Bajka w stylu Rambo, z tym że Rambo był 100x lepszy. Żenująca chała, której jedynymi plusami są efekty specjalne. Treść - zerowa. Już nie powiem, że profanacja historii, bo oparte jest o komiks - niemniej jeszcze głupsze niż komiks. Film propagandowy rodem z USA - "walczmy o demokrację z tymi dzikusami ze wschodu" itp. itd. Spodziewałem się dzieła, a dostałem po twarzy.
Ja w sumie rozumiem, że niewymagającemu głębszej treści widzowi film może się podobać - ot, fajnie te wszystkie trole ze sobą walczą, efekty komputerowe są niezłe, itp. Ale na to, co "300" przedstawia sobą pod innymi względami, naprawdę szkoda słów. Gdzie są filmy takie jak Braveheart, w których by poruszyć widza nie trzeba zyliona efektów?
Jestem w całości za- ten film to porazka. Nawet mój kumpel który jest fanem raczej prymitywnego kina uznał to za kicz.
bardzo to charakterystyczne, ze mlody polski widz wszytskie filmy ocenia jedna miara...porownywanie "300" do "Braveheart'a" to naprawde istan glupota.....
A czy film jest kiczowaty - film jest taki jak komiks, przerysowany, naciagany - i to jest w nim rewelacyjne, to z ejest to luzna, nie trzymajaca zadnych granic opowiesc komiksowa.
Dla was "300" to gowno totalne, dla mnie tym samym jest "Wladca Pierscieni"...kazdy ma inny gust i juz.
Tylko naprawde zacznijcie stopniowac filmy, a nie wrzucac wszystko do jednego wora.
Z całym szacunkiem,ale porównywanie "Władcy Pierścieni" do filmu '300" jest dość żenujące. W filmie P.Jacksona były piękne ujęcia, świetne krajobrazy i uważam, że to dobrze zekranizowana powieść. Natomiast "300" ma tak żenująco prostą fabułę, jednocześnie tak przesiąkniętą Hollywoodem i takim okropnym patosem. Kserkses transwestyta, Persowie to jakieś potwory, którzy nie mają żadnych zasad moralnych są cyniczni, zdradliwi, butni etc. Po drugiej stronie wspaniali honorowi, przystojni, napakowani Spartanie. Bardzo czytelne...szkoda, że chłopcy z Hollywoodland tak nisko cenią sobie naszą inteligencje. Poza tym są jeszcze te nudne sceny walk. No sorry,ale to już przestało mnie bawić, 10 minutowe sekwencje walk to już nie na moje zdrowie.Ostatnia sprawa to ten brzydki ciemny obraz w stylu 'Sin City" to mi sie nie podobało,ale nie czepiam się tego, bo to komiks więc reżyser miał prawo coś takiego zrobić, aby upodobnić film do oryginału. Zaznaczam, że lubię dobre filmy akcji, ale cenie sobie takie, które trzymają widza w napięciu i zmuszają do pewnej koncentracji i uwagi,a o "300" nie mogę tego powiedzieć.
Pozdrawiam
Jasne, bo gdyby przeciwko przystojnym Persom stanęło trzystu facetów o posturze Jarosława Kaczyńskiego to wszystko by grało i bucało ;) Ranybomba, ludzie, rozumiem że sie komuś film mógł nie podobać, ale robić zarzut z tego że Spartanie byli muskularni? To jak mieli wyglądać legendarni wojownicy i dwunożne maszynki do zabijania? Jak bladzi intelektualiści? No litooośśściiii...
A w ogóle, jakby kto nie zauważył, ta historia opowiadana jest przez Spartiatę, stąd Spartanie zą honorowi, szlachetni i odważni niczym lwy, natomiast Persowie to armia potworów i wykolczykowańców pod dowództwemm trzymetrowego transwestyty. Taki zabieg stylistyczny, uwypuklający heroizm Leosia i jego gromadki, a jednocześnie nadający opowieści posmaku niemal mitologicznego, bo właśnie z mitów, z eposu pierwotnego wiedzie swój rodowód (a nie z Hollywood). Rozumiem, nie każdy musi takie klimaty kupić.
Ponadto jeśli kogoś nie bawią sceny walk to po cholerę iść na film *wojenny* ? Jak łatwo się domyślić w takim filmie walk będzie do cholery i ciut ciut, więc może lepiej wybrać co innego? A że nie wszyscy reżyserowie ulegają modzie na pokazywanie bitwy w postaci nieczytelnej plątaniny rąk, nóg, głów i uzbrojenia to i chwała Bogu, bo nie ma jak zwinny facet dobrze machający bronią białą ;)
Lubie filmy wojenne i uwielbiam w nich sceny batalistyczne, ale pod jednym warunkiem-jeśli są dobrze zrobione. Niestety w "300" sceny batalistyczne są bardzo słabe. Oczywiście nie mówię tu o stronie technicznej czyli efekty itp.ale w tych scenach nie było żadnej dramaturgi, były nudne i oglądając je miałem wrażenie,że oglądam intro z gry komputerowej.
Zostawmy temat postury fizycznej, ale zawsze sobie wyobrażałem, że starożytni wojownicy wyglądali bardziej jak "Dawid" Michała Anioła,a nie jak Pudzian, poza tym w poprzednim poście miałem na myśli raczej,że postacie są tak bardzo wyraziste i trochę mnie to w trakcie projekcji denerwowało,ale jak mówiłem zostawmy to.
"bo właśnie z mitów, z eposu pierwotnego wiedzie swój rodowód (a nie z Hollywood)"
Myślisz,że przeciętny "człowiek zachody" to wie. Wkurza mnie to, że we współczesnych filmach tak "wykrzywia" się historie starożytną. W "300" jeszcze nie jest tak źle acz wielu ludzi będzie miało kulturę Persów za okrutną, straszną itp. Takich filmów na szczęście jest dość mało,ale są wielu ludzi widziało "Troję","300", rozumiem, że "Troja" jest INSPIRED,ale....
Pozdrawiam
No nie, przepraszam, pod Pudziana żaden z panów nie podchodził, a Michael Fassbender wręcz mogłby do rzeczonego Dawida pozować, proporcję ciała mając istotnie lekką, pod kanon Lizypa wręcz podchodzącą. Gerard Butler natomiast zdecydowanie wygląda bardziej jak rzeźbiony przez Polikleta ;) Nie wątpię zresztą że Michał Anioł słabość do przystojnych mężczyzn mający, oka by nie mógł od tej parady pięknych samczych ciał oderwać ;) Ale dosć o tem bo dryfuję w zupełnie nie związane z tematem okolice.
Batalistyka w "300" podobała mi się bardzo, fala Persów napierająca na mur Spartan zachwyciła mnie niebotycznie (i to gromkie łupnięcie w chwili zdarzenia!), podobnie jak walka Leonidasa z Bardzo Brzydkim I Bardzo Dużym Panem. Pan zresztą był zupełnie prawdziwy, nie z komputera, tylko go nieco uślicznili. Wracając do batalistyki jest to najwyraźniej kwestia gustu, bo wiele osób jest zachwyconych walkami w "300" i nie mówię tu wyłącznie o małolatach którym każda rąbanka podpasuje, byle dostatecznie dużo czerwonej farby się polało.
