Film ma trwać tyle czasu ile potrzeba na opowiedzenie ciekawej historii. Najkrótszy trwa 30 sekund i jest nim reklama (ale nie Biedronki czy nowego odkurzacza gdzie piękna paniusia szczerzy białe ząbki, a w następnym ujęciu widać dwóch facetów śliniących się na widok bynajmniej nie odkurzacza) tylko reklamy z pomysłem które wnoszą coś nowego - polecam T - mobile Heinekena czy choćby niektóre Castoramy.
Więc naprawdę może lepiej przed wydawaniem ocen zainteresować się trochę kinematografią, bo nie dzieli się ona jedynie na pełnometrażowe filmy 2D i 3D.
@Pauleta,
Dziękujemy ci za to, że wzbogaciłaś Internet o kolejny obraźliwy, chamski inwektyw kompletnie nic nie wnoszący do tematu i tym samym obnażyłaś swoją niewiedzę na temat filmoznawstwa.
Do odpowiedzi moich przedmówców dodam, że można zrobić i robi się świetne (są nawet festiwale) filmy jednominutowe. I takie filmy mają również swoich fanów, niekiedy bardzo celnie i rzetelnie potrafią podsumować i opisać ciekawą historię, a nawet skłonić do poważnych refleksji, czy rozbawić do rozpuku.
Aczkolwiek, niekiedy mamy też do czynienia z dwugodzinnym gniotem, opowiadającym historię, którą sprawny reżyser mógłby nam opowiedzieć w godzinę, unikając niepotrzebnych dłużyzn. Ale są też filmy długie i pełne rozwlekłych scen, w których te sceny i ta długość własnie, to kluczowe elementy filmu. To narzędzia, które mają czemuś służyć, do czegoś nas, widzów, przekonać. Sęk w tym i cała sztuka polega nad tym, żeby te gnioty od dobrych, acz długich filmów odróżniać :).
Pozdrawiam.