Dla mnie za mało miłości. Niby się kochały itp ale ta ich więź jakoś nie wychodziła ponad sceny erotyczne... Nie przekonało mnie to za bardzo
Może krotko - miłość była ze strony Adeli, Emma była tylko zauroczona , pożądała Adele fizycznie i kiedy to minęło nie pozostało (prawie;) nic
No dobrze,"skrzywdziłam" Emmę, zbyt jednoznacznie ja oceniłam....Ale skoro kochała Adele,a jej uczucie wydawało się bardziej w granicach rozsądku, była dojrzalsza od uczącej się dopiero życia w związku partnerki, dlaczego ( mimo zdrady Adeli ) nie dała jej szansy, pozwoliła jej odejść? Czy nie warto było jej wybaczyć i zaufać ponownie ?
Może nie chodziło o zdradę Adeli samą w sobie, ale jej niezdecydowanie. Adela sama nie wiedziała, czego chciała. Kochała swoją dziewczynę, ale jak widać chłop się przydawał od czasu do czasu.
A starsza, dojrzalsza Emma o sprecyzowanej orientacji potrzebowała kogoś o podobnych preferencjach.
imho chłop był potrzebny, żeby udowodnić sobie, że jednak nie jest potrzebny, chciała spróbować "żyć normalnie", ale własnej natury nie oszukała :)
No nie wiem. To po co zdradzała raz, drugi, trzeci (a może i więcej, tylko się nie przyznała). Rozpaczała z powodu odrzucenia, "ten tylko się dowie, kto cię straci..." - słaba osobowość, jeśli dokonujesz zmian w sobie, tylko pod wpływem sił zewnętrznych (Emma się dowiedziała), a 0 jakichkolwiek refleksji i podsumowań czynionych dla samych siebie. Toteż 10 minut wcześniej przed kłótnią całowała się z facetem i by całowała się dalej, gdyby rozstanie nie miało miejsca. Była rozmemłaną, niepewną, z glutem i wiecznie otwartymi ustami dziewuchą (jak dla mnie zupełnie nieatrakcyjną, może tylko pod tym zwierzęcym, pierwotnym względem, czyli jakbym się upiła, to nawet nie brzydziłabym się do niej podejść). Aż Emma powiedziała dość.
ehhh to jest tak trudny temat. Właściwie to miłość różne ma imiona, tak samo jak i zauroczenie. Po dłuższych przemyśleniach dochodzę jednak do wniosku, że i jedna była zauroczona i druga tak samo jak i były zakochane. Z tym że te uczucia się minęły.
Najpierw Emma była zakochana w Adele, a ta nią zauroczona. Później po wybryku jednej i drugiej (czyli flirtowaniu Emmy ze swoją koleżanką + zdradzie Adele z kolegą z pracy) wszystko się odwróciło. Adele orientując się, że straciła kogoś najbliższego swojemu sercu zrozumiała i pokochała, niestety było już za późno... Emma z kolei orientując się, że jej miłość ją zraniła, niewybaczalnie - odkochała się, ale zauroczenie pozostało, zauroczenie -sentyment. Bla, bla. To tylko moje zdanie, nie wiem jak było, bo nie umiem zaglądać do serc :) W każdym razie film jest genialny.
Spoileruję !
Stosunek Emmy do Adele mógłbym (imo) określić tak:
Była uczestnikiem procesu tworzenia - cudowną materią i źródłem inspiracji. To się skończyło wraz z ukończeniem dzieła.
Od tamtej pory większą wartość stanowiła Adele uwieczniona na płótnie...
...dopiero wtedy w tej uliczce sama, Adele to pojmuje.
Spoileruję.