Co się tyczy wykrzywiania historii, widzisz... Frank Miller wziął historyczne wydarzenie, popuścił cugla wyobraźni i stworzył fantastyczną baśń. Oczywista, zawsze jest niebezpieczeństwo że laik, nie mający pojęcia o historii weźmie ten film za zapis zdarzeń historycznych i będzie mu sie po seansie zdawało że Kserkses był trzymetrowym miłośnikiem piercingu. Sztuka filmowa jednak ma to do siebie ze zawsze jakoś tę historię demoluje, mniej lub bardziej. Dwa moje ukochane filmy, "Elisabeth" Shekkara Kapura i "1492: Conquest of the paradise" Ridleya Scotta, z życiorysami portretowanych tam osób obchodzą sie mało delikatnie, naginając je i przycinając do potrzeb reżyserskiej wizji. Nie mam zamiaru jednak reżyserów bić bo ich filmy są znakomite, więc niech tam, wybaczę że nie trzymają sie ściśle faktów. "300" zaś jest nie tylko nagięciem historii do wizji artysty, ale wręcz dosłownym sportretowaniem funkcjonującego w kulturze mitu Leonidasa i jego dzielnych Spartiatów. Dosłownym, w sensie sportretowania mitu w konwencji mitu, piękni herosi przeciwko bestiom i zwolennikom piercingu ;), wrogów zastępy nieprzebrane a bohaterowie koszą ich z wprawą kombajnu Bizon i jaskrawo się eksponuje kto jest dobry, a kto zły. Ta właśnie konwencja jest podkreślona narracją prowadzoną przez Spartiatę przy obozowym ognisku, a tak właśnie rodziły się mity o herosach. Dzieki ustnej opowieści o wyczynach władców i wojowników powstawały mity o Achillesie i Odysie, o Beowulfie i Finnie MacCoolu, o Arturze i o Gilgameszu.
Używanie tutaj terminu film wojenny jest trochę śmieszne:). rozumiem że to na podstawie komiksu, choć może szkoda że amerykańskiego. Rozumiem, że komiksy są przerysowane i że film na podstawie też powinien być. Ale jednak jednego nie rozumiem jak można podniecać się filmem gdzie każdemu słowu, każdemu kamieniowi, każdemu ujęciu oraz nawet każdemu wypróżnieniu się towarzyszy łopot flagi? Jakiej? Może amerykańskiej, a może nawet spartańskiej. Nie ważne. Film jest tylko jednym pochwała patosu w każdym ujęciu i każdej klatce. Wystawia mu pomnik w kolorze wysmarowanych samoopalaczem torsów spartan. Przykro mi jest to niezjadliwe. Nie obchodzi mnie czy histori jest prosta, czy przerysowana czy jeszcze jakaś. Jest oto porostu napuszone do bólu, jak polski romantyzm (inny nie wiem bo nie znam).
Proszę jeszcze któregoś z kolegów wcześniej o nieporównywanie LOTR'a do 300. Ten pierwszy to na prawdę poważnie zrealizowany film. Świetnie zagrany, rozplanowany itp. itd. A to tylko prosty film akcji w którym akurat użyto więcej filtrów przy robieniu zdjęć.
Może własnie dlatego, że jego gusta nie są wybredne tak ocenił ten film. Po pierwsze, kto myślący logicznie porówna 300 z Braveheart, po drugie kto nazywa 300 filmem historycznym... To opowieść fikcyjna, zrobiona na podstawie komiksu... i tak właśnie wyglądała. Zdecydowanie nie należę do grono fanek filmów akcji... ale 300 to według mojej opinii bardzo dobry film i to z kilku powodów:
- bardzo fajnie zrobione jeżeli chodzi o dynamikę sceny walki jak również np. scena z wyroczniami.
- wszystko przełożone specyficznym efektem, który daje wrażenie własnie komiksowe, wszystko jest przeostrzone, krawędzie wyraziste...
- sceny walki....eh mój ulubiony fragment, nie wnikając w moje umiejętności, ale przez pewien okres swojego życia, uczyłam się sztuki walki bronią białą (jak na dziewczynkę specyficzne zainteresowanie) i muszę powiedzieć, że w przeciwieństwie niestety do Braveheart, tutaj było to zrobione naprawde precyzyjnie i dobrze z technicznego punktu widzienia, walka miecz - tarcza, starożytne szyki bojowe itp. sprawy
To nie jest film historyczny, to nie jest film z wielkim, głębokim przesłaniem.... to film fantastyczny, z fantastycznymi armiami, stworami i mega bohaterami... jeżeli potraktujemy ten film jak swego rodzaju baśń, mit, a nie film historyczny, nabierze on zupełnie innych barw...
"Braveheart" to film zupełnie innego rodzaju niż "300", to realistyczny film historyczny, gdy dzieło Snydera to fantastyczna baśń na historycznych motywach osnuta. Nie wiem zatem co tu porównywać.
Tak na marginesie, skoro o "Braveheart" mowa to NIE wybaczę Gibsonowi zrobienia zdrajcy z Roberta Bruce'a, kompletnie zresztą niezgodnie z prawdą historyczną (a jesli jeszcze raz ktoś mi wyjedzie z "Braveheart" jako przykladem wspaniałej zgodności filmu z historią to nie ręczę za siebie). Żeż awruk, odchędożcie się Gibson od jednego z największych szkockich bohaterów!
Profanacja historii ktoś powiedział, dajcie spokój. Wiemy już wszyscy, że jest to film na podstawie komiksu a komiksy zawsze są przerysowane. Sam twórca komiksu przyznaje, że nie jest to zgodne z historią, fakty pomieszane i co z tego? Skoro od razu tak się stawia sprawę to ok jak dla mnie. Nikt nie mówił, że to dokument. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo :) Co za bestialstwo tak świetnie zrobiony film nazywać kiczem :/
"Pusty, kiczowaty do bólu, napuszony i do dupy" - trafna uwaga - dokładnie pasuje do twojej osoby. Jeżeli chcesz ambitnego historycznego kina to obejrzyj sobie Pana Tadeusza - będziesz miał mnóstwo "faktów" z historii. Pseudo widzu - czego się spodziewałeś po filmie opartym na komiksie i to do tego Franka Milera? (pytanie retoryczne jakbyś nie załapał) To ma być rozrywka i JEST!
Władca Pierścieni i 300 - żadnych wspólnych mianowników, więc przestańcie
to porównywać bo to po prostu śmieszne.
"Nawet mój kumpel który jest fanem raczej prymitywnego kina uznał to za kicz." Kalina, coż można powiedzieć - opierasz się na opinii swojego kumpla, fana raczej prymitywnego kina - rzeczywiście to jest mocny argument.
to sie nazywa rzeczowy, blyskotliwy, merytoryczny komentarz...ale zato jakze opolski...tylko proponowal bym przeniesc sie na Onet - tam takie komentarze pasuja bardziej.
