Tak to już jest z von Trierem- albo się go uwielbia albo uważa za nieporozumienie. Uważam "Antychrysta" za jego zdecydowanie najbardziej osobiste dzieło, rozprawiające się z wszechobecnym różowym mitem o dobru jako fundamentalnym elemencie ludzkiej natury. No i Gainsbourg jak zawsze zachwycająca i intrygująca, piękna po swojemy choć daleka od ideału. Ale szczerze polecam film tylko tym, którzy nań są przygotowani, na pewno nie jako pierwsze spotkanie z von Trierem. I nie ciskam absolutnie gromami w tych, którym się nie podobał- to dzieło osobne, wywołujące skrajne emocje i różnie można na nie zareagować. Szanując jednak opinię użytkowników, którym się nie podoba, upraszam o szanowanie mojej- bardzo przykry jest ostatni infantylny trend obrzucania się "debilami" i "idiotami" w komentarzach.
zgadzam sie z Toba kolego...moim zdaniem film swietny ale nie dla kazdego.Martwi jedynie ocena-za niska zdecygowanie nawet w obliczu tak sprzecznych reakcj na obraz
Ja tam np. nigdy nie patrzę na oceny filmów.Jak w ogóle można coś zamykać (sztukę jako taką, mniej lub bardziej wyszukaną) w kilku punktach? Mnie więc nie martwi niska punktacja, czy jaka tam ona jest. Punkty nigdy nie odzwierciedlą wartości merytorycznej/duchowej jakiegoś filmu.
To jest bardzo dobry film, jeśli tylko człowiek po skończeniu seansu trochę się nad nim zastanowi. Mnie refleksje gryzły całą noc, a kiedy już się z nimi uporałam i zrozumiałam jego sens, doszłam do wniosku, że to kawał dobrego kina. Na pewno nie jest to produkcja, po obejrzeniu której człowiek wstaje i zanim dojdzie do kuchni zrobić herbatę, zapomina. Lekkie to na pewno nie jest, więc i nie jest dla każdego.
I przede wszystkim zaczynasz podejrzliwie spoglądać na swoją żonę/dziewczynę/matkę twoich dzieci ;))
na szczęście nie planuję mieć żony, matką być też nie mam w planach, więc myślę, że jakoś mnie to ratuje :P