Filmy z Seagalem oglądałem pacholem małym jeszcze będąc, a z wiekiem
zainteresowanie tego typu filmami malało, dzisiaj jednak z okazji urodzin Stevena
postanowiłem, że któryś z jego filmów sobie przypomnę. Niestety iplex miał tylko nowe
filmy z jego udziałem, także wybór był niewielki: padło na "Żądzę Śmierci".
Pierwsze, co mnie zadziwiło, to wygląd Stevena. Obrósł w sadełko jak - dajmy na to -
Travolta. O ile jednak John w nowych filmach ubrania dobiera tak, coby jego sylwetka nie
rzucała się w oczy, to Seagal w swoim wdzianku nie sprawia dobrego wrażenia. Wygląda
to tak, jakby sześćdziesięcioletni Kowalski, który całe życie przesiedział przed TV o pizzy i
piwsku pewnego dnia wstał i powiedział: "Koniec tego dobrego, nie ma op******ania się,
trzeba się wziąć i nakręcic jakiś film, bo na piwsko juz nie starcza". I u Kowalskiego i
Seagala poziom gry aktorskiej wyglądałby pewnie podobnie. Wystarczyłoby udzielić mu
wskazówek, żeby mowił cicho i powoli, stroił groźne miny i nie dał sobie w kasze
dmuchać, a jak ktoś krzywo spojrzy - zabijać. W tym miejscu może warto powiedzieć, jak
te zabijanie w filmie wygląda. Otóż choreografia i montaż scen walk jest fatalny: bardzo
krótkie ujęcia, jakby urwane, nie do końca wyprowadzone ciosy, no i momentami
fontanny krwi z ran, które goją się w momencie wyjęcia noża. Miałem tez wrażenie, że
Seagal bardzo się tam nie napracował, bo we wszystkich rzutach, hakach i kopniakach
(przede wszystkim kopnaikach) wyręczał go dubler (jest anatomicznie niemożliwe
kopnięcie kolesia "z partyzanta" w twarz mając taki kałdun jak Steven IMO).
O fabule nie ma się co rozpisywać, bo jest oparta na schemacie wg ktorego kręcono
kiedyś filmy na potege. Wystarczy przeczytac opis filmu.
Jedyną rzeczą, która zasługuje na uwage jest muzyka - dynamiczna i zawsze
pasująca do sytuacji, a motyw folkowy jest naprawde bardzo dobry.
Słowem zakonczenia moge powiedzieć, że film nie spełnił moich oczekiwań za
sprawą fatalnych scen walki,które zapamietałem lepiej z jego wcześniejszych filmów.