Cóż...nie jest to film bardzo ambitny ale też taki być nie miał więc nie o to tu chyba chodzi.Ja po obejrzeniu miałam jakiś taki efekt deja vu.Mam wrażenie że film żywcem zrzynał z innych obrazów tego typu<i nie tylko> i to nawet konkretne sceny...Jeśli zaś chodzi o wzajemne oskarżanie się o niewiedzę itd to i tak nie jest jeszcze z wami tak źle bo wygłaszacie swoje opinie PO obejrzeniu filmu.Natomiast ja w pewnej gazecie spotkałam się ze zdaniem pewnego bardzo szacownego polskiego reżysera który stwierdził że nie będzie się nawet silił na obejrzenie tego filmu bo to dno i profanacja sztuki kinowej itd itp...Jaki to on mądry że wie co za film choć nawet nie widział!Nie muszę chyba mówić że mój szacunek do tego człowieka jest na niskim poziomie.Pozdrawiam
<łapie się za głowę> Skąd znowu Miller ze Snyderem zrzynali? Żeby się po raz kolejny nie okazało że tajną bronią Franka Millera jest szklana kula, za pomocą której zagląda w przyszłość podpatrując co też stworzyli inni...
jejku po prostu tak to dla mnie wyglądało.Widziałam tam Gladiatora albo Władcę Pierścieni chociażby.Musiałabym obejrzeć jeszcze raz żeby podać konkretnie momenty <bo przed oczami mam sceny ale za nic ich nie mogę chronologicznie uporządkować>.Być może przesadzam ale ,no niestety,mi się to rzuciło w oczy więc o tym piszę <bo po to to forum jest ,czyż nie?>.Zaś do ogólnego obrazu filmu to nic nie mam.Ot,nieźle zrobiony obraz.
A, dobrze zgadłam Swami Miller i jego Magiczna Kryształowa Kula strike back again.
Ty już tak nie broń tego że zrzynali... Wszędzie w każdym filmie można dopatrywać sie podobieństw do tych filmów w podobnej tematyce sprzed kilku lat. Tak chociażby w każdym filmie o Mafii nieuniknione jest znalezenie jakis fragmentów które podobnie zastosowano i troche przerobiono niż tak jak było w GODFATHERZE.W każdym filmie wojennym gdzie by grali w rosyjską ruletke bedzie sie widziało sceny z Łowcy Jeleni... Każdy film w którym są nowe poprzerabiana szybkie samochody będzie sie porównynać do "Szybkich i Wściekłych", czy chociażby wiele postaci w Westernach będzie zawsze podobne i wzorowane na Johnym Waynie...
Tak samo jest tutaj... W kilku filmach było już podobne zakończenie...Chodzi o to że po wielkiej bitwie nagle zbierają sie inni ludzie i idą sie tłuc-1 raz w takim bardziej znanym filmie było to właśnie w Bravehearcie... Tłum potworów kontra kilku ludzi-to było już w niejednym filmie... Efekty specjalne,spowalnianie itp-pierwszym takim filmem bardziej znanym był Matrix, więc normalne jest porównywanie albo stwierdzenie że robiono bardzo podobne,prawie identyczne (ZRZYNANO!) efekty... I ta scena w zbożu,rodem z Gladiatora-nie obchodzi mnie to że film powstał później niż komiks,nie obchodzi mnie komiks...
Tupnij jeszcze nogą, Bolexus. Albo niech dla podkreślenia wagi Twoich słów Siłacz palnie pięścią w stół. :D
To takie dziecinne zachowanie jest, wiesz. Zatykasz uszy, zamykasz oczy i krzyczysz: "Nie obchodzi mnie komiks, nie obchodzi mnie że Miller zbożowe sceny narysował przed powstaniem "Gladiatora", nie obchodzi mnie że jedyne co te dwa fragmenty dwóch filmów łączy to zboże, lalala, nie obchodzi mnie to, Snyder zrzynał, Snyder zrzrzynał, lalala!" Znaczy, jak chcesz tak robić, bi maj gest, ale fakty jednak mówią na ten temat co innego.
Do kina nie ide na komiks (który to już raz pisze nie dałoby sie policzyć chyba.)... A do tego ta scena akurat mnie najmniej obchodzi... Nie ważne z ilu filmów zrzynano,300 i tak jest słabe...
Ale idziesz na film na podstawie tego komiksu zrobiony. z którego to komiksu rzekomo zerżnięta z "Gladiatora" scena pochodzi. Zresztą jedyne co te sceny łączy to zboże...
Nie widziałam komiksu.Widziałam film.I dla mnie on wygląda tak jak wygląda.To że nie czytałam dajmy na to "Ogniem i mieczem" to nie znaczy że nie mogę powiedzieć że film na podstawie tej genialnej skądinąd książki nie jest już taki genialny.Co do samych "300" powtarzam: nie wiem,nie widziałam komiksu, nie oceniam go.Mówię co widzę.
Tak apropo "Gladiatora" to w dość interesujące, że podczas gdy na tej stronie ludzie zarzekają się i zaklinają na wszystkie świętości ( i nie tylko) iż "300" do pięt nie dorasta "arcydziełu" jakim jest "Gladiator" a Leonidas przy Maximusie może się wogóle schować,co zresztą odzwierciedla znacznie niższa ocena, to na imdb.com oba filmy mają IDENTYCZNĄ ocenę ( a przynajmniej miały kilka tygodni temu) przy zbliżonej liczbie głosów. Jak widać międzynarodowa widownia jest nieco odmiennego zdania.
Nie wiem, film mnie przekonał do siebie. Wspaniała gra aktorów, którzy byli świetnie dobrani. Poza tym głosy, dialogi, które po części są dialogami historycznymi, jak np: then we will fight in the shade. Oprócz tego doskonałe sceny walki, muzyka dopasowana do momentów. Wiadomo, fabuły jako takiej nie było, aczej większość sieczki, ale całość prezentuje się bardzo dobrze.
Ta, tylko że międzynarodowa widownia, nie zawsze musi mieć, i w tym przypadku nie ma racji. Podjarane efektami dzieciaki dały 10 to, że tych dzieciaków było ponad 100k, jest taka a nie inna ocena.
Film nie jest totalną klapą, komiks nie komiks... Batman tak patetyczny nie był, efekty i klimat też miał lepsze. Tutaj to wszystko jest robione na siłę, nie po to by to coś zmieniło na lepsze, ale tylko po to by było ;-/
Z Gladiatorem nie ma co tego porównywać. Raczej można do Grindhouse: Planet Terror, w którym to Rodriguez śmieję się z horrorów niższej klasy, tak w 300, wyśmiewane jest kino wojenne... Niestety niezamierzenie ;f
No patrz pan, nie wiedziałam że w wieku lat prawie trzydziestu jestem dzieciakiem. Podjaranym efektami, w dodatku.
