Jak myślicie: gdy odeszła, zabolało go to, że ją stracił, czy to, że stracił nad nią kontrolę?
hmm własnie chyba o to chodzi, że po jakims czasie 'obojetności', przychodzi czas na miłosc, tez mi sie wydaje, że ją kochał. Mój ulubiony film, pzdr
a mi się wydaje, że ją nie kochał... raczej chciał ją manipulować, wykorzystywać do swoich chorych perwersji, w ostatniej scenie jak do niem mówi to tak beznamiętnie raczej 'intelektualnie' chciał załatwić aby ona przy nim została - to właśnie wg mnie dowód na to że on jej nie kochał, ona go na pewno tak...
Wydaje mi się, że to nie była beznamiętność. Nie spodziewał się, że tak ją pokocha. Nie spodziewał się, że go zostawi. Dlatego tak zareagował.
Myślę, że ją kochał. A czy te ich zabawy były tak bardzo chore? Według mnie nie. Miał w sobie bardzo dużo fantazji i nauczył ją, jak się jej poddawać. Może czasem przesadzał np. w scenie z wynajętą prostytutką, ale wierzę, że nawet gdyby Elizabeth nie przerwała ich pieszczot, sam by z nich zrezygnował. Chyba chciał po prostu zobaczyć jej reakcję. Samemu trudno było mu patrzeć jak całuje ją inny mężczyzna. Kiedy ona po tej sytuacji z prostytutką poszła na to erotyczne show, jednak poszedł za nią i nie pozwolił jej zrobić głupstwa. Ta scena po jej wyjściu, kiedy się rozstali, też wiele mówi o jego uczuciu - naprawdę liczył na to, że wróci i był przybity, kiedy tak się nie stało. Jego "kocham cię" w tej scenie było szczere, ale ona już tego nie usłyszała. Chyba zbyt późno uświadomił sobie jednak, że mógł jej bardziej pokazać też swoje zwykłe życie poza ich spotkaniami, że ona chciała też tej codzienności.
Coś jest w tym co mówisz... na pewno. Jednak ja będę się upierał przy swoim zdaniu, dlatego że człowiek który głęboko kocha to tego rodzaju 'eksperymenty' typu: całowanie się z inną przy swojej kochance za normalne. Dla mnie to wręcz RAZIŁO SZTUCZNOŚCIĄ, nawet jak ta prostytutka ją dotykała - normalna kobieta szybko by zareagowała, zdjeła opaskę i wyszła mówiąc, że ma do czynienia z chorym człowiekiem itd. To, że tak nie uczyniła światczyło chyba o jej zagubieniu... o tym że jego 'choroba' zaczeła zarażać... a scena przy tym erotycznym show to tym bardziej podkreśliła.
Te mówienie o 'codzienności' miało tylko jeden cel: zatrzymanie jej u siebie do swoich coraz bardziej chory eksperymentów.
Chodzi mi o to, że człowiek który wie co to jest prawdziwa miłość i jej doświadcza nie jest zdolny do takich zachowań do jakich on był zdolny. Dla niego chore ekseperymenty (te dwa ostatnie) były silniejsze od uczuć jakie do niej czuł - to świadczy o tym, że jeśli nawet ją kochał to było to uczucie płytkie i powierzchowne!
@Coney pięknie napisałaś " Chyba zbyt późno uświadomił sobie jednak, że mógł jej bardziej pokazać też swoje zwykłe życie poza ich spotkaniami, że ona chciała też tej codzienności."
No i pewnie jest coś w tym, co Ty mówisz. Zgadzam się, że w tych dwóch ostatnich sytuacjach przesadził, poszedł za daleko, ale dalej wierzę w to, co powiedziałam wcześniej. Pewnie o to też chodziło, żeby widzowie mogli właśnie na ten temat ze sobą porozmawiać i właśnie to miało budzić wątpliwości i skrajne opinie, a film został zbudowany tak, żeby każde z nas miało argumenty na poparcie swojej tezy :)
Nasz "spór" mógliby roztrzygnąć twórcy filmu, który najlepiej wiedzą co mieli na myśli, jednak to jak to przekazali to już jest inna bajka, a to jak odbieramy to znów inna... stąd te rozbierzności.
Podsumujmy: wg mnie on jej nie kochał (tam nie było uczuć tylko pożądanie) a jesli nawet później coś poczuł (mówił o codzienności, chłodno powiedział, że ją kocha - to raczej manipulacja a nie jakiś dowód o jego wielkich uczuciach do niej), to było to bardzo płytkie... Zresztą tytuł jest wskazówką: 9,5 tygodnia i ani kilka dni dłużej (dlatego jest te 'i pół tygodnia'), gdy ktoś eksperymenty stawia wyżej od miłości i szacunku dla drugiej osoby.
W sumie trudno mi to stwierdzić, jak sami tutaj przyznaliście, trzeba by było chyba skontaktować się z twórcami tego filmu żeby nie mieć wątpliwości jak to miało być.. Wg mnie, oczywiście, na początku traktował ją tylko jako obiekt pożądania, pewnej przepustki do tych wszystkich erotycznych uniesień jakie sobie wymyślił. Ale potem, zaczęło to się przemieniać w prawdziwe uczucie. Osobiście wolę właśnie tak patrzeć na ten film. Dodaje to pewnej głębi do historii, poza tym wtedy wszystkie ich przygodny stają się wręcz piękne. Jak dla mnie. I również uważam ze te ich "zabawy" wcale chore nie były.
