Magia, magia, psia mać, magia. Alchemia erotyzmu. Kolejny film Lyne'a, na który reaguję co najmniej entuzjastycznie. Czuję się kinowo uwiedziona. A ileż w tej filmowej uczcie źródeł inspiracji;)
Film do ostatniej chwili kusi widza, zniewala. A w tych miłosnych spazmach jest metoda - mamy tu niepozbawioną głębi opowieść o tęsknocie za prawdziwą miłością. Tak właśnie to widzę, choć blask bijący z młodego Rourke'a trochę mnie oślepia.