A mówiąc poważniej ktoś, kto w dyskusji usiłuje deprecjonować osoby nie podzielające jego poglądów (na przykład określając je mianem podjaranych dzieciaków) sam się sprowadza do poziomu piaskownicy. Dziękuję, w tym stylu dyskutować nie zamierzam.
Tak na marginesie, dość trudno porównywać kręconego w konwencji realistycznej "Gladiatora" z mocno podlanym mitologizującym sosem mrocznym fantasy jakim jest "300". Zupełnie nie ten gatunek, to tak jakby porównywać "Rzym" z "Kleopatro! Do dzieła!". Ktoś kto do filmu Snydera podejdzie z pełną powagą i namaszczeniem, oczekując "Kompanii braci" w wydaniu sandałowym (czy innego "Gladiatora bis") srogo się pomyli i może wyjść z kina zawiedziony. Nie dlatego że "300" jest do bani, tylko dlatego że ów widz miał kompletnie nierealistyczne oczekiwania.
Na drugim marginesie, jakkolwiek efekty w "300" bardzo mi się podobały, to jednak nie one wywarły największy wpływ na moją ocenę. Same efekty nigdy nie uratowały w moich oczach zżadnego filmu, a "300" pewnie dostałoby ode mnie 8.5 a nie 10, za wątek królowej, jednak znakomite role Santoro, Fassbendera i innych zasłużyły na punkty w ilościach hurtowych. No a przede wszystkim wspaniała, dech w piersiach zapierająca kreacja Butlera, której dałabym i dwadzieścia punktów, gdybym mogła.
Od początku byłem nastawiony do tego że tylko zobaczę efekty specjalne i brak fabuły jako takiej i miałem rację. Z tym, że są to zalety tego filmu. Proszę nie piszcie mi teraz że mam 5 lat i że film nie ma głębszego sensu, bo nie ma i nie powinien mieć. Jest to przerysowany na ekrany kin komiks, a jaki komiks ma skomplikowany wątek fabularny? Po za tym jak możecie porównywać Gladiatora, Troję czy Waleczne serce, filmy opowiadające prawdziwą historię, mające przekazywać przede wszystkim prawdę historyczną z komiksem? Dałem 6/10 ponieważ arcydziełem nie jest, jest tylko i wyłącznie rozrywką, nad którą nie trzeba myśleć.
Radzę zapoznać się z filmem "300 Spartans". Wtedy będziesz wiedziała skąd "zrzynali". Zresztą... Frank Miller wcale się nie kryje, że do stworzenia "300" zainspirował go właśnie ten film. Hmm... i tutaj pojawia się zasadnicza kwestia - jakie są granice "inspiracji", tj. kiedy twórca jeszcze tworzy coś pod wpływem innego dzieła, a kiedy bez żenady kopiuje? W przypadku komiksu Franka mamy do czynienia z inną wizją ogólną, niż miało tom miejsce w oryginalnym filmie, który to jest typowym przedstawicielem złotej ery filmów nurtu "miecza i sandała". Tyle jeśli chodzi o ogólną konstrukcję filmu. Inaczej sprawa przedstawia się w kwestii poszczególnych scen czy dialogów. Tam Miller zwyczajnie w świecie kopiuje - choćby słynny dialog dotyczący "walki w cieniu".
Tak więc oczywiście, że oglądając film Snydera można mieć wrażenie, że gdzieś się już to widziało. :)
I żeby nie było: "300" jako komiks jest dla mnie genialny, jako film jest ok, ale bez rewelacji (można go było zrobić duuuużo lepiej).
O mamusiu... Nie mogę... Trzymajcie mnie bo nie wytrzymam... :D Toś teraz pojechał Millerowi po całości, się prawie popłakałam z uciechy! Informuję Cię uprzejmie że dialog o walce w cieniu i parę innych prześlicznych onelinerów to nie zrzynka z "300 Spartans" tylko czysta żywa historia, tak jak ją Herodot w swoim dziele był zapisał. Doucz się zanim zaczniesz zarzucać komuś plagiat.
Wierz mi, że wiem kim był Herodot. Więcej nawet - wiem w jakim "dziele" znajduje się wzmianka o walce w cieniu :). Niemniej jednak nie o moją wiedzę (bądź jej) brak chodzi w tym temacie.
Dla mnie bowiem zgoła oczywiste jest to, że Miller dialog ten zaczerpnął z "300 Spartan" a nie z "Dziejów" Sz.P. Herodota. Dlaczego? Ponieważ samego komiksu "300" nie można analizować na płaszczyźnie innej niż ogólnie pojmowanej kultury popularnej. Historia bowiem ma tutaj tylko i wyłącznie charakter background'u. Cała reszta to już czysta popkultura - od skrajnej gloryfikacji i ubarwiania przeszłości (amerykański syndrom Alamo), poprzez wizerunek bohatera-niemalże-nadczłowieka (świetne zagranie - komiks opowiadający o "przygodach" bohaterów niby historycznych, a tak naprawdę super-bohaterach rodem z amerykańskich komiksów, z tą tylko różnicą, że zamiast trykotów biegają nago, okryci jedynie czerwoną płachtą), aż po charakterystyczny dla wspomnianej złotej ery kina "miecza i sandała" banalny podział na dobrych i złych, nie uwzględniający jakiejkolwiek formy relatywizmu czy rzetelnego spojrzenia na historię.
A że Herodot wspomina o "walce w cieniu"? Who carres? To zupełnie nie ta płaszczyzna analizy. W ogromie odniesień jakim charakteryzował się komiks najzwyczajniej w świecie nie ma na to miejsca. Już zupełnie pomijając kwestię tego, że wielu ludzi oglądajacy ten film czy czytający komiks nie ma nawet pojęcia, że coś takiego jak bitwa pod Termopilami miała miejsce. Kino, czy też każdy rodzaj twórczości (nazwijmy to umownie) "artystycznej", ma do siebie - możesz się ze mną nie zgadzać, bo to tylko i wyłącznie moja opinia - to, że tworzy małe uniwersum, którego elementy są dla siebie punktami odniesienia. A historia do tego uniwersum nie należy.
Stąd też uważam, że (pomimo tego nieszczęsnego Herodota) Miller zwyczajnie zrzyna (chociaż nie... on się inspiruje... kiepscy artyści zrzynają, dobrzy się inspirują) z "300 Spartan". Od kiedy bowiem tekst o strzałąch pojawił się w świecie celuloidu, od tej pory do niego przynależy i jest związany nierozerwalnie z filmem "300 Spartan".
Tutaj postaram się przewidzieć dwie możliwe drogi Twojej kontrargumentacji:
- Nie, nie uważam, że twórcy Hamleta z roku 2000, zrzynają od twórców Hamleta z 1990, a ci z kolei itd, itp. Tutaj bowiem mamy do czynienia z klasyczną adaptacją.
- Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że Miller poświęcił trochę czasu na zapoznanie się z historią starożytności. I jak najbardziej wierzę, że wiedział on, że cytat o cieniu pochodzi z Herodota. Jednakże jednakże, jako artysta - moim zdaniem - wysokiej klasy, mógł tę historię opowiedzieć bez tego jak i wielu innych "one-linerów". Dlaczego? Bo zaróno jego komiks jak i zresztą "300 Spartan" to w żandym razie nie adaptacje "Dziejów" Herodota, lecz mniej lub bardziej wierna "wariacja na temat".