Nie wiem, może to dlatego że jestem cholernie przewrażliwiona, może jestem niewyżyta, albo po prostu jestem beksą ale pomimo tego że od początku wiedziałam jak to się skończy (takie toksyczne związki po prostu nie mają prawa bytu) to i tak się popłakałam na końcu. Masakra xD
A gdzie napisałem że "WSZYSTKIE zabawy były chore" oj prosze czytać uważnie. Ja tu wyraznie podkreślałem, że "chore" zabawy oznaczają te 2 ostanie, wcześniejsze to oczywiście takie nie były.
" toksyczne związki po prostu nie mają prawa bytu" Amen! Swietnie powiedziane. Nigdy nie widzialam filmu, ale wnioskujac po opiniach, to historia brudnej, nieoczywistej milosci- dlatego zaraz go obejrzę :D
Moim zdaniem, w momencie gdy odeszła on kochał ją całym swoim robaczywym sercem, przynajmniej ja tak to odebrałam.
jeżeli już to zaczął coś do niej czuć głebszego, jednak o całkowitej miłości pełnej, prawdziwej nie ma mowy... słowo "kochał" ma wiele odcieni...
Każdy odbiera takie filmy na swój sposób. Jednak wg mnie to na pewno ona kochała jego, on o tym doskonale wiedział, mógł więc nią manipulować jak chciał. Wystarczyłoby gdyby za nią poszedł, a na pewno by do niego wróciła jednak tego nie zrobił... dlaczego? I dlatego właśnie sądze, że ją kochał... Zdawał sobie sprawę, że będzie ją krzywdził a ona nie będzie w stanie tego zatrzymać. Wiedział, że im dłużej będą to ciągnąć tym bardziej i częściej będzie zadawać jej ból. Pzdr
Kochal. Smierc zobaczyl i kochal jak diabli. Wiec dlaczego ta kurwa odeszla?! To jest zyciowe pytanie...
myślę że był to dla niej w pewien sposob związek toksyczny, zbudowany głównie na płaszczyźnie fizycznej.Elizabeth nie tylko rozbudzała w sobie kobiecość i żyła intensywnie każdą chwilą ale również robiła rzeczy które kłóciły się z jej osobowością, wartościami jakie wyznawała i godnością do samej siebie dlatego mimo całej fascynacji Johnem związek ten nie miał dla niej na dłuższą metę przyszłości. Uważam że oboje sie kochali jednak Elizabeth w pewnym momencie sama przyznaje że nie widzi z Johnem przyszłości. Mnie zastanawia czy ostatnie sceny kiedy Elizabeth wymiotuje mogą wskazywać że jest w ciązy?
myślę, że oboje się w jakiś sposób kochali - w końcu nie ma żadnej definicji miłości. ale to nie była taka miłość jaką się spotyka na co dzień, tak samo zresztą jak i historia przedstawiona w filmie nie jest banalną opowieścią o spotkaniu 2 ludzi. jest dużo elementów w filmie świadczących o uczuciu Johna do Elizabeth: podczas każdej z ich erotycznych zabaw dbał żeby jej było dobrze, żeby jej sprawić przyjemność, żeby jej nie skrzywidzić, lubił patrzeć jak się uśmiecha, oprócz tych prezentów które raczej o miłości nie świadczą (bielizna, ubrania, biżuteria), spełnił jej marzenie o byciu facetem :) nie wstydził się jej - czyli nie traktował jej jak dziwki. Ona też coś do niego czuła: chciała podzielić się z nim swoją przeszłością, zaniosła ma lunch do pracy - chciała widzieć jak wygląda jego życie poza nocami spędzanymi z nią, poza tym sądzę że gdyby w jakiś sposób go nie kochała nie zgodziłaby się na te ich zabawy, zwłaszcza że nie sprawiała wrażenia jakiejś superodważnej femme fatale.
Ale jest też wiele rzeczy świadczących o powierzchowności ich uczuć: dla elizabeth sztuką były obrazy w jej galerii, dla johna ona była sztuką, co podkreślał mówiąc, że lubi patrzeć jak się porusza, albo zmieniał oświetelenie żeby lepiej ją widzieć itp, z jednej strony pozwalał jej czuć się jak w domu, z drugiej nie wolno jej było zaglądać do szafek, szuflad,nie pytał ją o zdanie przy wyborze łóżka (sprawdził tylko czy ładnie na nim wygląda) czy choćby zmywać naczyć i jak dla mnie najbardziej upokarzający ją moment w filmie (o ktorym nikt tu nie wspomniał) kiedy kazał jej się czołgać po podłodze i rzucał jej pieniądze, jak psu, jak taniej ***. Dla niej myślę, że John był troche jak pocieszenie po rozwodzie z mężem, którego nadal kochała (trzymała jego zdjecia). Potwierdzenie, że nadal jest piekna, wartościowa, że podoba się mężczyznom.
Z jednej strony John obudził w niej kobiecość, dał upust jej erotyzmowi z drugiej tłumił tę inną część kobiecości - nie pozwolił jej zmywać naczyń, prać, sprzątać, gotować - on dbał o nią, nie pozwolił dbać o siebie. W pewnym sensie ją ubezwłasnowolnił, powiedział, że sam ją bedzie mył, karmił i ta scena w której kupuje jej ubranie, a ona pyta czy nie chce wiedzieć czy jej się to ubranie podoba, a on odpowiada że nie...
Okazało się jednak, że Elizabeth nie była tak słabą kobietą, zobaczyła, że układ oparty tylko na seksie, tylko na spełnianiu fantazji Johna, nie ma sensu i po tytułowych 9 i pół tygodniach odeszła.
Ufff no chyba to już wszystko co chciałam napisać xD
Dużo ciekawych spostrzeżeń, jedank wnioski wg niezbyt trafne.
Np. "trzymała jego zdjecie" = nadal go kochała.... - tak w cale byc nie musi, mogla nadal darzyć go szacunkiem, wiele milych chwil spedzili itd.
