Ode mnie silne 3, ale nie więcej.

Zakładając niski budżet, cóż, efekty nawet ujdą. Momenty grozy, hmm, dają radę. Pobawię się w detektywa, bo wybaczcie mili państwo, ale nie chce mi się "googlać" za tą szmirą. Pewnego dnia roku 2006, gazety napisały, że prace nad remakiem starego Omena z 1976 jest już na ukończeniu, pewien młody domorosły reżyser poczuł, że to będzie jego 5 minut. Postanowił szybko skrzyknąć ekipę i nakręcić własny remake. Być może nawet wydał ją przed oficjalnym remakiem Omena? Nie chce mi się sprawdzać dat, rok ten sam... Cóż, jego prawo. Jak mu wyszło? Ano, jak na hollywoodzką produkcję - słabo, jak na garażowe ścierwo - całkiem dobrze.

Dobry horror dla wrażliwych, żeby wiedzieli, kiedy mają oczy zamykać - przypomina o tym podkład dźwiękowy (muzyką bym tego nie nazwał) i wiadome sceny (zanim się coś stanie, urządzenie "czai się" długi czas na ofiarę. Można zdążyć się załatwić, nie tylko oczy zasłonić. :P

I z napisami faktycznie przegięli (10 minut, żółwie tempo, chyba na "Potopie" czy "Krzyżakach" szły w podobnym), szczególnie, że wsparli je "muzyką" (znów tu ciężko obyć się bez cudzysłowu). Gdybym nie patrzył, nie zorientowałbym się (po ścieżce dźwiękowej), że to już koniec filmu. Na plus w napisach, że raczyli sobie zażartować: mamy sprawdzić, czy czasem nie mamy znamion "666" na językach oraz zapewnili, że żadne diabelskie dzieci nie ucierpiały podczas kręcenia filmu. To ważne, bo już martwiłem się o te NIEBOŻĘTA (he, he, czyżby mi się żart udał? /Yawn/).

Jednak podkreślę, gdybym to ja miał możliwość zrobić w formie takiego gniota, remake mojego kultowego filmu z dzieciństwa (mogło tak być...) i wydać go przed oficjalnym remakiem, zrobiłbym to samo. BRAWO dla twórców ZA ODWAGĘ. :D