Artysta tworząc dzieło spala się prawie doszczętnie. Potrzebuje naładowania akumulatorów, natchnienia, nowych inspiracji, żeby się odradzać i móc dalej tworzyć swoje "wielkie dzieła". Pewnie częściowo takim bodźcem dla Emmy był seks z Adelą ( wiemy ogólnie, że były bardzo różne). Mimo takiej długości filmu, nie wiemy natomiast, jak wyglądała codzienność w ich życiu, o czym wspólnie rozmawiały, dokąd chodziły wieczorami, gdzie spędzały czas wolny i jak długo ze sobą były. Z tym (długością związku) mam największy problem, ponieważ fizycznie przez całe 3 godziny filmu nie odczułam upływu czasu, a przecież na spotkaniu z rodzicami Emmy Adela mówi, że żeby pracować z dziećmi musi ukończyć studia, a nawet jeszcze nie przystąpiła do matury. Czyli musiało upłynąć jakieś kilka lat zanim zdradziła i to wszystko się rozpadło.
Tak więc Emma nie mogła namalować tylko jednego obrazu z Adelą, zresztą na przyjęciu, które urządziły w swoim domu, padają słowa o wielu obrazach i zachwytach znajomych Emmy Adelą i tym jak ją Emma maluje.
Po tym przyjęciu jest scena, gdy zmęczona tym dniem Adela (wszystko przygotowała, ugotowała, upiekła, wciąż na nogach obsługiwała tłum ludzi) zmywa ostanią stertę naczyń, kładzie się do łóżka obok nagiej Emmy i mimo zmęczenia chce bliskości, a Emma wykręca się głupim pretekstem (równie głupim jak ból głowy). Seks z Adelą przestał jej smakować, przestał być inspiracją, wypaliła się doszczętnie i nic już nie pozostało z ich związku opartego na tym jednym, jedynym łączącym ich elemencie, odczuwaniu rozkoszy. Tam od początku nie było miłości, miłość to także odpowiedzialność. Miłość się nie narodziła. Przyszły wzajemne zdrady ( Emmy jeśli nie fizyczne, to z pewnością emocjonalne)
Co do ostatniej sceny...
Będąc jeszcze w galerii dotarło do Adeli, że została wykorzystana przez Emmę, wykorzystana i odepchnięta. To była ta samotność, o której mówiła Emmie, a która ją popchnęła do zdrady. Także, gdy idzie już ulicą w niebieskiej sukience myślę, że jest wolna, jak ptak i czuje ogromną ulgę, i spokój w sercu. Spokój, którego nie zaznała od trzech lat.
Hmm,można powiedzieć ,że mamy część 1 -stworzenie związku i potem część... 3-cią - rozpad . Brak części 2, tego co się działo pomiędzy ( i tu masz Karen pole do wyobraźni,:)) Można brak tej części ( w/g mnie drugiej:) zarzucić scenarzystom ,ale widocznie taka była wizja - mnie tego nie brakowało,choć może przez to film stał się uboższy ??
Zabolała mnie ta scena w łóżku o której piszesz-było mi żal Adeli po prostu, było widać jej samotność- a tak dobrze jej życzyłam:) Adele ciągle nienasycona bliskością ,a Emma już wypalona. Piszesz, że tam od początku nie było miłości - czy Adeli też odmawiasz tego uczucia ?
Chciałabym zobaczyć 3 cześć żeby sprawdzić, czy jest tak jak piszesz w ostatnim zdaniu,bo tylko uwalniając się od Emmy Adela może znaleźć miłość
Nie chcę dzielić tego filmu na części inne, niż dwie. Z założenia reżysera wynika, że nie interesowało go zwyczajne życie Adeli i Emmy, tak jakby go nie miały. Interesował go obraz bardziej "skandalizujący" i emocjonalny. Co ciekawego jest w zwyczajnym, codziennym życiu dwóch kobiet? W sumie wszystko jedno czy kobiet, czy kobiety i mężczyzny.
Adela...
To była bardzo silna, młodzieńcza fascynacja Emmą, kobietą już prawie ukształtowaną, z pasją, oczytaną, artystką. Emma ukradła jej duszę, zawładnęła ciałem, była jej erotyczną fascynacją, nauczycielką, od samego początku. Miłością nie zdążyła być, ponieważ to uczucie zbudowane było na bardzo wątłych podwalinach, jeszcze w czasie, gdy Adela była nieletnia!(to podkreślam, bo uważam za istotną rzecz) i to obie dziewczyny powinny dojrzeć wspólnie do miłości. Tak się jednak, jak wiemy, nie stało.
