Kupcie oryginalną. Jest więcej i niektóre nowe materiały ciekawe, ale film się rozłazi. W oryginalnej wersji film ma tempo. Widz nie nudzi się ani przez chwilę. W wersji rozszerzonej montaż jest OKROPNY. Momentami nie da się oglądać. Jak ktoś jest pasjonatem filmu to raz można zobaczyć, ale potem trzeba szybko wrócić do oryginału. Nie rozumiem wydawcy po co przemontowali to w tak fatalny sposób.
Zgadzam się z Tobą w pełni.
Ale najgorsze jest to, że nigdzie nie mogę znaleźć dvd z wersją oryginalną. Wiesz coś na ten temat?
Szczerze mówiąc to ostatni raz Amadeusza w mormalnym wydaniu widziałem chyba w Media Markt. Ja swoją wersję mam z serii Gazety Wyborczej sprzed paru lat. Ta wersja też była potem do kupienia w Media Markt.
Żeby oddać honor, muszę na obronę tego wydania filmu dodać, że na drugiej płytce jest dobry dokument w tworzeniu filmu.
Jest, jest. To Ci tylko dodam, że w środku nie ma sporego kawałka w wersji pełnej i są niektóre rozmowy po ścinane, co powoduje, że fabuła nie traci, a film jest wtedy genialnie dynamiczny. W tej wersji stracił trochę tempa, choć nie stracił oczywiście tego świetnego aktorstwa i ciekawego konfliktu. Polecam Ci gorąco wersję oryginalną.
Wczoraj dowiedziałam się o istnieniu wersji reżyserskiej, obejrzałam i niestety muszę się z Tobą zgodzić. Uwielbiam "Amadeusza" i uważam, że to wielkie szczęście, że te dodatkowe sceny nie weszły do "normalnej" wersji i że jest ona taka, jaka jest. : )
Na przykładzie tej przeróbki widać, jak wiele zależy od ignorowanego zwykle montażysty.
Z tego co pamiętam w krótszej wersji nie ma fragmentu, w którym Konstancja przychodzi do Salierego w "oczywistych celach". Może to nie jedyna różnica, ale dawno nie oglądałam tamtej wersji, a to od razu zauważyłam i najbardziej mi tego brakowało. Dzięki temu końcowa scena była bardziej wyrazista.
Poza tym wydawało mi się, że znacznie mniej tam Salierego, a to dzięki niemu ten film był tak genialny.
Jakie są jeszcze różnice, które sceny zostały wycięte?
http://www.kmf.org.pl/dir_cut/amadeus.html Scena Konstancja-Salieri jest bardziej dosadna, to na pewno. W pamięci utkwiły mi sceny jak idzie uczyć jakąś Pannę gry na fortepianie i wychodzi z tej próby mocno zadrażniony i dłuższa scena po operze rozgrywającej się w seraju, gdzie bardziej jest wygrany motyw przelotnego związku Mozarta z tą śpiewaczką. Niektóre motywy pokazują więcej, ale film dzięki temu traci tempo. Warto obejrzeć jako ciekawostkę jak się lubi ten wyśmienity film, ale lepiej obejrzeć to co było w kinach. To jest IMHO forma doskonała.
Zgadza się. Abraham jako Salieri wypadł genialnie. Rola zapada w pamięć. Szkoda tylko, że teraz gra głównie w drugorzędnych produkcjach.
Druga wyśmienita rola, choć krótszam to Imię Róży. Faktycznie szkoda, że trochę zniknął.
Właśnie problem w tym, że nie zniknął tylko grywa w bardzo słabych, niskobudżetowych (wyłączając tą szykowaną o Wiedniu) produkcjach. Nie wiem, czy to nie gorsze nawet od tego gdyby zniknął. Bo wówczas pamiętalibyśmy go przede wszystkim ze "starych", niezłych ról a tak to jest lekki niesmak i zdziwienie. Trochę jak z Rutgerem Hauerem...
Dla mnie to trochę jak zniknął, bo na szczęście do takich popłuczyn przemysłu filmowego na szczęście najczęściej nie docieram. Ale fakt jest faktem, że takich aktorów, którzy zagrali to "wysokie C" w aktorstwie, a potem zeszli z powrotem pomiędzy śmiertelników szkoda. Żal tego niewykorzystanego potencjału.
Zgadzam się, że wersja reżyserska dłuży się niesamowicie. Problem w tym, że właśnie takową oglądałem i dlatego wystawiłem temu filmowi ocenę 7/10. Prawdopodobnie gdybym zobaczył wersję oryginalną to możliwe, że moja ocena była wyższa.
niestety nigdzie nie mogę dopaść wersji kinowej:((
za reżyserską miałam ochotę Formana udusić. Uwielbiam ten film, a ideału poprawić się nie da więc po co....,
Gdzie mogę znaleźć film w wersji oryginalnej? Allegro, empiki przeszukane. Pozostaje mi ściąganie? Wie ktoś skąd w dobrej jakości? Zamierzam w najbliższej przyszłości przeżyć muzyczno-wizualny orgazm z tym filmem.
