Piękny film, ale trudny w oglądaniu. Bliskość, cielesność, miłość - od samego początku nie pozwala oglądać tego w "zwyczajny" sposób. Oglądając ten film nie mogłem/nie chciałem? robić z siebie krytyka/recenzenta. Po prostu byłem wraz z tym, co się działo w tym filmie. I przez to właśnie ten film był trudny. Myślę, że chciałem być częścią tego świata. Także wtedy, gdy bohaterka płakała, gdy nie mogła się odnaleźć w nie swoim świecie, gdy dręczyła ją samotność. A także wtedy, gdy - nie będę tego ukrywać - kochała się ze swoją partnerką, gdy obie wzajemnie dotykały się. Wszystko było zwyczajne/niezwyczajne, tzn. tak jak "w życiu", najpierw przeżywamy rozterki, szukamy spełnienia w seksualnych aktach, jesteśmy pieszczeni, pieścimy,.... a potem, zachowując psychiczną równowagę, zajmujemy się innymi sprawami, np. idziemy do pracy. Steven Spiedberg, doskonały reżyser kina familijnego, jako przewodniczący jury poparł ten film, tzn. że odnalazł tam coś własnego. Pomyślałem sobie właśnie o tym, czymś własnym/zwykłym: miłości, szukaniu związku, pragnieniu posiadania rodziny, stabilizacji, czymś już na tysiąc sposobów powtarzanym w kinie. Ten film był jednak szczery, ponieważ do znanych już przedstawień dodał seks, bez zasłon, seks jako część życia, seks, o którym tak często myślimy, ze względu na który potrafimy robić dziwne i szalone rzeczy. Seks w tym filmie nie był jednak czymś oddzielnym, był elementem jednego życia, jednym z wielu, który podtrzymuje życia tego ciągłość. Życia/bycie jako nieustające wybieganie jest doświadczaniem wszystkich jego części, życie przed sobą samym niczego nie ukrywa. Ten film niczego nie ukrywa. Ten film nie jest oczywiście o wszystkim, jest - moim zdaniem - przede wszystkim o miłości dwojga ludzi. I w tym właśnie wymiarze, niczego nie ukrywa. To jest PIĘKNE, a zarazem trudne. Trudne, ale nie jak przerzucanie tony węgla, ale jak przechadzanie się wśród niesamowicie pachnących ciast, tortów, owoców, win... przechadzanie się bez możliwości ich skosztowania. A zarazem: film, który jest darem smakowania obrazów i dźwięków, które w naszym własnym życiu są nam niedostępne. Otwiera się we mnie pragnienie wytrzymywania wewnętrznego drżenia, wytrzymywania braku decyzji, bycia w prawdzie po przez jej nie rozstrzyganie. Życie, po przez to, że trwa dalej, nigdy siebie nie rozstrzyga.
Ładnie napisane, chyba mniej więcej tak ten film trzeba oglądać (doświadczać?) i na tym polega jego siła. Niestety, jakoś że oglądałem go ostatniego dnia festiwalu, ze zmęczonym mózgiem, nie byłem w poczuć tego tak silnie jak ty. Konieczna będzie rewizyta w kinie... No ale na 99% jest to film wart dwóch wycieczek do kina, więc nie narzekam ;) Pozdrawiam