Jak informują nas twórcy na samym początku, mamy do czynienia z "dokumentem", badającym nowojorską subkulturę hipisowską, a w szczególności - jej zamiłowanie do przygód z psychodelikami. Jest to, oczywiście, jawna bzdura, gdyż zaraz po tym zapewnieniu następuje ciąg scenek z udziałem drętwego aktorstwa, co jakiś czas przetykanych pretensjonalną narracją z offu.
"Acid - delirio dei sensi" próbuje podpinać się pod panującą w ówczesnym czasie modę na filmy spod znaku "mondo", ale prawda jest taka, że to eksploatacja w czystym wydaniu, w dodatku niezwykle nieudolna. Ciężko na dobrą sprawę stwierdzić również, o czym obraz Scotese'go ma być: teoretycznie, motywem przewodnim jest LSD i "poważne zagrożenie", związane z tym narkotykiem, ale tak naprawdę skacze się tutaj z tematu na temat, w efekcie czego, nic w tym włoskim dziwadle się nie klei. Niby mamy jakąś główną bohaterkę (niejaka Paola, która z "kwasem" eksperymentuje), ale co chwila jej postać zastępowana jest przez inne, których obecność na ekranie wydaje się być kompletnie nieuzasadniona. Obok przestrogi przed psychodelikami mamy więc wrabianie jakiegoś Murzyna w zabójstwo, najwyraźniej z pobudek rasowych (coś w ten deseń, ale w szczegóły lepiej nie wnikać), całkowicie zbyteczny wątek romansowy i kompletnie nie powiązane z główną tematyką głupoty o mafii. W trakcie seansu łatwo odnieść wrażenie, że twórcy sami nie mieli bladego pojęcia, o co im chodzi - najwyraźniej po prostu liczyli, że mało wymagająca publiczność łyknie ten stek idiotyzmów tylko ze względu na sensacyjną problematykę.
Pewną pociechą na tle ogólnej miernoty "Acid..." są sekwencje ukazujące narkotyczne prywatki i "odloty" bohaterów - jakiś tam klimat czasów udało się oddać. Nawet to jednak by nie pomogło temu bezwstydnemu gniotowi, paradoksalnie ratuje go bowiem jego... nieudolność. Film jest tak durny, że aż śmieszny, a wygłaszane z pełną powagą "mądrości" narratora działają ze zdwojoną mocą przez sam fakt, że udziela się ich w języku włoskim - magnifico, signore Scotese!
Owszem, plakat jest odjechany, mógłbym mieć coś takiego na całą ścianę. Zresztą to właśnie ze względu na niego zwróciłem uwagę na tę pozycję przed laty i uparcie jej szukałem, ale dopiero niedawno natrafiłem na kopię z angielskimi napisami. Cóż, kolejny film na który człek się "napali", a potem spotyka go zawód...