Sabbatai Alfandari rozważa sprzedaż ziemi. „Ziemia nie jest po to, by ją sprzedawać” – mówi mu przyjaciel. Ale komu miałby zostawić ziemię, mając 8 córek? Ani
jednego syna? Ba! Nawet na horyzoncie syna nie ma. A córki? Córki jak to córki – chłopcy i tampony, kłopoty w szkole i niepoprawne zachowanie w domu.
Biedny tata.
No ale, jakie jest prawdopodobieństwo narodzin 9 syna? Niewielkie – myśli sobie Sabbatai. No i są jeszcze obrzędy – księżyc, czosnek, zimna woda…
Film Moshé Mizrahi to zdecydowanie komediodramat. Może nawet bardziej komedia niż dramat. W kilku scenach naprawdę dobrze się uśmiałem. A tak po za ty?
Smutno to mi nie było, ale fakt faktem – problem Sabbatai’a jestem chyba w stanie zrozumieć. Obym go nie poznał na własnej skórze.
Realizacyjnie film jest raczę surowy i nie zachwyca, bo nie ma czym. Ale to nie szkodzi, wszystko gra jak należy, o prostu nic nie błyszczy. No, może miejscami
sam Sabbatai.
Oglądało się to fajnie, nie nudziłem się, uśmiechałem się i z zaciekawieniem wyczekiwałem końca tej historii.
Warto zobaczyć, choćby jako ciekawostkę z Izraela.