Mnie trzecia część nie interesuje. Wiem, co się czuje, gdy uwalnia się od kogoś, kto wypełniał serce latami, mimo braku bliskości. Uwalnianie się od takiej osoby jest niesamowitym przeżyciem, fascynującym i oczyszczającym, i dzieje się tylko w głowie. Może to przyjść nagle, jak u Adeli, która naraz zobaczyła w galerii siebie na obrazie i całe mnóstwo "tej drugiej", której ustąpiła miejsca u boku Emmy. Zobaczyła, jak ta obecna partnerka wypełnia i wypełniała (będąc jeszcze w ciąży) twórczą duszę Emmy, (mimo braku seksualnego z nią spełnienia, o czym mówiła w kawiarni, gdy się po latach spotkały) i powiedziała sobie, to już koniec, definitywnie odchodzę i nie zabieram ze sobą Emmy.
A jednak... ci którzy przeżyli tak silną młodzieńczą fascynację wiedzą, że tkwi ona w nas do końca naszych dni, uwięziona czy też uśpiona, gdzieś na dnie serca. Jest ważna, ponieważ była pierwsza, tak silna i tak bolesna, ale w dobrej symbiozie tkwią tam nasze kolejne fascynacje i być może ta najważniejsza...obecna. A gdy sięga się pamięcią do tych dawnych chwil, ma się wrażenie takiej ostrości, jakby to wszystko wydarzyło się dopiero chwilę temu.
Wierzę, że Adela stała się wolna.
Wg mnie na początku Adela też nie kochała Emmy - kierowała się raczej fascynacją intelektem i ciałem Emmy. Później, kiedy przekonała się do swojej orientacji, utwierdziła się w tym, że kocha Emmę. Myślę, że Emma też kochała Adelę, na początku pojawiło się pożądanie, ale później widać było uczucie. Jednak jej artystyczna dusza, miłość do 'tworzenia', poniekąd zniekształcały sposób postrzegania Adeli - tj. wg mnie Emma nie doceniała tego, co robi dla niej Adela (wg mnie to scena, kiedy Emma sugeruje Adeli, żeby ta pisała; brak jakiegoś uznania dla niej za to, co robiła ''zwykłego". Emma, jak sama stwierdziła w filmie, traktowała Adelę jak muzę, jako obiekt pożądania, a nie jak członka... rodziny? I kiedy ta muza dopuściła się zdrady, Emma uznała, że to kres wszystkiego. Bo jak śmiała ją zdradzić? Adela nadal kochała Emmę, a Emma po prostu uznała, że to koniec wszystkiego, być może miłość wypaliła się już wcześniej, a pozostawała nadal fascynacja ciałem Adeli.
Może być i tak jak piszesz...Pozwolę sobie skomentować,że widocznie "artystyczna dusza " i zwykła przedszkolanka, o zadatkach na kurę domową, to zbyt wielka różnica ,aby stworzyć prawdziwy związek
...było wręcz gorzej, bardziej perfidnie wręcz.
Emma wyczekiwała ruchu Adele, spychała ją w kierunku zdrady aby usprawiedliwić swoją.
Wtedy mogła z pełną stanowczością odciąć linę 'holowniczą' - i pozbyć się intruza raz a dobrze.
Brutalne...
...i teoretycznie działa... jak napisała Karen_ uczucie nie zostaje zniszczone całkowicie a jedynie zagrzebane, czeka w uśpieniu.
Ten film pod powłoką nudnej, (gdyby) pozbawionej seksu właściwie nieciekawej historii - przemyca ostre narzędzie... Ktoś się pytał: warto iść, czy coś zostaje po wyjściu z sali kinowej? - blizna...
Choć zaryzykował bym stwierdzenie, że to stara blizna, która daje o sobie znać.
Przyznam rację Karen_ - wrażenie ostrości dawnej historii staje się bardzo rzeczywiste!
