Cóż można rzec. Po drugim podejściu obejrzałem owego pozlepianego z chaotycznych myśli Potwora Frankensteina XXI w. prawie do końca. Prawie. Film jest niewyobrażalnie nudny. To blaga, w której nie potrafię się odnaleźć, bo - jak sądziłem pierwotnie - mam za niską inteligencję emocjonalną.
Jednak po rozmowie z dwojgiem znajomych, którzy uprzedzili moje uwagi, stwierdzając to samo, doszedłem do wniosku, że po prostu jest to słaby, sztuczny, fałszywy film. Nie wiem, kogo reżyser zna w prasie czy w środowisku filmowców-blagierów, ale dla mnie jest istną zagadką, jak w inny sposób ten obraz mógłby się obronić przed widzem. Mówię to z pewnym bólem, ale dałem się nabrać wykreowanej otoczce wielkiego kina. Jednym słowem - gniot.
Nie przeszkadzają mi naturalistyczne i obleśne sceny, doceniam dobre prowadzenie kamery i właściwie dobraną muzykę, a nadto gra Defoe jest plusem (zadufany psycholog pozbawiony empatii), ale to za mało. Marność nad marnościami, wszystko marność