Rasistowska, płytka komedia, z naprawde słabym scenariuszem. Co my tu mamy? Dwóch czarnoskórych między którymi "jest chemia" (choć, niestety jej nie ma) otoczonych mnóstwem białych idiotów. W tym filmie każdy biały jest albo zły, albo głupi, ale tych głupich jest na pęczki. Niestety "wisienką na torcie" jest Melissa McCarthy z jej zezem. Scena typowa dla niej.
Moze coś przegapiłem i była jakaś pozytywna biała postać. Musiałbym obejrzec drugi raz, ale ja nie chcę tego oglądać drugi raz, bo dowcip w tym słabym filmie oparty jest nie na śmiesznych sytuacjach, a na poczuciu żenady, poniżaniu kogoś. Typowe w amerykańskich komediach.
Ogólnie, pukam się w czoło patrząc na tę czarnoskórą kulturę "revenge" w obecnym kinie i nie tylko. Na te ciągłe lamenty czarnoskórych o tym jak to im źle i jak to im się należy. Bo w USA jest prawdziwie zaniedbana grupa etniczna, którą nikt się nie interesuje - chodzi mi o Indian, rdzennych Amerykanów.
Na tle tego, co przeszli Indianie, słowo "Afroamerykanin" i to co obecnie wyrabiają czarni, jest pluciem rdzennym AMERYKANOM w twarz. A o Indian nikt nie dba, nikt nie głosuje nad ustawami, mającymi zwiększyć im szanse na dostęp do edukacji i dotacji na rozwój biznesu. Roszczeniowi czarni i latynosi sobie takie przywileje wykrzyczeli. Biden obiecał, że czarni dostaną dodatkowe przywileje dla "zrównania szans". Ale o Indian ani Biden ani jego wyborcy już dbać nie zamierzają. A Niemcy nie klękają na meczach.
Taki ten świat.