Jeśli chodzi o oryginał DVD, to jak znam nasz rynek wydawniczy to wydadzą za parę lat jak im zejdzie nakład tej "reżyserskiej" katastrofy. A na teraz to widzę, że pojawia się na allegro w umiarkowanej cenie wersja, którą kiedyś wydała wyborcza. Tylko trzeba uważać bo większość to ta badziewna wersja.
Oglądałam wersję reżyserską i nie nudziłam się ani przez chwilę. Jak na film, który trwa prawie 3h, to byłam w szoku, że ten czas tak szybko minął. Jednak film jest tak GENIALNY, że będę z pewnością do niego wracać i jeśli gdzieś tylko znajdę wersję kinową to chętnie zobaczę żeby porównać. Nie przepadam za filmami kostiumowymi, ale to jest po prostu arcydzieło. Na prawdę może być jeszcze lepiej? ;)
Może być lepiej, uwierz mi.
Z kina wyszłam ze ściśniętym gardłem, a tak się złożyło, że akurat w tym samym czasie śpiewałam w chórze i byłam "na świeżo" po Requiem Mozarta! Stwierdziliśmy wtedy, że dopiero TERAZ, po zobaczeniu filmu, wiedzielibyśmy dokładnie co za arcydzieło śpiewamy i wiedzielibyśmy JAK je śpiewać.
W wersji reżyserskiej są sceny wg mnie zbędne. Niepotrzebnie jest np. rozciągnięta scena po premierze "Uprowadzenia z seraju" - mam na myśli całą scenę w garderobie, gdy solistka mówi Mozartowi, aby przedstawił jej swoją narzeczoną. W oryginale nie było tej sceny w ogóle, tylko artystka, orientując się, że Mozart ma narzeczoną, strzela go na odlew bukietem kwiatów i wychodzi. I potem jest już komentarz Salieriego, że w tym momencie zorientował się, że Mozart uwiódł jego artystkę. Bo ten właśnie moment, ta pierwsza wściekła reakcja zdradzonej kochanki jest bardziej wymowna niż późniejsze tiu tiu w garderobie.
Inna, całkiem zbędna scena, to "lekcja", którą Mozart ma dać pannie z dobrego domu, a daje tak naprawdę psu. Dla mnie to było żenujące. Podobnie jak korespondująca z tym inna scena, gdy Mozart przychodzi żebrać o pożyczkę.
Dodatkowo montażysta nie zwrócił uwagi na istotny szczegół - Mozart proszący o pożyczkę jest szatynem i ma gładkie włosy, dość długie. W następnej scenie już ma krótkie, rozwichrzone i blond.
Nie umiem się odnieść do jednej sceny - gdy Konstancja przychodzi do Salieriego "w wiadomym celu". W wersji kinowej tego nie ma i nie potrafię zdecydować, czy jej dodanie było potrzebne czy tez raczej nie.
akurat scena z Konstancją jest OK, w sensie nie że pokazała to i owo ale jest fantastycznie zagrana przez obojga aktorów.
Fakt, zagrana jest genialnie i cholernie prawdopodobna psychologicznie. Zapłakana Konstancja, (która gotowa była dla ukochanego męża oddać się wrogowi) wtula się Mozartowi w ramiona, mówiąc, że go kocha - normalnie mistrzostwo.
Moje wątpliwości dotyczą wyłącznie tego, czy było potrzebne pokazanie tego potwornego dylematu, jaki miała Konstancja. Głębia jej uczuć do Mozarta i tak jest ogromna, cynizm i nienawiść Salierego też rzuca się w oczy bez tej sceny.
No chyba że uznamy, iż scena była właśnie po to, by pokazać umiejętności aktorskie ;)
film przypomniałem sobie po ponad chyba 15 latach ale nie zauważyłem, że oglądam 3h wersję reżyserską :) i jakoś mi tak zleciał ten film szybko. Nie nudziłem się bo oglądałem go jakby pierwszy raz. Tym razem doceniłem grę aktorską i inne argumenty. Kiedyś oglądałem z ojcem jeszcze bo on fan muzyki poważnej i Mozarta. Dopiero po jakimś czasie człowiek dojrzewa i docenia inne walory filmu. Moja najlepsza scena to jak Mozart zaczyna grać utwór Salieriego na pianinie przed cesarzem i jak improwizując zaczyna dodawać swoje nuty. Genialnie zagrane przez obu aktorów i na końcu ten śmiech hahaha, który z resztą przypomina mi mojego kumpla.
Zgodzę, że akurat ta scena z żoną u Salieriego jest nienajgorsza. Trochę zmienia jakby obraz postaci, ale też pogłębia. Ciekawie byłoby zobaczyć ten film z tylko tą sceną dodaną, by zobaczyć jak to wpłynie na tempo. Sceny ze lekcjami i pożyczką są jak dla mnie nie tylko zbędne jak i w niewłaściwym momencie zwalniają film, gdy tempo akcji zaczęło już rosnąć.