Nie wiem od czego zacząć. Świeżo po obejrzeniu filmu, gdy jeszcze emocje po nim nie opadły chciało by się powiedzieć wiele rzeczy na raz. Ale po kolei.
Nie ma co ukrywać, że film ten jest po prostu stratą czasu. Przyznam się, że pomyliłem ten film z 2012. Odkryłem swoją pomyłkę już po 5 min oglądania filmu i to wcale nie po aktorach którzy pojawili się na ekranie. Po prostu coś mi nie pasowało, sprawdziłem w wikipedii tylko jedną rzecz - budżet tego filmu który myslałem że oglądam. Gdy zobaczyłem, że wynosił ponad 200mln dolarów już wiedziałem że to nie to. Skąd? Ano stąd, że 2012 Doomsday ma cechy charakterystyczne typowego niskobudżetowego filmu i to aż czuć. Jest to np mała ilość aktorów. W filmie pojawia się zaledwie kilku bohaterów a całą reszta ludzi których widzimy to statyści którzy absolutnie nie mają wpływu na akcję. Mamy tego geologa, jego córkę, tą czarnulkę która rodzi, reportera, sanitariuszkę i jej matulę. A przepraszam, pojawia się jeszcze kolega sanitariuszki w 2 minutowym dialogu a jego udział w filmie urywa się równie szybko co droga przed ich karetką. Nie mamy żadnych pobocznych postaci które by miały jakiekolwiek znaczenie dla
akcji filmu. Następną cechą charakterystyczną dla niskobudżetówki sceny okrojone do 2-3 bohaterów na raz. O tym, że jest to produkcja niskobudżetowa byłem przekonany już w momencie trzęsienia ziemi w tych namiotach. Swoją drogą było to trzęsienie kamery a nie ziemi co niestety bardzo bije po oczach.
Pomyslałem, że niskobudżetowy film też może być dobry więc postanowiłem oglądać dalej. Jednak z każdą minutą film był dla mnie coraz większym ciężarem, tak że tylko moja upartość i chęć napisania tej recenzji skłoniła mnie abym wytrwał do końca. Zamiast pisać ogólniki w stylu "Masakra" postanowiłem napisać rzeczowo co powoduje że ten film to pospolity gniot.
Scenariusz
Przyznam, że w momencie gdy w komorze znaleziono krzyż byłem zaciekawiony. Pomyślałem, że ktoś wpadł na ciekawy pomysł w którym pojawia się tajemnica jak, kiedy i dlaczego do świata majów dotarli europejczycy niosąc im religię chrześcijańską. Pomyslałem w tym momencie, że nie będzie to tylko historia w stylu "łubudubu, wali się świat, ratujmy się" ale stopniowe i zaskakujące wywracanie znanej nam historii chrześcijaństwa i majów do góry nogami. Niestety zawiodłem się. Temat "skąd chrześcijaństwo u majów" został totalnie pominięty na rzeczh... o tym później ;) A szkoda, ponieważ mogło to nadaz filmowi zupełnie innego wymiaru.
Mam również nieodparte wrażenie, że osoba pisząca ten scenariusz robiła to na szybkiego na kolanie gdzieś w urzędowej poczekalni, albo miała wyjątkowo wysoką gorączkę. Bo jak inaczej możemy wytłumaczyć to, że w filmie nagle wszyscy okazują się głęboko wierzącymi ludźmi i non stop gadają o Bogu, przeznaczeniu, wierze itp? Niezaleznie od tego czy ktoś jest wierzący czy nie to po prostu sprawia że film staje się wyjątkowo naciągany. Jak to jest ze panienka której ojciec tłumaczy, że ogłoszono ewakuację z powodu nadciągającej katastrofy nie chce się wydować i tak z opuszczonej już wioski tłumacząc to "może Bóg chce abym została"?
Jak to możliwe, że archeolog który znalazł w grocie ten krzyż, naukowiec całe życie badający takie znaleziska i wierzenia majów po przeczytaniu ich przepowiedni nagle ni z gruchy ni z pietruchy bierze je na serio i mówi że trzeba go zanieść do piramidy? Takich kwiatków jest więcej. Mamy panią snitariuszkę, która twierdzi że Bóg nie istnieje a chwile później jedzie z mamą samochodem do piramidy twierdząc dodatkowo że nie wie dlaczego to robi? Ta sama pani sceptyk po zniknięciu matki zaczyna z głowy cytować biblię, a jej nowy kompan, geolog bez trudu w locie rozpoznaje co to za fragment?
Z innych nieścisłości czy kompletnego braku logiki w scenariuszu mamy np pana który umiera od postrzału. Sanitariusza zauważa na jego ręku tatuaż który jest dokładnie tym co jej się śni i co rysuje na kartkach. Ktoś mi może odpowiedzieć właściwie jakie on ma znaczenie? Sanitariuszka była wybrana aby uczestniczyć w akcji "ratunek światu" i dlatego jej został ten rysunek objawiony a nieszczęsny latynos umierający na ulicy co? Dlatego jemu też zostało to objawione? Taki z niego wybraniec że zginął w zwykłej strzelaninie 2 dni przed całym wydarzeniem?
