Historia zapowiadała się bardzo ciekawie. Para, która wyrusza w las do swojej chatki w górach. Do miejsca, które nazywają 'Eden' i tam mają zamiar naprawić swoje złamane więzi. Spotkają się jednak nie tyle z koszmarem wewnętrznego rozdarcia człowieka lecz także z naturą, która nie zawsze okazuje się łaskawa.
Oglądając go szczerze miałem nadzieję, że przytrafi mi się coś z pokroju "The Ring" czy też "Egzorcysty". Wierzyłem, że reżyser napełni mnie grozą aż po sam czubek głowy. Chciałem się zapaść w kąty mojego fotela i wyobrazić sobie, że jest on jedynym bezpiecznym schronieniem. Jednak już na początku poczułem, że czeka mnie coś niecodziennego. To przyszło przez zaskoczenie. Wyryły mi się w pamięć obrazy, które nie sposób zatrzeć. Takim obrazem była min. scena erotyczna przy akompaniamencie orkiestry symfonicznej, czy też ukazanie śmierci dziecka w tak powabny sposób. Już wtedy wiedziałem, że czeka na mnie niespotykane widowisko. Reżyser bardzo sugestywnie chciał przekazać swój koncept, co wielkim stopniu mu się udało. Lecz nie udało mu się mnie przestraszyć, na co szczerze liczyłem oglądając już któryś z kolei slasher.
Film bez przygotowania jest trudny w odbiorze. Sceny gdzie wielmożną ciszę przerywają jedynie dialogi, można uznać za wszędobylską nudę. Jednak wg. reżysera mają one podbudowywać klimat grozy. Wgłębiamy się w umysł kobiety. Mroczny jak samo jądro Kongo. Zaczynamy rozumieć jak funkcjonuje umysł osoby chorej. Jest to udany zabieg jednak czy na tym horror polega, że suspens trwa nad wyraz za długo? Horror brnie dalej, wciąga widza jak tornado. Zaczynają pojawiać się nowe zdarzenia, zwierzęta, symbole. Reżysera można pochwalić za oryginalność i konsekwencję. Jednak jak długo można się upierać przy stanowisku, że szala musi być przechylona na tę właśnie korzyść? Widz zaczyna się zastanawiać czy, aby na pewno ktoś nie obraża jego inteligencji. Spogląda kolejny raz na zegarek i sobie myśli, że mógłby teraz gzić się ze swoją dziewczyną.
Ja uznałem film za udany eksperyment. Reżyser rzeczywiście inspirował się ideą japońskiego horroru. Można tutaj znaleźć wiele nawiązań czy to do zdjęć czy też do sposobu w jaki ukazał tempo "akcji". Obrazy borykającej się pary okraszone są obrazami otaczającej ich natury. Jak to napisałem na początku film bywa trudny. Nie można było ukazać scen erotycznych czy też takich gdzie leje się krew w inny sposób, ponieważ film traktuje o mrocznej stronie człowieka. A ta jest nad wyraz zwierzęca, czyt. pozbawiona jakiegokolwiek pardonu. Z początku takie sceny mogą zszokować, sfrustrować, napawać wstrętem. Jednak gdy szok minie, rozumiemy, że inaczej byśmy tego nie zrozumieli. Jeżeli mówimy o poważnych tematach, to pokazujmy je również w poważny sposób.
Chciałem jeszcze nawiązać do symboliki, a tej w filmie dużo. W mojej interpretacji trzy zwierzęta, które kolejno ukazywały się bohaterom symbolizują ich samych. I tak sarna z martwym płodem ukazuje dziecko. Lis zjadający własne wnętrzności jest kobietą, a kruk mężczyzną. W filmie to natura rozdaje karty, czy to rozumiana jako otaczająca nas zieleń czy też jako natura człowieka.
Podsumowując reżyserowi z pewnością chodziło o to, żeby w widzu wzbudzić chęć do dyskusji i zastanowienie się nad własnymi korzeniami. Nie podejmujemy dyskusji na ten temat. Jest często unikany mimo, że wiemy o istnieniu prymitywnej istoty, która mieszka gdzieś głęboko w nas. Mnie osobiście film do tego sprowokował. Spowodował, że inaczej spojrzałem na siebie i otaczające mnie osoby. Do złych stron można zaliczyć podaną na tacy brutalność. Jednak jak pisałem wcześniej nie ma on tak do końca samych złych cech. Gadający lis też zbudził u niejednego uśmiech na twarzy. Reżyser mógł się bardziej wysilić i obciążyć widza obrazami, które jego same by zmusiły do wysiłku nad tym co złe i z czym to się wiąże. Moja ocena 7/10. Jednak ewolucja w odbiorze tego filmu przebiega wieloetapowo i myślę, że z każdym kolejnym seansem będzie wzrastała ku górze.