez nagrał "Pasję Chrystusa".