I teraz ważna kwestia. Czy ja się gdzieś czepiałem tego, że Miller mocno bazuje na fimie "300 Spartan"? Nie! Takie są już prawa post-modernizmu w sztuce, że każdy zrzyna od (i nawiązuje do) każdego i ja sobie to bardzo cenię... Bo lepiej moim zdaniem zrobić dobry film/komiks żonglując nawiązaniami do innych produkcji czy bawiąc się wypracowanymi wcześniej schematami, niż nakręcić wydumane i robione na siłę kino tzw. autorskie... jak również lepiej kręcić dobre kino autroskie niż tworzyć żenujące post-modernistyczne bzdety. Po prostu chciałem - zauważ, że bez żadnej agresji w Twoim kierunku - zwrócić Ci uwagę na to, że - rzeczywiście - czytając/oglądając to co znajduje się w komiksie/filmie ma się prawo powiedzieć "ale to już kiedyś było". Oczywiście, że nie w "Gladiatorze" czy "Władcy Pierścieni" - bo takie twierdzenie jest mocno niedorzeczne - ale właśnie w "300 Spartanach".
I - jak napisałem wcześniej - nie mam o to pretensji. Więcej nawet - szanuje Millera za to, że on bez żenady przyznaje się do tego, że tworząc komiks "300" leciał aż miło po "300 Spartanach".
Nie wiem więc dlaczego Tobie tak trudno zaakceptować coś co potwierdza sam autor komiksu.
Nie rozumiem całej Twojej agresji w poście na który teraz odpowiadam. Nie napisałem nic co mogło by Cię personalnie urazić. Ba... nie napisałem nawet słowa nieprawdy o Millerze.
Mała rada (wynikająca z ogolnej mojej sympatii dla ludzi, którzy lubią kino na tyle by napisać o jakimś filmie coś więcej niż 2 zdania) brzmi: wyluzuj trochę... Nikt nie lubi dyskutować z kimś kto się za bardzo spina i próbuje w dyskusji obrazić kogoś kto ma nieco odmienne zdanie. Bo wiesz... z naszą wymianą zdań jest tak - może to ja mam rację, może Ty, prawdopodobnie zresztą oboje mamy jej po trochę, a nieporozumienie wynika z tego, że innaczej patrzymy na pewne kwestie. Może nawet wynikła by z tego jakaś fajna dyskusja, gdyby nie to, że ty próbujesz atakować bardzo personalnie :).
Bo wiesz... Trochę już latek przeżyłem na tym świecie i wiem jedną rzecz. Nikt nie przepada za ludźmi, którzy próbują zrobić z innych idiotów, a z siebie samego alfy i omegi. ;)
Mimo wszystko pozdrawiam.
PS: I radzę nie sugerować się za bardzo Herodotem, bo z niego jest większy fantasta niż historyk :).
Bardzo dużo napisałeś, bardzo się postarałeś, nie zmienia to faktu ze dałeś wcześniej ciała jak stąd do Termopil, oskarżając Millera o zrzynanie z "300 Spartans" jako przykład podając użycie przezeń słynnego historycznego dialogu o walce w cieniu. I to że "300" bez wątpienia nalezy do kultury popularnej nie zmienia faktu że Miller zanim narysował swój komiks odwalił solidny research na temat bitwy w Termopilach, zawfascynowany tematem dzięki "300 Spartans". To nie było tak, że obejrzał film, usiadł i narysował co widział, podlewając fantastycznym sosem. "300" to owoc długoletniej fascynacji Millera bitwą pod Termopilami, zapoczątkowanej rzeczonym filmem. A twierdzenie że film "300 Spartans" dość mocno już zakurzony i zapomniany "zawłaszczył" sobie słynego onelinera o strzałach to po prostu, wybacz, bzdura. Nie zawlaszczył. Od dwóch i pół tysiąca lat ten tekst jest związany z bitwą pod Termopilami, z walczącymi tam Spartanami i niczym innym. Fakt że w jakimś filmie tego użyto nie zmienia znienacka kulturalnego mitu funkcjonującego na świecie od przeszło dwóch milleniów.
A gdyby Miller narysował "300" omijając wszystkie słynne teksty, pozbawiłby opowieść smaczku, a Spartan ich słynnej na cały świat i od tysięcy lat bezczelności. A to jest jedna z tych rzeczy które sprawiły że Leonidas i jego 300 przeszli do legendy. Ich męstwo, ogromne poświęcenie i mistrzostwo w operowaniu tekstem krótkim a dosadnym. Boże ty mój, przecież Leonidasowi nawet na pomniku w Termopilach wypisano jego najsłynniejszego onelinera: "Molon labe!" czyli "Przyjdź i weź!" Zrezygnowanie z tych tekstów to jak wyrzucenie połowy termopilskiego mitu za okno.
Daruj sobie, proszę, oskarżenia o agresję, bo nie wiem zaiste gdzie ją w moim poście znalazłeś, podobnie jak przytyki personalne. Stwierdziłam tylko fakt że palnąleś głupotę, bo palnąłeś, oraz stwierdziłam że szalenie mnie to rozbawiło. Kropka. Nie widzę tu nic personalnego, o agresji nie wspominając. Za dobrą radę Bóg zapłać, ale dyskutować naprawdę potrafię, zwłaszcza jeśli nie muszę się opędzać od zarzutów wyimaginowanej agresji.
Kończąc: tak, wiem, Miller inspirował się filmem "300 Spartans". Istnieje jednak różnica między inspiracją a zrzynaniem, do tego ostatniego zaś Miller sie nie przyznawał. Ponadto zwróć uwagę że i Miller i twórcy "300 Spartans" korzystają tu z tego samego schematu fabularnego, stworzonego przez wydarzenie historyczne. Podobieństwa zatem muszą być i nie ma bata, ale nie oznacza to bynajmniej że ktokolwiek z kogokolwiek tu zrzynał. Dwie opowieści na temat tego samego wydarzenia zawsze będą podobne, tyle że w omawianym wypadku Miller buduje na tym samym szkielecie fabularnym coś zupełnie innego niż zbudowali jego poprzednicy. Zwróć uwagę choćby na konstrukcję postaci, charyzmatyczny millerowski Leonidas, tak pięknie ożywiony przez Butlera, to zupełnie inny człowiek niż ten wesolutki facecik z "300 Spartans". A nie jest to jedyna różnica między tymi dziełami.
O Twojej agresji świadczył nie ogólny sens wypowiedzi, ale jej ton... czyli - odpowiednio dla forum internetowego - dobór słów, składnia itp.
Wyimaginowana mi się ona nie wydaje, bo w sposób neutralny można to było ująć na dziesiątki sposobów. Poza tym, Twoje podejście do dyskusji z innymi ludźmi jest dla mnie widoczne w kilku komentarzach (choćby tym: http://www.filmweb.pl/topic/729772/Ciekawe.html). Między innymi to z tego powodu moja odpowiedź była przydługawa. Chciałem dokładnie wyłożyć co mam na myśli, abyś nie przyczepiała się do skrótowych myśli.
