Naczytałem się sporo skrajnych recenzji - od mieszania "Antychrysta" z błotem do wychwalania go pod niebiosa. Dlatego też postanowiłem się wybrać do kina, ciekaw co tym razem Lars zaserwuje swoim widzom (choć w wywiadzie z "Newsweek'a" zarzekał się że nie obchodzi go zdanie widzów bo robi filmy dla siebie - po co więc pokazuje je publiczności?). Niestety ten obraz do mnie nie przemawia. Jak dla mnie jest to zwykła prowokacja - granie na nosie w stronę widza, pokaz ciężko zrozumiałych dla przeciętnego zjadacza chleba symboli oraz scen gore, które zniesmaczą niejednego miłośnika brutalnego i krwawego kina. Nie mam pojęcia co miał na celu ten film - co sobą reprezentuje i co reżyser chciał przez niego pokazać. Jedyne co mi się podobało to strona techniczna - zdjęcia i efekty specjalne trzymają bardzo wysoki poziom. Ale reszta to jedynie krwawa rzeźnia i wyuzdany, obrzydliwy seks. Nie będę się doszukiwał drugiego dna, ukrytych znaczeń, symboli czy tym podobnych, którymi przychylni filmowi krytycy chcą wmówić ludziom że jest to wybitne dzieło. Piszę co widzę - a przedwczoraj w kinie ujrzałem dziwny, wypchany po brzegi obrzydliwymi i niezrozumiałymi scenami film, do którego już raczej nie wrócę.