Powyżej w recenzji czytam: "Film jest drugą już ekranizacją powieści Ray'a Bradbury'ego o takim samym tytule." Z reszta nie tylko w tej recenzji. Tak moga napisać tylko osoby, które nigdy nie czytały wspomnianej ekranizacji.
Toż to nie ekranizacja tylko zupełnie inna historia o zupełnie innych problemach a jedynymi wspólnymi elementami jest motyw strażaków palących książki, systemy totalitarnego i naturalnego buntu między odgórnym sterowaniem. Jednak według mnie to dużo za mało, żeby nazwać to coś ekranizacją.
To coś to taki współczesny model filmu. Weźmy dobry wątek dodajmy efekty specjalnym trochę poprawności politycznej, ugniećmy gniota i neoanalfabetom, którzy nawet nie przeczytali książki wmówmy, że to ekranizacja i to lepsza niż poprzednia.