Np. "nie wstydził się jej - czyli nie traktował jej jak dziwki" co ma wstyd do dziwki? Argument wyssany z palca. Są faceci co sie wstydza (nieśmiali, niedoświadczeni) i nie wstydza (doświadczeni), jaki on byl to nie wiemy dokładnie. To że nie traktował jej jak dziwki to o czym innym świadczy. On traktował ją jako NARZĘDZIE do swoich realizacji w przyszłości swoich patologicznych odchyłów.
Np. "Ona też coś do niego czuła:" nie no ona go kochała bardzo mocno, to jest oczywiste w tym filmie, na forum kazdy o tym mowi i nikt nie ma watpliwosci, dowódów jest mnóstwo. Nie mówi o truizmach.
Np. "myślę, że oboje się w jakiś sposób kochali - w końcu nie ma żadnej definicji miłości. ale to nie była taka miłość jaką się spotyka na co dzień" - zdanie jak dla mnie nie ma sensu, jezeli nie była to 'miłość' to nie użwyaj tego słowa, mow o jakimś uczuciu i doprecyzuj o co Ci chodzi, ja uważam, że on W ŚWIADOMOŚCI jej nie kochał, czego dowodem jest właśnie ta KLUCZOWA, KLUCZOWA POWTARZAM KLUCZOWA scena z dolarami i paskiem, kiedy WIDZĄĆ JEJ ŁZY nie przestał eksperymentu, NIE OPAMIETAŁ SIE, tak człowiek zakochany i będący tego świadomy NIE POSTĘPUJE!!! Bo niby co: ważniejszy jest IDIOTYCZNY eksperyment, niż jej łzy??? Tak postępuje najgorszy ham a nie człowiek zakochany...
Jesli milosc byla to podswiadomie i przedostawala sie do swiadomosci gdy bylo juz za pozno.
"Jest dużo elementów w filmie świadczących o uczuciu Johna do Elizabeth" - tak jesli je sie rozumie DOSŁOWNIE, czuło ją całował = kochał ją, no tak ale jak ją miał całować? mechanicznie? On doskonale widzial, ze musi tak robic, aby ona czuła sie dobrze i coraz bardziej UZALEŻNIAŁA SIĘ OD NIEGO, to jest te UBEZWŁASNOWLONIENIE (bardzo trafne spostrzeżenie i zgadzam sie z Toba w całej rozciagłości), on chciał ją maksymalnie uzależnić od siebie (te prezenty, te wykonywanie pracy za nia, dobry czuły szalony seks), bo wiedział, że to jest jedyny sposób na to aby brała udział w ostrzejszych eksperymentach...
"strony pozwalał jej czuć się jak w domu, z drugiej nie wolno jej było zaglądać do szafek," to świadczy o tym że TRAKTOWAŁ JĄ NA DYSTANS, kolejny dowód na to ze ona jej świadomie nie kochał, bo miał tajemnice ktore w normalnej sytuacji nie sa tajemnicami. Chciał ją uzależnić od siebie ale nie chciał być uzależniony od niej - bo wtedy głupio byłoby mu robic eksperymenty ktore ją strasznie upokarzały, a ten ostatni nawet ranił uczuciowo...
---------------------------
Podsumowujac: kluczem do zrozumienia tego filmu jest wproawdzenie dwóch pojeć, miłości świadomej i zwykłego przywiazywanie się jednego człowiek do drugiego - z tego rodzi sie milosc.
On nie przypuszczał, że zacznie czuć coś do swojej zabawki (pod koniec).
Jak wkurza mnie brak funkcji edit na forum filmweb to chyba nikogo:
Napisałem: "Chciał ją uzależnić od siebie ale nie chciał być uzależniony od niej - bo wtedy głupio byłoby mu robic eksperymenty ktore ją strasznie upokarzały, a ten ostatni nawet ranił uczuciowo..."
miało być: "Chciał ją uzależnić od siebie ale nie chciał być uzależniony od niej - bo wted(y znaczy: gdyby zaczłą ją kochać i naprawde szanować, nie na pokaz) to głupio byłoby mu robic eksperymenty ktore ją strasznie upokarzały, a ten ostatni nawet ranił uczuciowo...
Właśnie teraz mi przyszło do glowy: on nie tylko nie przeprosił za ten egksperyment z paskiem to jeszcze jej dowalił karząc patrzeć jej jak go obmacuje obca kobieta... Co to ma być? To jest debilizm do kwadratu. Tak robi szanujący czuły kochajacy bardzo mocno mężczyzna? Jesli tak uważasz/uważacie, to winszuje logiki i realizmu!
To byl doswiadczony facet, az nadto;) Scena, w ktorej kazal jej sie czolgac... to naprawde swietny pomysl;) Poniewaz w milosc jest takze miejsce dla nienawisci. On rozumial kobiety... az za bardzo;) Dlatego chcial jej to udowodnic, zranic;) Macie racje, gdy mowicie, ze byla dla niego zabawka do spelniania erotycznych fantazji. Tak, ale co z tego? na tym polega milosc faceta do kobiety. My mamy pierdolca na punkcie erotyki. Natomiast koncowka udowodnila, ze tak nie mozna. Kazdy zwiazek oparty wylacznie na seksie, musi sie tak skonczyc. Po prostu musi. To dobra wrozba dla tych, ktorym chodzi o cos wiecej;) Ktorzy rozumieja, ze te cos nie buduja sie na fundamentach pozorow, pozadania, ale takiej zwyczajnej prostoty, w ktorej nie ma miejsca dla wojny;)
"Kazdy zwiazek oparty wylacznie na seksie, musi sie tak skonczyc." To nie jest tak, ona nie widziala w nim tylko obiekt seksualny... on ją na początku tak traktował, ta historia jest bardziej zawiła.