Następną rzeczą która rzuciła mi się w oczy jest rana Trish, żony tego co znalazł ten krzyż. Ktoś mi powie jak to się stało, że z początku nie zauważyła rany która miała się okazać śmiertelna? I że rana ta przez którą niby traciła dużo krwi spowodowała jedynie plamkę na jej bluzce porównywalną do tej kóra zostaje po mało obfitym krwotoku z nosa? No i błagam, dlaczego ona ciągle kaszle? Od kiedy to rany wywołują kaszel? Czy scenarzyści naprawdę nie wiedzieli jak w inny sposób pokazać jej złe samopoczucie?
Albo jak Trish mówi że nadchodzi koniec świata a dwa zdania później mówi o przepowiedni majów "to tylko mit, legenda". No gdzie tu jakakolwiek logika? Wygląda to tak jakby autor dialogów zrobił sobie pomiędzy zdaniami godzinkę przerwy a po powrocie już nie do końca pamiętał co wczesniej pisał.
Kolejna skucha - jedyne przesłanie tego filmu jest takie, że aby zatrzymać koniec świata nie trzeba wcale ogólnoświatowej moralnej odnowy. Wystarczy położyć rodzącą babkę na ołtarzu do tego przygotowanym i już jest wszystko w porządku. Czy naprawdę o to chodziło?
Kolejną zagadką dla mnie jest owy krzyż. Mamy tak zagmatwaną kulturę majów i ich wierzenia, tak zaawansowany kalendarz, rozwiniętą cywilizację, system zabezpieczeń, ukryty ołtarz który pokazuje się po... wsadzeniu 5cm jednego końca krzyża do kwadratowej dziury. Wystarczyło znaleść odpowiednich rozmiarów noge od stołu i też by się dało przekręcić.
Efekty specjalne
Każdy kto widział film nie potrzebuje komentarza. Pan spadający w przepaść, manewry samolotu, rozpadające się ulice, budynki - to wszystko wygląda jakbu było robione 15 lat temu. Lepiej darować sobie takie efekty specjalne niż pakować je do filmu jedynie obniżając jego ocenę.
Gra aktorska
Ta pozostawia bardzo, ale to bardzo wiele do życzenia. Kwestie wypowiadane są drętwo, sztucznie. Tak naprawdę jakby ktoś wykupił prawa do filmu to by mógł go spokojnie pociąć i wykorzystać jako scenki do jakiegoś filmu na Discovery.
Błędy
Oczywiście narzuca tu się scena z padającym gradem który znika w ujęciu wewnątrz samochodu po czym znowu się pojawia, by wreszcie nie tylko przestać padać ale i zniknąć po śmierci reportera. Co więcej, jak się dokładnie przyjżymy to zobaczymy że grad pada tylko i wyłącznie na drogę i to tylko na odcinku którym jedzie samochód.
W pewnym momencie pojawia się także tordano przed którym w panice uciekają ludzie. Jednak możemy dostrzec że ulicą zdecydowanie bliżej tornado jeżdżą sobie spokojnie jakby nigdy nic samochody.
Podsumowanie
Widać, żę reżyserowi nie zależało aby zrobić film dobry. Film miał nieść pewne przesłanie i forma chyba nikogo nie interesowała. Tu nie chodzi tylko o sam pomysł, tu chodzi także o samo wykonanie. Choćby martwe ryby pływające w rzece wyglądają wręcz za przeproszeniem jak pływające kupy. Czy nie można było chociaż kupić prawdziwych ryb? Film jest tak tendencyjny że aż przykro. W tym filmie każdy bohater otwarcie opowiada o Bogu, o wierze, modlitwie. Litości!!! Czy naprawdę reżyserowi się wydawało że na 10 spotkanych ludzi 9 będzie wszystko tłumaczyć Bogiem? Można być wierzącym lub nie, ale to nie zmieni faktu że przez takie spojrzenie na ludzi film jest zwyczajnie sztuczny.
Ktoś na forum napisał, że kazdy chrześcijanin powinien obejrzeć ten film. Ale to że ktoś jest chrześcijaninem chyba nie znaczy że podobac mu się powinna zwyczajna filmowa szmira?
Jedyne co w filmie można ocenić pozytywnie to niektóre ujęcia oraz niektóre motywy muzyczne. Osobiście też podobała mi się praca kamery.
Można było nawet przy tym budżecie zrobić ciekawy film. Jednak ten który został zrobiony zwyczajnie nudzi. W tym filmie nic się praktycznie nie okazuje, nic się nie wyjaśnia i nic nie intryguje. Nie ma punktu zaczepienia i nikt nie zadaje pytań. Wszyscy posłusznie robią to co "czują". Nie dowiemy się z filmu jak to się stało że chrześcijaństwo dotarło do cywilizacji majów, nie dowiemy się jak przewidzieli koniec świata, nie wiemy jak zniknęli, nie wiemy co się stało z pilotem samolotu i z matką sanitariuszki ani nawet nie wiemy dlaczego ocalenie
świata ma polegać na urodzeniu dziecka na ołtarzu w piramidzie. Niczego się nie dowiadujemy. I co ciekawsze nikt o to nie pyta.
Zamiast ciekawego filmu z oryginalną historią mamy zwyczajną pseugo-religijną papkę polegającą na prawieniu banałów. Bo jak inaczej można nazwać dialog w którym sanitariuszka pyta matki dlaczego Bóg pozwala na tyle zła i nieszczęścia, a ta odpowiada "Bóg i tak cię kocha czy tego chcesz czy nie"?