Daję punkt więcej za rewelacyjne zdjęcia i niezłą oprawę dźwiękową.. poza tym film bez fabuły, bez treści, nader powolny, erotyka zupełnie bezcelowa...
Poczytałem trochę komentarzy i nawet mimo, że skłonny jestem zrozumieć to "dzieło", to imho n a p r a w d ę z a m a ł o na wyższą notę...
Dafoe to świetny aktor, gdyby nie on i gdyby reżyser nie dał tak kontrowersyjnego tytułu to ten film niczym by nie błysnął w zalewie filmowej produkcji.
Jeżeli chcesz to obejrzyj, jeżeli się wahasz to też obejrzyj, jeżeli jednak nie masz takiego zamiaru to ja Cię nawet nie spróbuję przekonywać :)
2/10?Tylko tyle?Dla mnie dyszka bez mrugnięcia okiem w kierunku nazwiska reżysera.Sam temat rewelacyjnie ukazany; silnie emocjonalny ,partnerski związek ulegający powolnej dezintegracji po przeżytej traumie.Co może być boleśniejsze dla matki od śmierci dziecka i do tego w takich okolicznościach?.Co do erotyki;odgrywa ona tu kluczową rolę.Nie pamietam samej sekwencji wydarzeń,ale moment jednoczesnego aktu prokreacji i śmierci małej,ludzkiej istoty, to chyba daje niezłego kopniaka-przynajmniej dla mnie. Erotyka w tym obrazie to nie zwyczajne porno,którym reżyser chce ratować brak pomysłu na fabułę,ale dokładnie przemyślana konstrukcja zdarzeń oparta na znajomości ludzkich zachowań w obliczu, lub też po przeżytych wstrząsach na tle psychicznym.
Nie no dyszka to naprawdę totalne przegięcie, ale ok, to Twoje zdanie.
Ja w tym związku nie widzę niczego tego o czym piszesz: emocjonalny? gdzie? w uprawianiu seksu, czy płaczu? naprawdę nie widziałeś chyba jeszcze prawdziwych emocji w związku. Ta para była bardzo przeciętna, do pewnego momentu generalnie można powiedzieć statystyczna. Związek przeżył traumę tak i na bazie tej traumy wyrosła schizofrenia kobiety (zdarza się) i niemoc faceta (zdarza się - choć zwykle inaczej reagujemy na zadawanie bólu), naciągane to wszystko, na dodatek to jest cała fabuła filmu :(
Scena spółkowania i śmierci dziecka nie buduje w ogóle wizerunku traumatycznej tragedii matki, która notabene, w trakcie orgazmu widzi dziecko w oknie, i nic nie robi... no cóż można i tak :( Nie dziwi wtedy tak naprawdę późniejszy upadek psychiczny matki, która tak naprawdę od samego początku nie była emocjonalnie zrównoważona... zauważ temat butów malucha.
Gdyby nie naprawdę dobre ujęcia to nie dotrwałbym do końca... a zdarza mi się to naprawdę bardzo rzadko.
[uwaga s p o j l e r] Wracając jeszcze na chwilę do seksu, jak dla mnie pokazywanie penisa wpychanego do pochwy, ejakulacji krwią i obcinania łechtaczki wcale nie oddaje tego o czym piszesz, to wszystko można pokazać bez populistycznego szokowania widza. Reżyser dokładnie wiedział, że bez czegoś "wyraźnego" do kin pójdzie bardzo niewiele osób. Film sam się za cholerę nie zareklamuje... niestety
A ja się raczej zgadzam z italodrone. Na samym początku chciałbym się przyznać, że nie obejrzałem go do końca (obejrzałem około 3/4). Tak jak zazwyczaj powstrzymuje się od oceny filmu w takiej sytuacji tak w tym przypadku pozwolę sobie wyrazić swą krytyczną opinię w domyśle przyjmując możliwość, że dalsza część filmu mogłaby odmienić mą opinię. Sam z siebie wystawiłem 1/10 bo poczułem się urażony bezsensownością ukazania brutalnych scen i zrobienia z tego filmu porno. Uznaję dobrą grę aktorską Dafoe i ciekawe zdjęcia jednak przeważa wielki zawód jakim dla mnie był ten film. Do tej pory ceniłem Larsa choćby za Idiotów. Tam byłem w stanie przełknąć dosłowność ukazania grupowego seksu bo film miał w sobie coś magicznego i szokującego (w pozytywnym sensie). W przypadku antychrysta mogę spokojnie powiedzieć, że w mej krótkiej ze względu na wiek, karierze widza po raz pierwszy poczułem się obrażony i zbulwersowany. Pewnie można argumentować, że taki był zamysł Larsa - tj. szokować i bulwersować jako metoda przekazania czegoś. Problem jest tylko taki, że nie wiem czym to "coś" mogło by być. Przy słabej fabule i kiczowatości pewnych scen (np. prolog czy zjadający sam siebie gadający lisek) nie widzę zbyt wiele możliwości by film mówił o czymś ważnym czy też miał jakiś hipnotyzujący klimat a taki w moim odbiorze cel miał reżyser. Bulwersowanie jako sztuka dla sztuki jest moim zdaniem pomyłką - nie po to oglądam film by się niepotrzebnie wkurzać. Jeśli jednak dalsza część filmu którą sobie odpuściłem coś zmienia to mogę przynajmniej w uzasadniony sposób wyrazić jedno - Trier moim zdaniem przesadził przez co ja jako widz zainteresowany (nie bezkrytycznie) jego twórczością odbiłem się od tego dzieła. Słyszałem również, że jest to film metaforyczny i głęboki. Może jestem za głupi ale nie zrozumiałem ani nawet nie dostrzegłem niestety żadnej metafory.