w końcu na poziomie odbioru wizualnego trudno pozbyć się niesmaku, czasem nawet szoku. kino rzadko pokazuje tak śmiało zbliżenia ludzkich genitaliów, nie wspomnę o malowaniu szminką kobiecej waginy czy smakowaniu miesiączkowej krwi. Breillat chce wstrząsnąc, chce pobudzić do myślenia. to film intelektualny w gruncie rzeczy, ale operujący językiem kontrowersji, wulgarności, czystej bo pozbawionej uczuć cielesności. Ale taka jest cena za podjęcie próby zbadania ludzkiej seksualności, która więcej ma wspólnego z psychiką niż ciałem... Zdjęcia piękne. Zmysłowa i rozkwitająca z nocy na noc kobieta (Amira Casar) przykuwa uwagę. Jej zmysłowo ułożone ciało emanuje pięknem, zachętą, ma coś z sacrum. Mimo, iż cała reszta to już anatomia piekła. Piekła, które jak się zdaje mówić Breillat musi przechodzić kobieta... MUSI - jakby "kobiecość" była niczym wyrok skazujący.