Takie kilka lat starsze "Kids", no i o WIELE bogatsze...
Historia sama w sobie jest świetna, nie dziwię się, że się na nią połasił Bruce Willis i Sharon Stone. Justin jako egzotyczny rodzynek w tym wszystkim i totalny naturszczyk - wyszedł nad podziw dobrze. Może Hamleta by nie zagrał, ale w roli zdeprawowanego smarka żyjącego za miliony tatusia w centrum L.A. wypadł nad wyraz przekonująco.

Ale całość jest zbyt gładka, wymuskana i w sumie... GRZECZNA. Brak w tym autentyzmu, brudu, który był właśnie w "Kids". Bez tego wszystko wygląda jak przydługi teledysk o młodych, bogatych pimpach zajmujących się wieczną balangą i ćpaniem. Just another teen movie! tyle że pozujący na gangsta-kino moralnego niepokoju rodem z Hollywood. Przez to ten moralny niepokój jest jak w reklamie napoju gazowanego, autentyczna historia została pokolorowana i zbanalizowana jak do potrzeb teledysku Eminema. A właściwie jest przykrywką dla nie dającej się ukryć fascynacji reżysera trybem życia i totalnym hedonizmem młodych-KURESKO-BOGATYCH-gniewnych.

Dlatego daję 1/10, że nie ma w całym filmie nawet grama pomyślunku nad tym jaki jest przekaz tego filmu. Historia Zacka aż się prosi o to, żeby przedstawić ją w sposób dający do myślenia szarżującym gnojkom, ale nie. Jest kolejny pean na ich cześć i perwersyjna fascynacja nimi, kolejny teledysk z twardymi gangsta i ich porno-sukami. Fajnie sobie żyją, och jak fajnie. Ostatnie kilka minut opowiadajacych prawdziwe zakończenie historii jest tu jedynym elementem, a przez to cholernie zaskakującym, czym ten film właściwie miał z założenia być. Nie kolorowym "bawmy się, ćpajmy, rżnijmy suki!" jako hymn MTV i amerykańskiej kultury nastolatków wzorujących się na klipach Snoop Dogga i 50 Centa, tylko moralitetem(!). To tak jak reklamować papierosy - hiperatrakcyjny macho zaciąga się fajką, a na koniec - "palenie powoduje impotencję". Sprzeczny przekaz.

Straszna kaszanka.