Kidman i Cage, ach, jakie wrażenie robiłaby ta obsada jeszcze 10 lat temu, na początku pierwszej dekady XXI wieku. Na początku drugiej gwiazda obojga bardzo już wyblakła i zarówna Kidman jak i, czy może raczej przede wszystkim, Cage rozmieniają się na drobne w filmach słabych i słabiutkich. 'Tresspass' również wyjątkiem nie jest, choć patrząc pod kątem ostatnich produkcji, w których Nicolas wziął udział nie jest źle. Początek zapowiada coś okropnie, do bólu sztampowego i wtórnego, potem jednak jest ciekawiej, w końcu nieczęsto spotyka się kino sensacyjne łączone z dramatem w ten sposób, przedstawiające terapię rodziny (a nawet dwóch). Rzecz jasna parę wystrzałów i kilka scen okładania się jest, ale raczej jako przystawka. Sam Cage już przyzwyczaił do jednej miny, Kidman na kolana również nie powali, ale czek zainkasowała zasłużenie. Ogółem sam film całkiem znośny a pomysł dość świeży, do strawienia. Tylko znowu tłumacze nawalili i dali tytuł totalnie z kosmosu, nijak nie przystający do filmu.
Zgadzam się! Całkiem trafny komentarz! Zarówno Cage'a jak i Kidman bardzo cenię za ich dawne role, ale fakt, że teraz idą na komerchę i węszą kasę, gdzie się da, a nie prestiż. Szczególnie Coppola nie stosuje chyba już żadnej selekcji przy doborze nowych ról... A szkoda, bo jak dla mnie, wciąż ma wielki potencjał, ale skoro woli grać Ghost Rider'ów... Cóż, jego wybór...
A Kidman zawsze będzie dla mnie doskonałą Adą ze "Wzgórz nadziei", dlatego póki co, jestem w stanie jej wybaczyć to, co teraz wyprawia ze swoją karierą...