Jakoś tak film się zakończył w najgorszym możliwym momencie. Jaka puenta była tego filmu bo nie wiem. Cała akcja w takim razie sprowadzała się do wygrania pojedynku na słowa(lub tez na diss - nie wiem dokladnie jak to sie nazywa, jestem laikiem) na osiedlu? I to ma być ten niewyobrazalny sukces? Miałem nadzieje że pokazą jak robi karierę jako raper dalej po tym jak stał się gwiazdą na dzielni.... Dajcie spokój.
Generalnie film fajnie zrobiony, tylko zakończenie słabe.
no nie każdy film ma happy end ;) ale według mnie nie było tak źle, bo zakończył się po udanym pojedynku i wygraniu go przez Eminema dzięki czemu został mistrzem czy czymś ;) więc jest okej jak dla mnie zakończenie :)
ale ja też oczekiwałam lepszego zakończenia, np. że nagrał płytę czy coś :)
Zasadniczo nie wiem czy akurat reżyser to miał na myśli czy nadinterpretuję, ale:
Kariera Eminema zaczęła się - może nie zaczęła, ale zyskał większy rozgłos - po tym jak wygrał największą w Stanach(?), a przynajmniej chyba najsłynniejszą bitwę hiphopową (chyba w Detroit, tutaj trochę strzelam, więc jeśli pomyliłem miasta to sorry). To tak po krótce, no i sęk w tym, że ta ostatnia scena, może być nawiązaniem do tych prawdziwych wydarzeń. No i jeżeli ktoś zna jako tako historię Eminema, to może się domyślić, jak się to dalej potoczyło w filmie.
Przynajmniej osobiście odnoszę wrażenie, że tak można interpretować koniec filmu.
ale zeby robić taki podniosły film o dążeniu do osiagania własnych marzeń na tle wygrania konkursu raperskiego na dzielnicy to przerost formy nad treścią....
Hm, zasadniczo film był o 8 mili- nie o tym co się stało jak już się wybił... Dla mnie zakończone w idealnym momencie. I jeszcze jego słowa: "zajmę się tym co robię najlepiej" i wraca na warsztat. Wspaniałe. Chciaz bardzo dobrze wie, ze najlepiej rapuje... Moim zdaniem nie potrzeba kontynuacji, wygrana bitawa była symbolem początku kariery, a tym samym pożegnania z 8 milą i nie byłaby to już opowieść o 8 mili tylko o nadzianym Eminemie. Brakowało mi tylko wyjaśnienia dlaczego z Rabbit'a stał sie Eminem'em...
Chyba jednak wszyscy gówno wiecie o tym filmie, przede wszystkim to jest częściowo na podstawie faktów biograficznych M&M'a ale to nie jest jego biografia. Nie było kogoś takiego jak B-Rabbit więc skąd do głowy pomysł o wyjaśnieniu "dlaczego z Rabbit'a stał sie Eminem'em". Jeśli chodzi o końcówkę filmu to mam odmienne zdanie od waszego, jest ona przede wszystkim przygnębiająca bo wskazuje raczej na to że Rabbit po wygraniu bitwy oprócz tego że ma szacunek na dzielni dalej jest nikim, i prawdopodobnie mieszka z matką w przyczepie, pisze teksty. Dwa argumenty: 1 - To co pokazano w filmie nie jest "najsłynniejszą bitwą hiphopową", w ogóle jest to impreza dla miejscowych, tak dla popisu bez perspektyw na karierę, to w czym brał udział Eminem na prawdę było oficjalnym turniejem, zresztą zajął tam on dwukrotnie drugie miejsce gdyż finałowy sędzia był przekupiony. 2 - Forma filmu wskazuje na to że nie jest to bajeczka z efektami ( dwie poprzedzające finał sceny zapowiadają brak super puenty, pierwsze jak po "zadarciu" z policją Em chowa się za winklem i... nic się nie dziej, druga gdy Em jest w palącym się domu i... wyskakuję, też nic się nie dzieje), to właśnie mi się najbardziej podoba w tym filmie, za każdym razem gdy spodziewałem się jakiejś badziewnej sceny, ( pomimo tego że uwielbiam Ema nie spodziewałem się że film będzie jakiś wybitny ) nic takiego nie następowało, pełen realizm. Jedyne co daje do myślenia że kariera jednak się rozwija to piosenka, która w trakcie filmu kilkukrotnie leci niekompletna a na końcu mamy już wszystkie słowa itp. ale to też wskazuje że nic od razu się nie dzieje, trzeba pracy. Tak ja to widzę.
Zgodzę się z oskiowcą. Co do końcowej piosenki to niemal jestem pewien, że jest to symboliczny sukces. Rabbit dążył do nagrania piosenki w studio i, gdy na końcu leci "Lose Yourself" co bardziej uważni (lub znający temat) zorientują się, że wcześniej do tego bitu Eminem pisał tekst, który zresztą rozpoczyna ten track. :)
Nie raz jest tak że najtrudniej jest zrobić ten pierwszy krok który utoruje nam droge do sukcesu, w filmie było pokazane żeby do czegoś dojśc trzeba poświęcić wiele, co do tego że skończyli film w takim momencie to uważam że dobrze zrobili bo później wiadomo chłopak naładowany energią i wiarą w siebie w kręgach hiphopowej nagle zaistniał i wszyscy będą do niego lecieć, więc nagra 1 płyte zarobi pare milionów , zaczną się balangi itp aż do następnej płyty i tak wkółko , o widzisz streściłem ci mniej więcej , a jak ci nadal mało pooglądaj sobie teledyski 50Centa itp .
Również uważam, że film miał być i był o tytułowej 8. mili. Ja nie widziałam w nim konkretnie historii o Eminemie, ale opowieść o tym, jak się żyje na takiej dzielnicy i w takim środowisku. Wątek siostry Ema i jego miłości do tej dziewczynki mnie po prostu rozłożył na łopatki. Reżyser pokazał kontrast między tym, jak się postrzega raperów w dresach, żyjących na kocią łapę, zamieszanych w przemysł bronią i narkotykami a tym, że tak na prawdę mogą oni być niesamowicie wrażliwymi i dobrymi ludźmi.
Jak trochę pożyjesz w takich warunkach - ciężka praca, brak perspektyw i niepewna przyszłość - to zrozumiesz że wygrana w "konkursie raperskim" to dla takich ludzi największe wyróżnienie.
8.mila to hołd dla Detroit, dla jego mieszkańców i przede wszystkim dla kultury hip-hopu w której nie najważniejsze jest kariera-rapera, hajsy, blingi i lajki na fejsie tylko styl, flow, technika i talent do składania wersów.
Moim zdaniem plusem tego filmu jest to, że jego punkt kulminacyjny to nie punkt kulminacyjny w dążeniach głównego bohatera. Zmierzamy do pierwszego przystanku na jego trasie do sławy... lub też nie, bo to nie film o Eminemie, a Jimmy'em. Co jeżeli ten zbagatelizowany przez ciebie konkurs osiedlowy okazał się być jedynym sukcesem postaci?
Wszystko zaczyna się od prostych rzeczy, choć ich prostota nie czyni ich małostkowymi. Jeżeli ktoś uważa inaczej, to albo ma za łatwo w życiu, albo nie jest wystarczająco dojrzały żeby to zrozumieć.