„ja uważam, że on W ŚWIADOMOŚCI jej nie kochał, czego dowodem jest właśnie ta KLUCZOWA, KLUCZOWA POWTARZAM KLUCZOWA scena z dolarami i paskiem, kiedy WIDZĄĆ JEJ ŁZY nie przestał eksperymentu, NIE OPAMIETAŁ SIE, tak człowiek zakochany i będący tego świadomy NIE POSTĘPUJE!!! Bo niby co: ważniejszy jest IDIOTYCZNY eksperyment, niż jej łzy??? Tak postępuje najgorszy ham a nie człowiek zakochany”
On ją kochał, kochał ją jak nigdy dotąd nikogo ... W tym, właśnie rzecz, że on dotąd prawdziwej miłości pewnie nie znał. Zanim zaczniesz wyciągać pochopne wnioski, spójrz na to kim John był, na jakim szczeblu drabiny społecznej się znalazł i dzięki komu tam trafił. Był uczestnikiem wielkiego wyścigu szczurów. Żył w świecie, w którym rządzi pieniądz. Pieniądz daje władzę. John miał zarówno jedno, jak i drugie. W tym świecie, był królem, był zwycięzcą...mógł mieć wszystko, mógł wszystko kupić. Kupował więc... kupował kobiety, kupował seks, kupował bliskość i intymność. To były takie namiastki związków, sztuczne, pozbawione prawdziwych, głębszych emocji. Związki niczym transakcje, na zasadzie: ja ci płacę, ty mi się sprzedajesz. Może było mu z tym wygodnie, może to się w nim już zakorzeniło, może stracił wiarę, że istnieje inny sposób... Znajomość z Lizzy wniosła w jego życie coś nowego, z czym do tej pory nie miał do czynienia... prawdziwość emocji. Ta prawdziwość go na swój sposób przerażała, burzyła stopniowo wszystkie schematy w jakich tkwił, tyle, że on jeszcze nie potrafił się z nich uwolnić. Ta prawdziwość, o której piszę, jest kluczem do zrozumienia sceny, którą wspominasz.
„- Jestem człowiekiem z wielkim problemem, ponieważ nic mnie nie podnieca... Nie mogę się podniecić chyba, że ujrzę...ciebie na czworaka,czołgającą się po podłodze...i zapłacę dużo, żeby to zobaczyć. Zrobisz to dla mnie?
- To głupie John.
- czołgaj się ... czołgaj się
- nie chcę ... (...)
- weź pieniądzę! (...)
- Nie chcę tych pieniędzy! Nie lubię ich!
- Weź pieniądze (Elizabeth zbiera pieniądzę i w gniewie rzuca nimi)
- Masz te swoje pieniądze!
- Elizabeth...uwielbiasz tą grę, prawda?
- Nie cierpię jej
- Nie lubisz jej?
- Nienawidzę!
- Kochasz ją
- Nie cierpię...to było... (Elizabeth się śmieje, atmosfera została oczyszczona)
- Podobało Ci się to, Podobało Ci się ...”
Ta scena była szczera aż do bólu, była wyznaniem. Już wtedy podświadomie ją kochał i pragnął jej miłości, akceptacji i zrozumienia. Chciał żeby ona zobaczyła, uświadomiła sobie jak silne, jak sprzeczne emocje i pragnienia tkwią w każdym człowieku...John obnażając prawdę o sobie, obnażył przy okazji prawdę o Elizabeth. To ją przerażało, wcześniej nie znała siebie takiej.
Mieli szansę na udany związek, mieli szansę wszystko wyprostować. On kochał ją, ona kochała jego. Lizzy zabrakło odwagi, zabrakło siły, wolała uciec przed Johnem i przed samą sobą. On otworzył się przed nią, odrzucił swoje zasady, przyznał się do swojej słabości. Ona natomiast... zostawiła go. Kto tu jest ofiarą?
Miłość to nie tylko słodkie uniesienia, kwiaty, trzymanie się za rączki i patrzenie w gwiazdy. Miłość jest pełna skrajnych emocji, także tych destrukcyjnych. Kyle reese, czy dla Ciebie naprawde wszystko jest czarne lub białe? Czy nie potrafisz się wczuć i zrozumieć? Ten film, nie jest historią biednej, skrzywdzonej kobiety i złego drania... Ten film jest historią tragedii DWÓCH osób.
"woooow" dziękuje Ci za ten wpis, bo wcześniej nie uświadamiałem sobie tego jak ważne dla niego były pieniądze, że chciał wszystko za nie kupić itd. - tu masz racje i zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości.
Też cena uwaga: on nie radził sobie z prawdziwymi głębokim uczuciami (zwłaszcza pod koniec filmu).
Chciałbym też abyśmy film oceniali maksymalnie obiektywnie:
a nie to że ja facet (więc wyłamując się ze sterotypów nie bronie faceta a na siłę biorę w swoją obronę kobiete)
a ty kobieta (więc też wyłamując się ze sterotypów nie bronisz kobiety a za to na siłe bronisz faceta). OK? (na to trzeba uważać)
Ja maksymalnie obiektywnie stwierdzam, że w większym stopniu Elizabet była pokrzywdzona, bo ona nie zakładała żadnych gierek i eksperymentów (coraz ostrzejszych) chciała kochać głęboko i być kochaną, ona była gotowa na głębokie uczucia (nie bała się ich, nie było to dla niej coś z czym nie dałąby sobie rade, już w przeszłości tego doświadczyła, tylko z jakiś względów związek z jej byłym mężem nie przetrwał) i nie bawiła sie uczuciami innych.
----------------------------------------------------
Nie no jeszcze raz musze obejrzeć tę scene z paskiem (chiwla:)).