Nie sądzę, aby Emma celowo "spychała" Adelę w kierunku zdrady. Po prostu zbyt wiele je różniło. I moim zdaniem Adele nie była całkowicie bez winy. W końcu to ona wybrała odcięcie się od wszystkich ludzi poza Emmą, co było zapewne spowodowane jej zinternalizowaną homofobią - wstydziła się faktu, że żyje z kobietą, dlatego gdy nastał ten etap związku, że Emma nie była już z nią tak blisko jak dawniej, nie miała się do kogo zwrócić, gdyż przyjaciele Emmy nie byli jej przyjaciółmi, oni po prostu byli "w pakiecie" z Emmą, i traktowali ją raczej jak interesującą ciekawostkę niż kogoś im równego.
Gdyby Adele miała jakiegoś przyjaciela na swym "poziomie", któremu mogłaby się zwierzyć, to wszystko mogłoby się potoczyć inaczej.
Zgadzam się prawie w całości z tym, co napisałaś.
Przyjaciel...
Jeśli wierzyć reżyserowi, pokazał on nam osamotnienie Adeli dopiero w momencie, gdy Emma była już zafascynowana kimś innym. Wtedy również osobę tę poznała Adela. Czy fakt posiadania przyjaciela Adeli wpłynąłby na rozpadający się związek i skłonił Emmę do przerwania nowej, fascynującej ją znajomości? Czy miałby wpływ na różnice je dzielące, czy też zdrady Adeli? Mógłby jej pomóc szybciej się otrząsnąć po rozstaniu, ale sądzę, że nie zatrzymałby już zmian, które nieuchronnie nadchodziły.
Wina...
Podobała mi się godność Adeli, z jaką znosiła ból rozstania. Pojawiła się po raz drugi w życiu Emmy dopiero wtedy, gdy ta ją zaprosiła. W kawiarni powiedziała jeszcze, że nie będzie nachodziła Emmy. To było dojrzałe, zupełnie inne niż niedojrzałość sprzed 3 lat, która pchnęła ją do wielokrotnych zdrad (dwie lub trzy, to z mojego doświadczenia znaczy więcej, niż chciała powiedzieć). Czy poczucie winy miało na takie zachowanie jakikolwiek wpływ, czy to była taka cecha Adeli? Część osób, które nie mogą się pogodzić z odtrąceniem stosuje różne nieczyste zabiegi typu np. szantaż emocjonalny, obgadywanie i negatywne nastawianie znajomych itd... Adela niczego takiego nie zrobiła. Odeszła całkowiecie z życia Emmy.
Każdy kto na początku swojej drogi poszukuje miłości, a czuje się niespełniony będąc w związku (tak jak tu - Emma) powinien odejść. Potrzeba dwojga "bratnich dusz", żeby współodczuwać w pełni to, co dla każdego z nas jest w takiej relacji ważne, najważniejsze lub też marginalne. Inaczej to wszystko staje się z czasem fałszem, powodem do kłótni, odejścia.
Zresztą w jakimś stopniu swój związek z Adelą Emma zbudowała właśnie na fałszu, była przecież związana z inną dziewczyną, gdy zaczęła się interesować Adelą. Z kwiatka na kwiatek...
Żadna z nich nie była bez winy. Samo życie pisze wiele takich scenariuszy.
Masz rację - twój ostatni akapit mnie przekonuje: nawet jak pierwsze skrzypce gra chemia, to i tak jesteśmy (jako ludzie rozumni) w stanie wyczuć fałsz (podskórnie, instynktownie).
...a więc non stop rozgrywamy wewnętrzną walkę - albo wręcz bezwiednie rozgrywają tę walkę nasze instynkta... nie wiem czy użycie l.mn. jest właściwe więc ujmę to tak: "potrzeby" - to one walczą o pierwszeństwo.
Dlatego utwierdzam się również w przekonaniu, że Emma spychała tę już "niebratnią" duszę do zdrady. Cel? Ostateczne rozprawienie się z Adelą - awantura po której poczucie winy nie pozwoli Adeli wrócić!
Cel wewnętrzny? Ujarzmienie potrzeby bliskości - kiedyś potrzeba rządząca. Niestety do momentu rozstania zawiązała się całkiem niezła koalicja "potrzeb" niezrealizowanych...