Krótki, akcja trwa łącznie (jeśli liczyć czołówkę) niespełna 70 minut. Scenariusz oparty na klasyku został maksymalnie zepsuty. Muzyka nie dorównuje kompozycji oryginalnej autorstwa Jerry'ego Goldsmitha, ani tej, którą stworzył Marco Beltrami. Ludzie giną na potęgę, każdy w wyjątkowo głupi sposób, wszystko dzieje się tak szybko i prymitywnie, że o żadnym klimacie czy nowości mowy być nie może, postaci są szarymi ludźmi, choc dobrze zarabiającymi (wobec czego Antychryst nie dziedziczy wiele). Aktorzy są fatalni, ale Boo Boo Stewart w roli tytułowej radzi sobie całkiem nieźle i jest chyba jedynym plusem tego filmu. W przedostatniej scenie policjant pojawia się bez przyczyny i znikąd (wszak nikt policji nie wezwał), a epilog jest po prostu żałosny. A trzy szóstki na języku? Kto to widział?!