Pomyśleć, że technologicznie wyprzedzaliśmy Hong Kong! Ten film jest z 1978 roku, ale jeśli chodzi o dźwięk, taśmę filmową, światło czy kamerę to jest poziom "Krzyżaków". Myślałem, że jest max z połowy lat '60, a tu proszę. Sam film nudnawy z początku, mogli sobie 3/4 scen odpuścić, ale się rozkręca, jak się zabierają do Shaolin - kolejny argument za tym, że jak się nie ma nic ciekawego do powiedzenia, to lepiej zacząć akcję od środka, na który się ma fajny pomysł, niż godzinę smęcić w zawiązaniu akcji. Przecież 90% widzów by wolało, żeby kolega w pierwszej scenie stanął pod bramą klasztoru, jako ledwo żywy banita i w dwóch zdaniach powiedział co się stało, niż się godzinę męczyć z jakimiś nieszczęśnikami, którzy nic ciekawego nie robią.