Kto w ogóle dodał jako gatunek - dramat? To kolejny film pokroju American Pie i innych tego typu "komedii" dla kretynów w których głównym wątkiem jest oczywiście seks, z tymże w tamtych filmach przynajmniej można było zobaczyć jakieś w miarę ładne laski, a nie to co w "Żyć szybko, umierać młodo" - brzydkie, z małymi piersiami dziewczyny. Nie chcę już nawet mówić o tym jakich słów większość używała rozmawiając - obrzydlistwo.
Główna bohaterka Lauren (swoją drogą idiotka i ma wkurzające buty) ryczy z powodu faceta, którego zastała z inną w łóżku. Po prostu żałosne. Na co ona liczyła tak naprawdę? Na wspólne spacery i powtarzanie sobie na okrągło "Kocham Cię"? Nie rozśmieszajcie mnie. Przecież te ich pseudo związki polegały tylko na tym aby "zaliczać laski" w jak największej ilości. Na głębsze uczucia widz nie miał co liczyć. Takie 'chodzenie z kimś' mogę porównać do chodzenia 12 latka z dziewczyną (założę się, że w obecności rodziców nawet głupiego 'cześć' sobie nie mówią).
Podobało mi się to jak główny bohater walnął w ryj tej blond suce że się tak wyrażę (ale mi ulżyło), choć to i tak było mało dla takiej dz.. Poza tym to jak trzykrotnie próbował się zabić było nawet zabawne, rola tego geja też niczego sobie (śmieszył mnie trochę). No i oczywiście samobójstwo w wannie tej dziewczyny. Pomijając to, że nikt jej nie zauważył i chyba z choinki się urwała - scena udana, muzyka idealnie pasowała, mógłbym się jedynie przyczepić do jej gry aktorskiej w tym momencie, mogła się troszkę bardziej wykazać.
http://youtube.com/watch?v=2ZOCSS9XcHs - to ten filmik.
Filmu nie polecam, 1.
Niestety po części popieram te narzekania, ALE... warto dodać, iż ten film byłby jeszcze znośny i całkiem do przyjęcia gdyby nie fakt, iż jest to okrutnie okrojona i spłycona adaptacja książki pod tym samym (angielskim) tytułem autorstwa Bret'a Easton'a Ellis'a - w polsce znana jako "Odloty godowe".
To już druga tak spaprana adaptacja jego książki (nr 1 to American Psycho). Trudno powiedzieć co i dlaczego odwaliło komukoliwek w branży filmowej, aby tak okaleczać niebanalną literaturę.
Zdecydowanie polecam ksiażki tego pana - szok jakościowy (in plus) gwarantowany.
Z całym szacunkiem, ale żaden z ciebie krytyk filmowy, co najwyżej krytykant :P
Jak można przyrównac "RoA" do serii American Pie? Tamte filmy to płytkie komedie o płytkich ludziach dla płytkich widzów. Rules of Attraction również opowiada o płytkich ludziach, ale w sposób zgoła inny.
Pokazuje życie tych hedonistów kierujących się głównie swoimi popędami, jednocześnie obnażając ich życie wewnętrzne, które ma każdy (no może za wyjątkiem Lary;P). W tym filmie wszystko jest świetne, począwszy od genialnego sposobu narracji, przez zdjęcia, montaż i inne sprawy techniczne. Co do aktorstwa też nie sądzę, że można się do czegoś przyczepic (cukierkowy Dawson z "Jeziora Marzeń" wyjątkowo dobrze wcielił się w 'emocjonalnego wampira'), co do innych, to też bez zarzutu.
A, i nie zgadzam się z opinią, że książka została w jakikolwiek sposób okaleczona. Fakt, związek Paula i Seana został bardzo okrojony (w filmie wręcz się nie pojawia), ale trudno przenieśc na ekran PEŁNĄ książkę.
Moim zdaniem film jest bardzo dobry. Po pierwsze pokazuje świetnie do czego prowadzi hedonizm i jak źle jest kiedy młodzież ma niemal wszystkie dobra materialne, bo przestaje walczyć o przetrwanie tylko tworzy sobie chore filozofie aby zająć czymś mózg... A po drugie zgadzam się, że w filmie jest świetne aktorstwo, ciekawy montaż, kapitalne scenografie i dobra muzyka. Film z morałem i do tego z dobrym warsztatem.
Porównywanie do American Pie to jakiś żart chyba... Zupełnie inne filmy.
Gościu może i masz rację, ale ja ci jej nie przyznam...
Jeden z najgorszych filmów jakie widziałem.
Hmmm, to czego się spodziewałeś po nim? Dla mnie film jest podobny po prostu do np "Requiem dla snu". Niektórzy bardziej oczekują po nim filmu w stylu "American Pie", ale zupełnie moim zdaniem nie o to chodziło. Spróbuj na niego spojrzeć jak na dramat o beznadziejnym hedonizmie młodzieży - może wtedy ocenisz go inaczej?