Co do mojej ignorancji i dawania ciała... Hmmm... Możesz sobie uważać co tam chcesz - mnie tam na przekonaniu Ciebie szczególnie nie zależy. Zwłaszcza, że widzę, że było by to jak grochem w ścianę.
Co do Twojej riposty dot. wspomnianych strzał - sam fakt, że napisałem tutaj kilkanaście zdań na ten temat, świadczy chyba o tym, że myśl moją traktuję całkowicie poważnie i nie uważam jej za bzdurę. To że ty nie potrafisz uszanować czyjegoś spojrzenia na daną sprawę świadczy tylko o Tobie, droga koleżanko. No bo wybacz mi, ale podejrzewam że nie masz żadnej władzy rozstrzygającej w tej kwestii prawda? I wydaje mi się, że obie drogi analizy (tak w samym uniwersum popkultury jak i ogólno-historyczno-łatewer) jest tak samo uzasadniona. Różnica leży tu jedynie w tym, że taki strzelający sobie sam bramki indolentny gnój jak ja potrafi zrozumieć i zaakceptować inny punkt widzenia, natomiast Ty tego zrobić nie potrafisz (co nie było by wcale takie tragiczne) bądź też nie chcesz (co już jest oznaką zadufania w sobie właśnie, opcjonalnie: bezgranicznego przekonania o własnej słuszności).
No bo wybacz... myślałem, że (mimo wszystko AKA pierwszego nie najlepszego wrażenia) można z Tobą jakoś porozmawiać. Widzę jednak, że Ty idziesz w zaparte... Tzn. argumentujesz na zasadzie "nie bo nie, bo to bzdura, bo nikt rozsądny... itp" (stara dobra szkoła profesora Legutki), po czym znowu przechodzisz do ledwie bardziej rozbudowanego powtórzenia swojej wcześniejszej wypowiedzi.
No bo jeśli naprawdę chcesz podyskutować to powiedz mi proszę DLACZEGO nie mogę rozważać tej kwestii jedynie w ujęciu produktów kultury popularnej?
Hmm... Zmieniając trochę temat. Nie wiem czy "300 Spartan" to film dosyć zakurzony i zapomniany. Wydaje mi się, że po premierze "300" spora część ludzi dokonuje ponownego odkrycia tego filmu. Poza tym - to, że jakiś film nie istnieje w świadomości ogółu konsumentów popkultury, o niczym tak naprawdę nie świadczy. Ważne jest to, że istnieje on w świecie tworów kultury popularnej (to taka moja wizja czegoś na kształt "trzeciego świata" Poppera).
Co więcej - nawet przyjmując Twoją linię argumentacji, w myśl której film ten jest "zakurzony i zapomniany", to wydaje mi się, że - mimo wszystko - nie mniej niż sama historia bitwy pod Termopilami. Bo o ile większość ludzi (mam przynajmniej taką nadzieję) powie Ci z grubsza o co w tej bitwie chodziło (że tam kilkuset vs. dużo dużo, że grecy kontra arabusy, i że jeden bodajże tylko przeżył) to ze znajomością nazwisk będzie już trochę gorzej, że nie wspomnę o kwestii cytatów, czy nawet tego że był ktoś taki jak Herodot i że skrobnął on parę linijek o tej bitwie. Będzie tak dlatego, że to małe popkulturowe uniwersum istnieje sobie z daleka od świata rzeczywistego.
No i ten cytat - od dwóch i pół tysiąca lat ten tekst może i jest związany z bitwą pod Termopilami etc. ale w gronie historyków, pasjonatów historii starożytnej, czy osób które (tak jak ja) są zainteresowane jedynie wybranymi zagadnieniami z historii. I wierz mi, bo piszę o tym z doświadczenia - ja ten tekst odruchowo kojarzę właśnie z filmem "300 Spartan" (nazwij mnie prostakiem jeśli masz taką ochotę) a nie z kartami pism Herodota (przez którego zresztą całego nie przebrnąłem :>). Dopiero po chwili namysłu (a i to zależy od twego w jakim stanie się znajduję) dojść mogę do tego gdzie jeszcze zasłyszałem to zdanie.
I oczywiście, że w tym co piszesz masz sporo racji. Rzeczywiście to sławetne (obecnie, bo DOPIERO po premierze filmu) zdanie istniało już od dłuższego czasu. Z tym nie polemizuję. Tyle tylko, że dla mnie nie ma to żadnego znaczenia. No bo równie dobrze (no może nie do końca, bo trochę przesadzam, ale chcę żeby przykład był suuuuuper-jasny) możesz mi napisać że Mel Brooks w filmie "Robin Hood - Faceci w rajtuzach" nie parodiuje tej kaszany z Costnerem, ale w sposób prześmiewczy opowiada historię Robin Hooda, no bo przecież jego archetyp istniał w kulturze europejskiej na długo przed tym jak w tę postać "wcielił się" Costner.
A tak na marginesie "300 Spartan" i "300" nie korzysta z tego samego schematu fabularnego, bo sama linia fabularna jest diametralnie różna. Moim zdaniem filmy te bazują jedynie na tym samym wątku historycznym (bitwa i kilka postaci). W sferze ogólnej wizji filmy bardzo się różnią. Jest jednak kilka scen czy sytuacji, które są niemalże identyczne. Jeśli mnie zapytasz, to zbyt podobne by nie było mowy o "inspiracji".
Ehh... Właściwie to sam zastanawiam się dlaczego tak się tutaj produkuję, skoro podejrzewam jaka będzie Twoja reakcja... Ale cóż. Zawsze to jakiś sposób doczekania do sobotniego wieczora.
Mam tylko nadzieję, że tym razem zastanowisz się chociaż trochę nad tym co tutaj napisałem. No i może postarasz się choć na chwilę (na próbę) przyjąć inną perspektywę. Pozwól mi tylko zadać jedno pytanie... Sprawdzające mój tok rozumowania i testującą moją zdolność kojarzenia etc. Mianowicie: Jesteś absolwentką historii bądź archeologii prawda? Sprzed 2-3 lat? Ewentualnie studiujesz na tym kierunku na hmm... pomyślmy... trzecim roku?
Nie wdając się tu w przepychanki na temat co jest agresją a co nie (i jaka to ja niekulturna jestem), pragnę zauważyć że nie muszę obdarzać szacunkiem każdej myśli i każdej teorii jaka się na tym świecie pojawia. Wolno mi uważać je za bzdury, tak jak każdemu innemu człowiekowi. I nie ma to nic wspólnego z szacunkiem dla twórcy tej teorii. Na tym polega urok dyskusji że jedna osoba nie zgadza się z tym co mówi druga, natomiast wzajemne oklepywanie się po pleckach dyskusją nie jest.
