Recenzja 'Antychrysta' von Triera na http://coffeetable.ownlog.com/
świetna recenzja(teraz widzę że w mojej ocenie filmu dążyłem do logicznej syntezy - tymczasem,logika nie wszystko tłumaczy...)
ps: trawa w lesie pod stopami jest chłodna i wilgotna...
W sumie dziwi mnie to, że mimo iż pojawia się tyle negatywnych opinii o 'Antychryście' i recenzja miała naprawdę sporo odsłon, nie dostała ani jednego negatywnego komantarza...
Szkoda, że nikt nie chce przytoczyc innych argumentów, poza 1/10...
fakt, dźwięk, światło to są ewidentne plusy filmu, ale to za mało..
poraża nijakość historii i gry aktorskiej
nijakość historii??-dla mnie to esencja konfliktu: być-albo nie być: oto jest pytanie...,a sama gra aktorska hmm W.Dafoe od dawna podziwiam za dobrą i świetna grę(po raz pierwszy chyba w "żyć i umrzeć w L.A."),grał już również dla Triera wcześniej-epizod-ale dobrze wypadł,nawet w najsłabszej roli jaką z jego udziałem widziałem to "Angielski pacjent",znakomity u Scorseze w "Ostatnim kuszeniu...",a teraz?znakomity podobnie jak odtwórczyni głownej roli(jak dobrze kojarzę również świetna rola w "21 gram")...cóż...de gustibus,et de coloribus noten disputandum...
"nijakosc historii i gry aktorskiej"
Mam nadzieję, że masz jakieś sensowne argumenty na poparcie tej tezy?
Tych którzy mają jakieś "ale" do filmu, czy recencji zapraszam do komentowania. Interesujące może być to, co macie do powiedzenia.
tak, bo konflikt 'ona-on' niejednokrotnie został poruszany w kinie i nie potrzebował epatowania płynami ustrojowymi, gore i innymi sztuczkami, na które łapie się młodzież..
a aktorstwo? przerażenie, niepokój, paranoję najłatwiej jest zagrać, nie wspominając o udawaniu orgazmu - to żadna filozofia i sztuką jest zagranie przeciętniaka..
Konflikt "on-ona"? Nie wiem czy na pewno ogladałam ten sam film, ale na dobrą sprawę żadnego tego typu konfliktu w tm filmie nie dostrzegam. Może momentami. Owszem zgrzyty na linii racjonalizm - emocjonalnosc(znów uproszczenie), pierwotnośc, instynkty - a to, co zwykliśmy nazywać moralnością, harmonia łagodności - a gwałtowne siły tzw" chaosu".
Młodziez tłumnie dobijająca do kinowych drzwi przyzwyczaiła się do dosłownego traktowania filmów okraszonych przystawkami typu penis, wagina, flaki, sceny rodem z gore. W sumie się nie dziwię. U Larsa tytuł jest ewidentnym wabikiem. Natomiast same sceny seksu(gwałtów) i brutalnej agresji to istotne i moim zdaniem nieząstopiane środki wyrazu. Wrzeszczą z ekranu po to, by przykuć uwagę Jasia Kowalskiego, kóry na ten film idzie z myslą "Historia o nim i o niej , bedzie rżnięcie i krew. Fajnie!"
A potem taki Jasio się rozczarowuje... bo rżnięcia za duzo nie było, flaków też. Lepsze sceny widział w innych produkcjach. Jednym słowem - nuda... to już było.
Nie było, moi drodzy. W przypadku najnowszego filmu Larsa mamy do czynienia z ewenementem. Ale nie nowym kierunkiem w tworzeniu filmów psychologicznych, to jedynie specyfika von Triera - coś czego mimo usilnych prób nie da się zdefiniować. Proponuję najpierw zapoznać się z twórczością Duńczyka. W jej kontekście znacznie obiektywniej można ocenić ten film.
ale po co te krzyki? żeby przykuć uwagę widza? no to oglądam, i co oglądam? krzyki bez treści.. ten film to przerost formy nad treścią, a nawet Polański, którego nie lubię potrafił zachować równowagę między treścią a obrazowaniem ich bez przekraczania cienkiej linii dobrego smaku jaką von Tier przekroczył.. i znowu - po co? aby 'zaszokować'? a na co komu szokowanie gdy nic z niego nie wynika, niczego nie zmienia.. wtórność, wtórność i jeszcze raz wtórność..
Wszyscy wciąż wokół powtarzają o przekroczonej granicy, linii dobrego smaku, czy zszarganych nerwach. A ja pytam, dlaczego? Dlaczego ludzie nagle zaczynaja zgrywać obruszonych świętoszków?
Tutaj chodzi o jakiś rodzaj emocji, czysto negatywnych emocji - które w tym filmie zostały zaznaczone jaskrawym kolorem. Nie chce mi się wierzyć, że w zyciu przeciętnego Jasia K. czy Georga. J, obojetnie z której czesci globu nie pojawiały się momenty, w których nie miał ochoty walić głową w kibel, czy zacząc pieprzyć swoją żonę tylko po to, by na chwilę przestać myśleć i uciszyć to, co kołacze mu się w głowie.
Łopatą, bo łopatą. Ostro, bo tak czasem mówić nalezy. A ludziska się obruszają. Kino już dawno przestało być sferą swiętego sacrum, pora się z tym pogodzić.