ale nie było. Mocno się rozczarowałam tym obrazem, szczególnie po tak pozytywnych komentarzach.
Nastawiona byłam na to, co lubię najbardziej, na historie z postaciami mocno psychologicznie pokręconymi. I były takie, ale tylko w zarysie.
Reżyser po aspekcie psychologicznym tylko się prześlizgnął, skupiając się na powierzchowności głównych bohaterów. Skupił się na „anielskiej” twarzyczce Carlita. Co rusz serwując na m ujęcia, jak Carlito wydyma usteczka, robi minki niczym kot ze Shreka, wdzięczy się lusterka, układa loki, i jak pięknie siusia na siedząco. Scena siusiania, wręcz niezbędna, by wydobyć cała głębie psychologiczną. A może reżyser chciał pokazać, że została ona wysiusiana? ;)
Pokazanie urody Carlita i Ramona zajęło z 1/3 filmu. Nic dziwnego, że na wiele więcej miejsca nie zostało. Ach, sorry, była jeszcze moszna tatusia Ramona, przecież po cos pokazana ;) Myślę, że to ona zaindukowała te wszystkie zbrodnie, których później dopuścił się Carlito ;)
Tak jak napisałam na początku, film mnie mocno rozczarował. Nie wzbudził we mnie żadnych emocji, a przecież tak mocna , bulwersująca, z założenia, historia powinna. Miałki, nijaki, ani kryminał, ani dramat.
In plus piękne statyczne zdjęcia, nasycone kolory jak w CSI Miami, i muzyka.
Ps. przy scenach wdzięczenia się do lusterka Carlita w głowie miałam słowa piosenki …:
„To ja, Calrito się nazywam
przepraszam i dziękuję - ja tych słów nie używam
jestem piękny i uroczy - popatrzcie w moje oczy
jestem przecież najpiękniejszy, a na pewno najskromniejszy”
;)