Co do strzał i walki w cieniu to powtórzę: to że fragment mitu o dwuipółtysiącletniej tradycji wykorzystał imć Pipściński w swoim filmie, absolutnie nie oznacza że rzeczony fragment przestaje być częścią rzeczonego mitu, a zaczyna być wyłącznie elementem dzieła pana Pipścińskiego. W ten sposób można by dojsć do twórczego wniosku że skoro w filmie Zefirellego Chrystus na krzyżu zakrzyknął "Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił", to każdy następny film wykorzystujacy tę kwestię zrzynał z Zefirellego. Odkąd Herodot uwiecznił ów dialog o strzałach w swoich "Dziejach" (a może nawet jeszcze wcześniej) jest on integralną częścią termopilskiego mitu i jeden film, ba! nawet dziesięc, nie jest w stanie tego zmienić. Możesz w proteście tupnąć nogą, możesz podawać w wątpliwość stan mojej wiedzy i machać swoimi skojarzeniami jak chorągwią- nic to, faktów i tak nie zmienisz.
A Brooks, co dość oczywiste, parodiuje rozmaite filmy o Robin Hoodzie, nie tylko ten Costnera, sama opowieść o wesołej gromadzie zbójców ze Sherwood jest tu kwestią drugorzędną. Co zresztą nijakim przykładem na cokolwiek nie jest, bo Brooks zajmuje się sposobem w jaki robinhoodowski mit był pokazywany w filmie, a my tu dyskutujemy o użyciu pewnego elementu mitu, i kwestii przynależności tego elementu. Inaczej mówiąc dyskutujemy o tym czy aby przypadkiem Costner nie zrzynał ze starego filmu z Flynnem, bo przecież i tu i tam Mały John tłucze się z Robinem na moście.
Ponieważ obydwa filmy opowiadają o bitwie pod Termopilami, korzystając z tej samej sekwencji wydarzeń historycznych opisanych przez Herodota w "Dziejach" to oznacza że mają ten sam szkielet fabularny. No, bądźmy ściśli, prawie ten sam, bo zaczynają się te filmy w różnych momentach a "300" zawiera znacznie mniej wątków pobocznych, koncentrując się na samej bitwie. Niemniej podobieństwo fabuły nie wynika ze zrzynki, tylko z tego że oba filmy przetwarzają tę samą opowieść. Czekam natomiast z wielkim zainteresowaniem na wyszczególnienie któreż to sceny z "300 Spartans" Miller bądź Snyder byli uprzejmi skopiować.
Co się tyczy Twojej zdolności kojarzenia oraz toku rozumowania to trafiłeś jak kulą w płot, ponieważ studiuję filologię angielską, a historia to wyłącznie moje hobby. Sugeruję nie próbować kariery jasnowidza.
1) Oto kilka scen i motywów zaczerpniętych z "300 Spartan" (a przynajmniej te, które przychodzą mi na gorąco do głowy, bo pewnie było ich więcej, no ale rzeczony film oglądałem już jakiś czas temu):
a) motyw z osobą podążającą za oddziałem spartan i reakcje tychże ("ktoś nas śledzi" etc), w "300S" był to Dillios a w "300" Efialtes.
b) tematyk osoby odkupującej grzechy swojego ojca - Dillios jako syn zdrajcy, Efialtes jako syn człowieka który nie podporządkował się prawom Sparty
c) motyw człowieka, którym pogardza reszta jego wspólnoty, a która to musi udowodnić, że zasługuje na miano Spartiaty - tym razem bez Efialtesa :), w "300S" Dillios jest odrzucony z powodu czynów swojego ojca, natomiast w komiksie Millera (z czego zrezygnowano w filmie na rzecz duetów rodem z Zabójczej Broni, a nad czym ubolewam) jeden z głównych bohaterów - nie pomnę imienia, chyba tak jak w filmie Stelios - między innymi z racji tego, że jest nowicjuszem, jest wyszydzany przez swoich współtowarzyszy i przywoływany do porządku przez Leonidasa
d) właściwie to całą końcówka kiedy to Spartiaci formują coś na kształt żółwia, żeby skryć się przed strzałami. Tutaj sam przyznaję, że nie wiem jak tam inne źródła historyczne, ale tak uwielbiany przez Ciebie Herodot wspomina jedynie o tym, że do zabicia resztek obrońców użyto strzał (nie podaje żadnych szczegółów)
e) nadmierna mitologizacja wydarzeń i dodatkowe pomniejszenie liczebności obrońców przesmyku termopilskiego - z historii wiemy, że obrońców było... hmmm... nie pamiętam dokładnie ale coś koło 6-7 tys. W komiksie oprócz Spartan pojawiają się tylko Akadyjczycy, w "300S" z tego co pamiętam również byli przedstawiciele tylko jednego państwa.
f) sentymentalny motyw z odejściem jednego ze Spartan, by ten mógł "opowiedzieć innym co tu się stało", które to odejście (w domyśle, choć w przypadku "300" jest to bardziej widoczne) nie wywołało negatywnych reakcji ze strony Spartan. Bo oczywiście Ty na pewno czytałaś Herodota i wiesz, że wspomina on z imienia o dwóch żołnierzach którzy przeżyli bitwę - jeden wywinął się pod pretekstem choroby, utracił wszystkie swoje prawa i zginął pod Platejami, natomiast drugi wysłany jako posłaniec, nie zdążył na ostateczną potyczkę, wrócił do Sparty, był pomiatany przez wszystkich i w końcu się powiesił.
To pierwsze podobieństwa, które przychodzą mi na myśl. Niestety nie mam w tym momencie filmu, żeby wypunktować ci wszystkie... no ale zakładam, że i tak poszłabyś w zaparte...
... Jak to miało miejsce przy okazji Twojej odpowiedzi na mój, było nie było, może głupi ale oczywisty dosyć przykład z Robin Hoodem Brooksa.
No bo oczywiście Twoim zdaniem:
"Brooks, co dość oczywiste, parodiuje rozmaite filmy o Robin Hoodzie, nie tylko ten Costnera, sama opowieść o wesołej gromadzie zbójców ze Sherwood jest tu kwestią drugorzędną."
Szkoda tylko, że: sama czołówka to już oczywiste nawiązanie do filmidła z Costnerem, pierwszym kinowym filmem w którym pojawiła się postać Maura był właśnie obraz z panem C. (serialu z Michealem Preadem nie liczę bo za oceanem furory nie zrobił), postać Nothingama jest tu w sposób oczywisty wzorowana na kreacji Alana Rickmana itd. Z innymi produkcjami o Robin Hoodzie film ma niewiele wspólnego, bo z klasyki z Erloyem Flinnem bierze tylko i wyłącznie kostiumy. No ale oczywiście... To Ty masz rację.