Ok, fakt ona nie była aż tak ostra jak mi się wydawało. Jednak też nie była tak łagodna jak wyżej przedstawiłaś... bo były momenty że Elizabet była wzburzona i o krok od płaczu (czego nie napisałaś). W tej scenie po raz pierwszy lekko było zaznaczone, że Mike ma odchyły psychiczne przekraczające dopuszczalne normy... - tak bym ją teraz ocenił. Czy była "wyznaniem" jak napisałaś, nie wiem, może była po prostu grą...
"Jestem człowiekiem z wielkim problemem, ponieważ nic mnie nie podnieca... Nie mogę się podniecić chyba, że ujrzę...ciebie na czworaka,czołgającą się po podłodze...i zapłacę dużo, żeby to zobaczyć. Zrobisz to dla mnie" Zauważ, że można to potraktowac jako wyznanie, ale też można to potraktować jako umiejętne wyrafinowane, kuszenie kobiety zakochanej... - jak ogląda się ten film po raz pierwszy, można mieć wątpliwości w tym momencie filmu czy to jest wyznanie czy gra, jednak później w trakcie ogladania sytuacja się wyjaśnia: TO BYŁA GRA! (moim zdaniem i tu możemy się różnić), bo eksperymenty przybieraja na siłe, scena z paskiem jest tylko jednym klockiem w większej budowlii...
W ogole co to jest "zrób to dla mnie bo nie mogę się podniecić", to co wcześniej ona go pociagala SAMĄ SOBĄ a teraz musi robić jakieś cyrki aby - mówiąc kolokwialnie - mu stanął? Po prostu tak chciał bo to sprawiało mu JESZCZE WIĘKSZĄ PRZYJEMNOŚĆ niż tamte doznania (mechanizm narkomana), a nie że to jest warunke konieczny do tego aby w ogle coś poczuł przyjemnego....
-----------------------------------------------
"Miłość jest pełna skrajnych emocji, także tych destrukcyjnych." - zgadza się, jednak prawdziwa miłość to też pewien rodzaj samoograniczania sie i opamietania się dla dobra tej drugiej osoby - a na tym poziomie Mike nie był. Ona była.
"Kyle reese, czy dla Ciebie naprawde wszystko jest czarne lub białe? Czy nie potrafisz się wczuć i zrozumieć? " Tu troche mnie skrzywdziłaś, takie mam odczucie, gdzie ja napisałem, że ona - to ta dobra bez skazy a on - ten zły i okropny? Prosze nie wmawiaj mi tego czego nie napisałem! (częsty mechanizm u ludzi) Zgadzam się z Tobą w 100%, to jest dramat dwóch osób...(choć może to że Mike też cierpiał mało podkreśliłem) dlatego że równolegle z jego gierkami rozwijało sie w nim podświadomnie głębsze uczucie do Elizabet... i to uczucie przedostało się do świadomości (opowiadanie o swojej rodzinie - zerwanie ze 'sterylną' znajomością: nie chce poznawać twoich znajomych, nie chce abyś szperała mi po domu) gdy ona zdecydowała, że chce odejść (bo zachowanie Mika było stopniowo coraz bardziej chore).
Teraz widze, że dramat polegał na tym iż człowiek chory (uzależniony od eksperymentów o podłożu seksualnym), samotny i majetny nie był gotowy na prawdziwa miłość (wręcz BAŁ SIĘ JEJ) i gdy do niego zawitała, to było już za późno - to musiał go bardzo zaboleć.
Natomiast ona... - zbyt szybko dalą się oczarować urokowi Mika i nie miała kontroli nad tym co robi i czuje, np. po tym eksperymencie z paskiem powinna z nim porozmawiać itd. bo obrudzenie wszystkiego w żart źle się skończyło - było jak lek który nie usuwa choroby a jedynie taje ulgę w bólu.
Ufffffff:)
oczywiście: obrócenie a nie "obrudzenie".
Aby dołożyć Elizabet dodam, że troche za łatwo zrezygnowała z tej miłości, za szybko sie poddała, mało walczyła, jak ją coś przeraziło to nie starała się rozwiazać problemu a tylko jak mała dziewczynka - uciec i schować głowę w piasek. Np. jak zarposił tą prostytutkę: powinna zdjąć opaskę, powiedzieć ostrym tonem aby sobie ta pani poszło bo inaczej ona wyjdzie itd. tez oczywiści ostro porozmawiać z majkiej o tym... a nie jak ciele na niedziele poddawała się mu... jak ćma lecąca do światła.
Na swój sposób ją kochał... a może bardziej kochał to, jak się czuł przy niej, także wtedy gdy mógł nią manipulować, patrzeć na jej reakcje, gdy się bała... Zabolało go na pewno, ją zabolało jeszcze mocniej, bo trudno odstawić tak silny narkotyk.
Film od zawsze mi się podobał, a teraz po jego ponownym obejrzeniu i przeczytaniu tej dyskusji tylko się utwierdziłam w przekonaniu, że to Arcydzieło!
Kochał ją tylko uświadomił to sobie za późno ...A fakt,że faktycznie kogoś pokochał zaskoczył go- nie brał chyba pod uwagę takiej możliwości jak również tego ,że ona kiedyś powie "stop".Wspaniały,psychologiczny film o związku między dwojgiem ludzi.
