Zdecydowanie bardzo dobry film, ale chyba wymaga troszkę cierpliwości. Szczególnie pierwsza część może się dłużyć. Mnie osobiście irytowały czasem dość infantylne zachowania Elisabeth (to bieganie z balonami itd.), ale to chyba rzecz gustu. Ogółem nie oceniam jednak gry Kim Basinger negatywnie. Stworzyła dość ciekawą postać - kobieta, która sama za bardzo nie wie, czego chce, chyba dość nieśmiała, ale pragnąca spróbować czegoś nowego. Ponadto przez cały film wydawała mi się nawet niewinna. Zagrała to wszystko fajnie spojrzeniami i gestami. Co do postaci Johna to jest to postać równie ciekawa. Taki facet, który nie chciał stać się jednym z wielu zapracowanych nieszczęśliwców, którzy wracają do smutnego domu. Sądzę, że dlatego stworzył sobie ten drugi świat przez bliskość z Elisabeth. A czy wprowadził ją w coś niebezpiecznego i wyrachowanego? Moim zdaniem nie. On po prostu obudził jej kobiecość i dał upust swojej męskości :) Choć w jednej z ostatnich scen, a mianowicie w tej, gdzie zaprasza prostytutkę do hotelu, każe jej dotykać Elisabeth, a później zmusza Lizzy do patrzenia na pieszczoty z tą drugą kobietą, przesadził. Choć, żeby utrzymać pozytywny jego obraz, staram się myśleć, że nawet, gdyby Elisabeth nie zareagowała, i tak nie posunąłby się dalej niż to tych pieszczot.
Zakończenie było dobre, a nawet słuszne w tym filmie i sprawiające, że widz zaczyna się ciągle zastanawiać, czy między nimi była miłość czy nie. Ja osobiście odniosłam wrażenie, że John rzeczywiście kochał Elisabeth, ale mam wątpliwości, czy ona jego też...
No to skończyłam te moje refleksje... :)