Co dalej... O... Szkielet fabularny to te filmy koleżanko mają całkowicie odmienny. Bazują rzecz jasna na wydarzeniach historycznych, ale o jakimkolwiek podobieństwie fabuły tutaj nie ma mowy. Komiks Millera można (parafrazując fragment scenariusza pana Kevina Smitha) streścić tak - Spartanie idą nad morze, naparzają Persów, a później wszyscy giną. I - kolejny raz, dla jasności - nie mówię, że to coś złego. Fabuła "300 Spartan" jest zdecydowanie odmienna. Mamy więcej wątków - jakiś tam (nieco naiwny) background polityczny, wątek drugiego króla Sparty, relacje między Ksekrksesem a jego kochanką, bardziej akuratny historycznie wątek z Efialtesem itp.
Tutaj muszę przeprosić. Ostatnio trochę mnie poniosło z tą próbą próbą "wyprofilowania" Ciebie. Tzn. trochę zbyt agresywnie to ująłem. Niemniej jednak prawdą jest, że Twój sposób agrumentowania/dyskutowania charakteryzuje właśnie te dwa typy osób jakie Ci wymieniłem :). Tym bardziej więc dziwi mnie, że osoba która do wyżej wymienionych grup ludzi nie należy, tak się zachowuje.
No i pozostała jeszcze jedna kwestia do poruszenia. Mianowicie, co do przykładów z Chrystusem to odsyłam do mojego drugiego postu, gdzie poruszam kwestie adaptacji :).
No ale dajmy temu pokój, bo widzę, że jest to - ostatnio coraz częstsza sytuacja - w której to dyskusja do niczego nie doprowadzi.
Nie będę się tu dalej rozwodził, bo widzę, że dla Ciebie inny sposób patrzenia na kwestię kina jest po prostu nie do przyjęcia.
Zresztą takie jest Twoje prawo, ja też jakiejś misji filmwebowo-życiowej nie odczuwam, tak więc...
Możemy stwierdzić, że ja nie mam racji, ty ją masz, jestem głupi, ty jesteś mądra i zakończmy tę dyskusję.
Pozdrawiam.
PS: I naprawdę... postaraj się wyluzować dziewczyno :). To tylko filmweb.
Czarny Baranie, nie wiem czy wiesz, ale "300" są ekranizacją komiksu Franka Millera pod tym samym tytułem, który inspirował się pierwszym filmem kinowym o Termopilach, więc porównywaniu obydwu filmów mija się lekko z celem...
Motyw numer jeden: owszem, prawdopodobnie zainspirowany "300 Spartanami", jednak na tyle zmieniony (za Spartanami podąża inna osoba, wiedziona inną motywacją) że trudno to uznać za *kopiowanie* co Millerowi zarzucałeś.
Motyw numer dwa: nieporozumienie do kwadratu, Efialtes bowiem niczyich grzechów nie odkupuje, a już na pewno nie swojego ojca. Zdeformowany, uniknąl śmierci w niemowlęctwie, dzięki uporowi i miłości swojej matki, jedyną winą ojca było to że się ugiął przed swoją żoną i opuścił wraz z rodziną Spartę. Dał jednak swojemu synowi spartańskie wychowanie i to dlatego właśnie Efi chce walczyć razem z żołnierzami Leonidasa, bo uosabiają wszelkie ideały wpajane mu przez rodziców. Kiedy Leonidas mówi mu i nie nadaje się na hoplitę, Efialtes krzyczy: "Mother! Father! You were wrong!" "Matko! Ojcze! Myliliście się!" To nic innego jak galopujące rozgoryczenie, kiedy wszystkie marzenia Efialtesa o byciu prawdziwym Spartaninem, Spartiatą, zaszczepione mu przez rodziców rozsypały się w proch.
Motyw trzeci: i znowu nieporozumienie. Astinos jest nowy, to jego pierwsza wyprawa wojenna, i jak każdy kot musi swoje oberwać. Nikt nim nie pogardza, nikt go nie odrzuca, po prostu przechodzi kocówę, że tak to ujmę. Ten wątek, bardzo zresztą epizodyczny, miał pokazać że życiem spartańskich żołnierzy rządziły twarde reguły. Tyle.
Motyw czwarty: mogę się już załamać? Jaki według Ciebie szyk ma przybrać garstka żołnierzy otoczonych przez wroga? Rozproszony? Czepiasz się chyba nieco na siłę.
Motyw piąty: oba filmy zajmują się mitem termopilskim, nie prawdą historyczną. Na marginesie, Akadyjczycy walczyli po stronie perskiej, zaś sojusznikami Spartan byli Arkadyjczycy. I owszem w pierwszej fazie bitwy było ich około siedmiu tysięcy, w drugiej fazie zostało tysiąc trzystu. Przeciwko stu tysiącom Persów. Wracajc do tematu, oba filmy opowiadają o micie termopilskim, prawdę historyczną odkładając na bok, co jeszcze silniej zaakcentowane jest w komiksie Millera i filmie Snydera. Stąd takie a nie inne podejście do tematu, w tym również do kwestii liczebności wojsk.
Motyw szósty: ten pojawiał się wczesniej. Herodot istotnie pisze o Arystydemosie, który wymigał się od walki pod pretekstem choroby, by potem chwalebnie zginąć pod Platejami, oraz Pantitesie wysłanym przez Leonidasa do Tesalii, co się potem biedaczek ze wstydu powiesił. Niniejszym możesz mi nie uwierzyć, a moja biblioteczka jest aktualnie w rozstypce, więc autorami nie sypnę, ale bardziej sentymentalna wersja opowieści o Arystydemosie krązyla już w Starożytności.
No bo moim zdaniem. Zauważyłeś iż mówię "nie tylko film Costnera"? Mam dokonać rozbioru tego zdania żeby wskazać iż oznacza ono: "Pan Brooks parodiuje film Costnera oraz inne filmy o Robin Hoodzie"? Bo Ty traktujesz je tak, jakbym stwierdziła że "Faceci w rajtuzach" w żadnym wypadku parodią costnerowskiego 'Księcia złodziei" nie są.
Szkielet fabularny. Rany boskie, przecież o tym właśnie pisałam w poprzednim poście, czytałeś go w ogóle? Zbijanie moich argumentów moimi argumentami to oryginalna metoda dyskusji. Pisałam że oba filmy startują z różnych punktów w historii, że "300 Spartans" ma więcej wątków pobocznych, ależ owszem. Jak najbardziej. Tyle że osią fabularną, szkieletem tej fabuły, jest bitwa pod Termopilami. W obu wypadkach. Stąd nieuniknione podobieństwa.
Hmm, nie wiedziałam zaprawdę że można prowadzic typologię ludzkich charakterów na podstawie kierunku ich wykształcenia. Pozwolę sobie udzielić Ci kolejnej rady: odpuść sobie szufladkowanie ludzi. To nie działa.
Co się tyczy Chrystusa, co ma adaptacja do użycia fragmentu mitu w danym dziele?
buhahahahah padam z nóg jak czytam niektóre wypociny, film z załozenia miał byc prosty i naładowany efektami, oraz nie miał byc filmem historycznym tylko ekraznizacją komiksu, ja sie na nim swietnie bawiłem
zgadzam się z tobą w 100 % , ja bym ten film nazwał 300 DOLINIARZY . Film żałosny , tragiczny . Oby było jak najmniej takich pomyłek .