Witam
Kochał ale chyba dublerkę albo swój lekko głupkowaty uśmiech ;-)
Pozdrawiam
Tutaj macie najlepszy dowód że ją kochał :p
http://www.filmweb.pl/film/Nast%C4%99pne+dziewi%C4%99%C4%87+i+p%C3%B3%C5%82+tygo dnia-1997-32134
Uważam, że jej nie kochał. Miłość nie polega na sprawdzaniu do którego momentu można się posunąć, gdzie jest granica, kiedy ta druga strona powie "stop". John ją sprawdzał. Z początku wystarczały mu niewinne, acz bardzo zmysłowe zabawy, które chyba każdej kobiecie by się spodobały. Później zapragnął czegoś mocniejszego. Może już i taka jest męska natura, może prawdą jest powiedzenie, że facet marzy o tym by jego kobieta była damą na salonach, a dziwką w sypialni, ale wydaje mi się, że naprawdę zakochany facet nie będzie się starał wykrzesać z kobiety, którą darzy autentycznym uczuciem, zachowania dziwki. A czy momentami John tak właśnie nie traktował Elizabeth? Czołganie się po podłodze, epizod z prostytutką, gdzie tu miejsce na szacunek? Gdyby ona sama wykazała chęć do takich zabaw, to ok. Jednak wszystkie te zachowania to był jego pomysł, nie pytał jej o zdanie i nigdy nie przeprosił za to.
W tym związku też nie było miejsca na rozmowę. John nigdy nie pytał się czy jej się to podoba, czego ona by pragnęła, zawsze to on reżyserował scenariusz. A przecież miłość polega na dawaniu a nie braniu. I choć kupował jej drogie prezenty, karmił ją i wykonywał za nią wszystkie prace, to tak naprawdę nie dał jej nic od siebie. Niestety, on cały czas dogadzał tylko i wyłącznie sobie. Po prostu są ludzie, którzy dając coś, co z pozoru może się okazać wyrazem uczucia, tak naprawdę robią to by zabrać jeszcze więcej. On zabrał JĄ. On decydował o terminie spotkania, o rodzaju zabaw, o jej wyglądzie. Czy tak wygląda miłość? Nie sądzę. Nie wspominam już o tym, że nie chciał jej poznać, poznać jej przyjaciół i życia poza jego pościelą.
Czy jednak po jej odejściu uświadomił sobie, że coś do niej czuł? Pewnie go zabolało to, że ta scena nie była wg jego scenariusza. Kobieta, którą piszecie kochał odchodzi, a on tylko w myślach powtarza "wróć" i zaczyna liczyć do pięćdziesięciu? (już nie pamiętam) zamiast pobiec za nią, złapać za rękę i nie puścić. Ta scena wg mnie dokładnie pokazała co John do niej czuł. Wszystko, jednak nie prawdziwą miłość.
Ale to oczywiście tylko moja opinia i nie każdy musi się z nią zgodzić ;P
Twój komentarz zmotywował mnie do refleksji :) Otóż zgadzam się z każdym z Was po części. Johnny był niesamowicie męskim, pewnym siebie, posiadającym wszystkie walory facetem, dla Lizzy był też ucieleśnieniem marzeń, wiedział o tym doskonale, wiedział jakie emocje w niej wzbudza więc nią manipulował i igrał z nią, co nie znaczy, że Elizabeth była ofiarą. Wiem z autopsji, że kobiety są zdolne do skrajnych emocji, zachowań, a nawet fantazji. Perwersja w łóżku nie musi oznaczać braku szacunku w relacji na codzień. Ona dodaje jedynie zdrowej pikanterii. Wydaje mi się że Lizzy tak właśnie traktowała zabawy z Johnem. Nie znamy dokładnie przeszłości Johna, więc też nie możemy spekulować na temat jego doświadczeń seksualnych. Wywnioskowałam jednak, że rola Elizabeth w jego życiu uległa zmianie. Zabrakło tam tylko ... "zwyczajności". Ja dbam o Ciebie - Ty o mnie. On nie chciał, żeby ona ingerowała w jego prywatność. Sam pochlaniał ją całkowicie - seksualnie :D , ale też nie zaistniał w jej świecie Nikt nigdy go nie poznał. On był zawsze inco gnito. Podsumowując kręcą mnie tacy faceci jak John, więc staram się zrozumieć motywy jego postępowania, a Elizabeth - zbyt łatwo odpuściła. Nie próbowała dociec, dowiedzieć się więcej o nim.
W ogóle słowo miłość, jest tutaj nie na miejscu. Zależało mu, nawet bardzo, ale nie był tego świadom. Traktował ją jak kolejną zdobycz. Myślał o sobie, o swoich pragnieniach, które dzięki niej realizował. Nie myślał co ona może czuć, nie przewidział takiego scenariusza..był za bardzo pochłonięty sobą..Nie zdawał sobie sprawy z sytuacji..gdy ona powiedziała że odchodzi to był w szoku..ale nie w jego stylu było wyznać uczucia..pokazać że mu zależy. Myślał, że będzie mógł ją kontrolować. Nie traktował jej poważnie, była dla niego sex zabawką. Prędzej czy później by się nią znudził..odeszła więc pozostała w jego pamięci jako ta, której nie mógł mieć. Dlaczego napisałem, że słowo miłość jest nie na miejscu- Nie otworzył się przed nią..nie był do końca szczery..grał..podchodził do tego z dystansem uczuciowym.
moim zdaniem to nie był film o miłości, i on jej nie kochał. facet był świrem, a ona biedna poleciała na jego sztuczki jak to kobiety.
Moim zdaniem , na początku może Faktycznie chodziło mu tylko o zabawę, spełnienie swoich fantazji. Ale w miarę rozwoju akcji, chyba jednak się w niej zakochał...
A ta scena kiedy kazał się jej czołgać, a potem wyjął pasa......:) Eh normalnie się podnieciłam.
Gdyby jej nie kochał, rozpaczliwie nie próbowałby sam sobie dawać złudnej nadziei zaczynając liczyć. + przepiękną 8/10 daję, bo nie zdawałam sobie sprawy, że Rourke był takim ciachem i tak potrafił oddziaływać samym spojrzeniem. Łał, sama bym mu się oddała.
