"Życie Adeli" ma bardzo prostą fabułę, która zaskoczyła mnie co najwyżej w jednym momencie. Biorąc pod uwagę to, że trwa 3 godziny, można więc spodziewać się dłużyzn, w rzeczywistości jednak nie nudziłam się ani przez chwilę.
Zachwyciła mnie maksymalnie naturalna gra aktorska. Każdy gest aktorów nadaje filmowi realizmu, sprawia, że zapomina się, że to tylko fikcja. Sama historia też jest bardzo autentyczna, brak w niej przesadnego dramatyzmu, bohaterowie zachowują się bardzo po ludzku.
Realizm przeszkadzał mi trochę w mocno obrazowych, długich scenach erotycznych. Nie były one obrzydliwe czy odpychające, ale miałam wrażenie, że nie wnoszą nic do filmu. Z drugiej strony taka już jest konwencja "Życia Adeli" - sceny łóżkowe są równie dosłowne jak wszystkie inne.
Podoba mi się też to, że reżyser nie skupił się na motywie dyskryminacji, homofobii i rzekomego tragizmu homoseksualnej miłości. Owszem, te tematy pojawiają się gdzieś w tle, ale fabuła nie kręci się wokół nich, jak to często bywa w kinie LGBT.
Film jest naprawdę dobry, ale czegoś jednak mi w nim zabrakło, dlatego dostaje ode mnie 8/10.