Ten film jest dobitnym przykładem ingerencji kina Hollywood do Bollywood. Mieszanie tu tekstów hindi i amerykańskich to już lekka przesada. Nie wiem dlaczego reżyserzy ostatnio tak robią, może to jest trendy w Indiach, ale dla mnie to jest po prostu wiocha. Mają swój piękny język, piękne tradycje i kulturę, a filmy zaczynają psuć w tak dziwny sposób.
Nie wiem jakim cudem ten film wygrał główną nagrodę Filmfare w 2012 roku i pokonał o wiele lepszego Rockstara. Może próbują w ten sposób wypromować w świecie inne kino niż dotychczas, ale ja tego nie trawię. Takich filmów jak Zindagi Na Milegi Dobara jest mnóstwo w Hollywood. Nie ma się czym zachwycać, ale obejrzeć można.
Może tym, że poza połączeniem Hollywood i Bollywood umiał połączyć wreszcie głupkowatą, ale dobrą komedie w stylu Kac Vegas z poważnymi wątkami. Do tego wszystko zachowało spójność. Myślę, że jakbyś jeszcze pomyślał/pomyślała, to bardziej powierzchowności temu filmowi nadały wątki rodem z Indii, a nie te ze Stanów.
Film w końcu jest z Indii, więc nie trudno jest wyczuć wątki indyjskie. Mimo wszystko podtrzymuję swoje zdanie. Nie lubię po prostu papugowania czegoś, czego jest na pęczki, a to co piękne pozostaje w tyle i ostatecznie przegrywa z trendami i komercją.
Jestem przekonany, że w wersji tylko indyjskiej film byłby bardziej "wartościowy". Kto wie, może producenci robili badania i dzięki ich zabiegowi film trafi do większego grona publiczności - przez ten powiew Hollywoodu? Może styl i trendy w Niemczech, Kanadzie czy Australii lepiej strawią taki obraz. Tu jest mowa nie tylko o tym filmie, ale o wielu innych...
Na koniec zacytuje pewien tekst Rammstein: "We are living in America...".