„Antychryst” Larsa von Triera to według mnie bardzo ciekawe ukazanie świata w ujęciu gnostycznym. Zło/źródło wszelkiego ucisku człowieka, to natura, czyli wszystko to, co jest namacalne. Na drugim krańcu jest to co duchowe, dobre, dążące do wyzwolenia, co oczywiście pochodzi od Boga. Koncepcja ta pochodzi wczesnego średniowiecza i w dzisiejszych czasach jest bardzo popularna i rozpowszechniona. Dzięki temu obrazowi dowiadujemy się, że L. von Trier też jej hołduje. Co Wy o tym myślicie?
Raczej nie zgodziłabym się, że teoria ta jest popularna w czasach dzisiejszych. W średniowieczu takie rozumowanie było oczywiste- natura to wręcz synonim szatana, złych mocy, bo to ona kieruje ludzką biologią i popędami. Skłaniałabym się bardziej do tezy, że natura przedstawiona w filmie daje człowiekowi wolność, taką przez wielkie ,,W"- może być źródłem ukojenia ale też źródłem szaleństwa i zatracenia, tak jak w przypadku bohaterów