Mnie się wydaje, że nie kochał, a chciał się zabawić, być może pokazać swoją wyższość. Gdyby kochał to by czekał, a nie liczył do 50. A liczył, bo chciał pokazać, że znów postawi na swoim. Zastanawiający jest fakt, że powstała 2 część, w której to John wyrusza w poszukiwaniu Elizabeth, co poddaje wątpliwości, że jej nie kochał, bo w końcu po co miałby ją szukać. 9/10 za świetnie nakręcone sceny typu zabawa z lodem, czy zwyczajne krojenie papryki. Świetny gra głównego bohatera, jego niczym niewzruszony uśmieszek i cichy subtelny głos szepczący: "Czołgaj się.".
Wydaje mi się, że jej nie kochał, myślę że nie poczuł bólu straty, a tylko i wyłącznie irytację spowodowaną brakiem kontroli. Wymyślił sobie schemat w którym ona będzie od niego całkowicie zależna, chciał od samego początku do końca panować nad sytuacją, a gdy okazało się że mu się nie udało czuł co najwyżej zagubienie i złość. Zastanawia mnie jednak inna kwestia, a mianowicie to dlaczego do tego stopnia chciał mieć nad wszystkim kontrolę, w jakim celu stworzył coś czego nie można nazwać związkiem, ale co nie jest też typowym romansem. Chciał spełnić swoje fantazje erotyczne? Na pewno, ale myślę, że kryje się pod tym coś głębszego, ze powodowało nim coś więcej. Nieumiejętność kochania? Jakaś wcześniejsza trauma?
Zakończenie odebrałam tak, że Johny poprzez jej odejście uświadomił sobie co do niej czuł... Tylko był więźniem swoich przyzwyczajeń, totalnej kontroli ... a ona mu się wymknęła i nie wiedział co zrobić ... Nie umiał wyjść poza schematy wyuczonych zachowań i został sam....
Dziwi mnie, że nikt nie wspomniał o tej znaczącej wymianie zdań w ostatniej scenie.
John wyznaje Elizabeth, że miał wiele kobiet, ale do żadnej nie czuł nawet nic podobnego do tego co czuje do niej. - to mogłoby wskazywać na to, że przyparty do muru jej odejściem, uświadomił sobie, że coś do niej czuje. Ale czy to jest miłość?
Dalej wspomina, że nawet gdy tylko trzyma ją w ramionach ogarnia go uczucie, którego nie przewidział. - dla Johna od początku była to tylko gra, taka jaką uprawiał wcześniej z innymi kobietami. Ale poczuł do niej coś więcej, wyszedł poza ramy tych dotychczasowych "związków".
Jednakże potem dodaje, ze nie sądził, że tak go to wciągnie. - I tu jednoznacznie stwierdza, że nadal traktuje to wyłącznie jako grę. Zaczeło mu na niej zależeć. Nie chce żeby odeszła, bo zaspokaja jego fascynacje. Ale miłość? Nie ma mowy.
Elizabeth odpowiada mu na to, że wiedział, że jeżeli jedno z nas się sprzeciwi nastapi koniec. - I ona również traktowała to jako grę, chociaż zapewne miała nadzieję, że może rozwinie się z tego cos więcej, stąd to opowiadanie o sobie, choć on tego nie robił, prośba o spotkanie z jej znajomymi, wizyta w jego biurze itp.
Niektórzy wspominali, że skoro go kochała to za łatwo się poddała - być może, gdy przekroczył pewną granicę, zrozumiała toksyczność tego związku. Uświadomiła sobie, że pragnie czegoś więcej, a od niego tego nie dostanie. Znacząca jest również scena w galerii, gdy ten starszy artysta, którego prace są wystawiane, nie potrafi się odnaleźć w tym tłumie, czuje, że to nie jego miejsce. Ona płacze i patrzy na niego poprzez ten tłum, jakby dobrze rozumiała jak on się czuje, bo sama czuje to samo. Być może ta forma "związku" przestała jej juz odpowiadać, a wiedziała, że od niego nie może oczekiwać niczego więcej.
Byc może nawet uświadomiła sobie jak nią manipuluje. Grając na jej emocjach. Nie bez powodu zaczął opowiadać o swojej rodzinie i dzieciństwie dopiero wtedy, gdy postanowiła odejść. Zagrał ostatnim atutem jaki mu pozostał, myśląc, że spełnia jej pragnienia, a tak naprawdę dając jej jedynie namiastke. Gra na jej emocjach odwołując się do stereotypu biedaka za to twardego faceta, który ciężką pracą osiągnął sukces. Ona mu wtedy odpowiada, że jest już za późno. - tak jakby zrozumiała, ze to tylko fortel, wybieg, który ma ją zatrzymać pzry sobie. Powinien zrobić to wcześniej sam z siebie, powinien przede wszystkim tego chcieć. Przykro mi koleś, ona nie nabrała się na kolejną twoją sztuczkę i wykazała się silnym charakterem odchodząc.
On tez chyba uswiadomił sobie wtedy, że to koniec, że gra sie skończyła, bo nie ma już żadnych sztuczek, których mógłby użyć by ja zatrzymać. Kocham cię - wypowiedziane przez niego dopiero po tym jak wyszła - jest jego pożegnaniem. Inaczej, jak ktoś słusznie zauważył pobiegłby za nią. Zauważcie, że wcześniej wyznawał jej miłość w motelu przed przyjściem prostytutki - wyznając to w takim momencie chciał pewnie by czuła się zobowiązana zrobić to czego on chce.
Podsumowując, zero miłości, czyste wyrachowanie. A że ta gra którą z nią uprawiał bardziej mu się podobała od poprzednich, dlatego nie chciał jej kończyć, to inna sprawa.
