widziałem na przedpremierze w toruńskim CSW i rozczarował mnie mocno. Jedynymi mocnymi stronami filmu były statyczne, "obrazkowe" ujęcia oraz klasyczna muzyka wraz z Moondogiem na czele. To połączone z klimatem Argentyny mogło dać niezłą mieszankę kina akcji, psychologicznych dociekań o psychice mordercy, cokolwiek. Film jednak został zrealizowany na kanwę miłosnej ballady homoseksualnej - i już pal licho, mogła to być to nawet cytrynoseksualna historia, jednak widoczne było zagranie na kontrowersji aż za mocno - główny bohater to zimny morderca z twarzą dziecka-lalki, uważającego się za jeszcze bardziej romantyczną i "zabójczą" wersję Bonnie... zdecydowanie szkoda czasu. Zero dociekań o psychologii gościa, który w rzeczywistości kropnął 11 ludzi, zgwałcił jedną osobę i porwał dwójkę ludzi, nie mając więcej, niż 21 lat. O ile mnie nie zamroczyło, film jest luźną adaptacją, o czym była informacja, jednak samo porównanie do prawdziwej postaci przy jednoczesnym (ponowne zamroczenie) pominięciu faktu gwałtu, dosypania kilograma zbędnego grania na tej romantycznej strunie dziwnej, sprawiającej, że odbiorca zaczyna usprawiedliwiać/przesadnie rozumieć bohatera... jest po prostu dziwne.
Moja opinia, oczywiście mogą się komuś podobać flaki z olejem.
Film nie był zły niby biograficzny ale ani na początku ani na końcu nic nie powiedzieli że jest on o Carlosie Eduardo Robledo Puchu. Dużo pokazywania homoseksualizmu czy on był "gejem"? ( podobał mu się ten stary). Film można obejrzeć nie nudzi ale nie jest jakiś wybitny.
Puch miał za złe reżyserowi, że przedstawił go widzom jako homoseksualistę. Mówił, że spał z wieloma kobietami i nie miał skłonności do facetów. Co prawda siedział w bloku dla gejów, ale chyba tylko z powodu wyglądu - wiadomo, jak więźniowie traktują ładnych chłopców. Przez to kara miałaby być dotkliwsza.
Właśnie wróciłam z kina. Przeciez ten film to jedna wielka ironia. Taka intelektualna zabawa wychodząca od życiorysu prawdziwego przestępcy. Ktos dobrze porównał do Tarantino.
sądzę, że raczej niewyczuwalna, a żarty, które miałyby zrobić tak, jak robi Tarantino, były oklepane
Mi się raczej skojarzył z rewelacyjnem "Domem, który zbudował Jack" von Triera. Jeśli nie widziałaś polecam!