PS. ja bym nie odwoływała się do kontynuacji filmu, bo wiadomo, że takie rzeczy powstają jedynie dla kasy, zwłaszcza jeśli scenariusz pisał ktoś inny.
Odpowiadając na pierwsze pytanie: myślę, że i jedno i drugie. Miłość nie jedno ma imię, wytarty slogan, ale prawdziwy. Myślę, że to ona go kochała, kochała do tego stopnia, że całkowicie mu się poddała. Nie przesadzajmy, że gra, którą prowadził John to jakaś ekstremalna perwersja. Może wyłączając to spotkanie hotelowe z prostytutką i jego prośbę, żeby chodziła na czworaka. Aczkolwiek z pewnością są pary, które takie zabawy uskuteczniają i są szczęśliwi ze sobą - co kto woli. Warto zwrócić uwagę nie na tę czysto fizyczną sferę. Kluczem jest gra emocjonalna, wdzieranie się coraz głębiej w czyjąś świadomość i pozbawianie drugiej osoby ograniczeń. Nauczył ją innej sfery kobiecości, pozbawiając przy tym tej, którą dobrze znała. Nie pozwolił się sobą zaopiekować, stał się panem - ale tylko pozornie - co widać na końcu.
Nie pobiegł za nią, bez emocji powiedział "kocham cię". To może wskazywać na to, że faktycznie jej nie kochał. Ja przychylę się do opinii, że po prostu nie miał tego w planach, chciał wspólnie z Elizabeth prowadzić grę, która sprawdzała do czego się oboje posuną. On: jak wiele od niej zażąda, ona: na jak wiele mu pozwoli. Ale gra prowadziła donikąd. A to dlatego, że dopiero, gdy ona wyszła, on zdał sobie sprawę z tego, co stracił i co do niej czuł. Z jednej strony zakończyła się ta toksyczna gra, stracił swoją zabawkę, z drugiej właśnie odeszła od niego kobieta i zorientował się, kim dla niego była. Nie wiadomo, czy ją kochał, odliczał do 50, jakby nadal był "panem" i wciąż prowadził grę, ale jednocześnie w jego oczach widać, że razem z jej odejściem stracił wszystko, co miał. Ale czy to miłość?
Każdy wyobraża sobie miłość w podobny sposób. Połączenie sfery miłości fizycznej z codziennością, robieniem zakupów i zmywaniem naczyń. Ale każda miłość, nie ma jednej definicji. Pytanie, czy każda miłość jest dobra? Bo myślę, że to zakończenie było jedynym właściwym i im obojgu nie mogło się udać. Nie po tym, co wspólnie przeszli.
Na swój sposób który tylko jemu samemu był znany,kochał Ją.
Znacząca jest też scena w której Elizabeth ,obserwuje dzieci na huśtawce.W tym momencie zdała sobie sprawę ,że z tym mężczyznom ,nie będzie mogła się ustatkować ,być matką.
Bezdyskusyjnie, kochał ją... i nie na "swój sposób". Ten film niesamowicie przedstawia miłość pełną pasji gdzie by sprawić przyjemność drugiej osobie godzimy się na przekroczenie własnych granic.
Jak dla mnie to jedyna rola Kim B.
W mojej ocenie to nie był film o miłości tylko o pożądaniu, o tym jak łatwo rozbudzić w drugim człowieku pożądanie, namiętność, pragnienie oraz o tym, że jeśli trafi się na podatny grunt a takim była bohaterka tego filmu (nie bez kozery młoda rozwódka, w dodatku osoba wrażliwa i kierunkowo artystycznie wykształcona co też nie jest bez znaczenia) to może to prowadzić do niczego dobrego, do toksycznego uzależnienia. Nasza bohaterka to przerwała w końcowej scenie. W związku z tym, że nie jest to film o miłości nie można na poważnie rozpatrywać kto kogo kochał. Według mnie ani on nie kochał jej ani ona jego. Oboje byli okaleczeni i nie umieli zdefiniować miłości jako miłości w jej istocie. To co ich łączyło na bank miłością nie było (w tym znaczeniu słownikowym). Nie twórzmy nowych znaczeń. Co więcej on chyba był poważnie zaburzony, nie wiem jak to określić ale miał jakiś problem w tworzeniu ogólnie rozumianego związku między kobietą a mężczyzną opartego właśnie na uczuciu wzajemnej miłości, nie wiem może to wyniósł z domu rodzinnego a może to jakaś trauma z poprzedniego związku (ona znalazła w szafie przecież jego zdjęcie z jakąś inna kobietą w bliskim uścisku). Ten jego dom taki zimny, bez uczuć, jedna szklanka, zimne przedmioty, chłodny wystrój. Kiedy oglądałam ten film jako nastolatka utożsamiałam ten obraz jako miłość między dwojgiem zakochanych ludzi ale kiedy poznałam miłość, coś tam przeżyłam to jestem na bank pewna, że ten obraz to nie obraz o miłości tylko o świadomie rozbudzanym pożądaniu w drugim człowieku. Jest to studium rozbudzania pożądania i tego co ono z nami potrafi zrobić. A nasza bohaterka pod jego wpływem robiła rzeczy, które doprowadzały ją do szaleństwa, rozpaczy. Mówić o miłości, że się kogoś kocha nie zawsze oznacza, że się kocha w istocie. Słowa to tylko słowa. Odpowiadając na pytanie postawione przez autora wątku myślę, że ani jej nie kochał, bo kochać na ten czas w jakim się znalazł w swoim życiu nie potrafił. Ani do końca nie chodziło o kontrolę. On jakiś letni był, we wszystkim co robił choć na pewno był skuteczny w uwodzeniu.